Gdyby marka Harley-Davidson musiała ustawić na Facebooku status związku z motorsportem, stawiam dolary przeciwko guzikom, że w małym okienku tuż pod zdjęciem profilowym pojawiłby się zwrot „to skomplikowane”. Choć na kartach historii model XR750 zapisał ponad 1000 zwycięstw i 28 tytułów mistrzowskich, to nikt o zdrowych zmysłach nie powie o Harleyu, że to marka o sportowym zacięciu.
Na skróty:
Gdybym był nad wyraz upierdliwy – a wiadomo, że jestem – skonfrontowałbym zwycięstwa XR-a z ówczesnymi przepisami. Wyszłoby na jaw, że marka z Milwaukee po pierwsze, startowała w kategoriach, które nie były oblegane przez konkurencję, a po drugie, delikatnie mówiąc, była faworyzowana przez organizatorów. Przełomem miał być model VR1000. Inspiracją do jego powstania był Nowozelandczyk John Britten i jego samodzielnie zbudowany motocykl o nazwie Britten V1000. John przywiózł go do Ameryki i czterokrotnie wygrał w Daytona 200, dając chłopcom z Harleya nadzieję, że i oni są w stanie zbudować V-Twina do wyścigów.
Prace nad prawdziwie wyścigowym motocyklem H-D rozpoczęły się pod przewodnictwem Marka Tuttle’a. Niestety jego przywiązanie do historii marki sprawiło, że zaproponował silnik chłodzony powietrzem, będący kolejnym wcieleniem tego z XR750. Taka konstrukcja nie miałaby żadnych szans z ówczesnymi konkurentami z Europy i Japonii. Na szczęście do projektu zaproszono również Erika Buella, który szybko opracował plan na nową jednostkę: miała być chłodzona cieczą, mieć wałki rozrządu w głowicy i pojemność 1000 ccm. Poza Buellem, nad motocyklem głowili się najlepsi wówczas specjaliści: Mike Itafa, Roush Industries, Cosworth i Branch Flowmetrics.
Po wielu problemach z silnikami i skrzyniami biegów, w 1994 roku w końcu udało się stworzyć ostateczną wersję. Ważący 204 kilogramy VR1000 generował 135 KM mocy przy 10 000 obr./min. Choć w porównaniu z konkurencją moc nie była oszałamiająca, wyścigowy Harley miał przewagę w postaci znakomitego prowadzenia i stabilności w zakrętach. Ciekawostką jest fakt, że VR1000 miał być homologowany w Polsce, bo u nas proces ten był podobno dużo prostszy niż w USA. Ostatecznie jednak VR1000 dostał homologację drogową w Niemczech.
Do wyścigu Daytona 200 w 1994 roku kierowca Harleya, Miguel Duhamel, stanął z 68 pola startowego. Szybko przebił się do czołowej dwudziestki, kręcąc czasy na poziomie liderów wyścigu. Sukces, przynajmniej PR-owy, był na wyciągnięcie ręki. Niestety przed końcem wyścigu silnik wyzionął ducha. W kolejnych startach VR1000 zaliczał nawet chwilowe prowadzenia w stawce, ale za każdym razem pojawiały się problemy. W ostatnich latach produkcji podniesiono moc do 175 koni mechanicznych.
Nie wystarczało to do walki z resztą stawki i tak w 2001 roku na dobre zaniechano rozwoju wyścigowych motocykli Harley-Davidson. Silnik z VR1000, zmodyfikowany przez inżynierów Porsche, przez kilka lat wykorzystywano jeszcze w modelu V-Rod. Ten jednak nigdy nie został hitem sprzedaży i wraz z wycofaniem go z oferty umarł ostatni element legendy wyścigowych motocykli H-D.
Dwie twarze
Kulawą historię obecności amerykańskiej marki w sportach motorowych przytaczam nie bez powodu. W połowie maja odezwał się do mnie Giacomo Galbiati, pochodzący z Włoch budowniczy, którego mogliście poznać przy okazji jego innego customa, Royal Enfielda Bullet 500 o nazwie Rajasthan to Rome. Giacomo wysłał mi zdjęcia swojego nowego projektu z informacją, że będzie go można obejrzeć podczas najlepszej imprezy w Europie – „Bike Shed London”. Otworzyłem katalog ze zdjęciami i przeglądając je miałem wrażenie, że gość zbudował nie jeden, a dwa motocykle. Na jednych zdjęciach był czarny, na innych pomarańczowy. Dopiero na zdjęciach zrobionych pod kątem było widać, że to ten sam sprzęt, pomalowany 50 na 50. „Makao i po makale”, jak to mówił Krzysztof Jarzyna ze Szczecina.
Sam budowniczy opowiada: „Inspiracją były oficjalne kolory wyścigowych motocykli Harleya. Chciałem stworzyć motocykl typu double face, inspirowany Harleyem VR1000”. Tak powstał klasyczny cafe racer, w którym dosłownie wszystko: rama, silnik, owiewki, a nawet zaciski hamulcowe, jest polakierowane z jednej strony na czarno, z drugiej na pomarańczowo.
Do stworzenia tego projektu Włoch nie wykorzystał Harleya, a zdecydowanie bardziej usportowionego Buella S1 z 1999 roku. Jego sercem jest chłodzony powietrzem V-Twin ze Sportstera o pojemności 1203 ccm, połączony z pięciobiegową skrzynią biegów. Moc maksymalna takiej jednostki to 101 KM, a moment obrotowy wynosi 129 Nm. Do wyścigów torowych mało, do bujania się od knajpy do knajpy aż nadto! Silnik został poddany odświeżeniu, dostał nowy zestaw dysz gaźnikowych DynoJet, sportowy filtr powietrza oraz przelotowy wydech inspirowany tym z modelu XR1200. Tyle, jeśli chodzi o poprawę osiągów. Do ich okiełznania Giacomo zdecydował się poprawić hamulce. Pojedyncza tarcza ustąpiła miejsca podwójnemu zestawowi marki Discacciati.
Odwzorowanie kształtów VR1000 nie było proste, powstało przecież zaledwie 50 wymaganych do homologacji sztuk tego modelu. By osiągnąć efekt, Giacomo wykorzystał owiewkę od Benelli 500 oraz zbiornik paliwa Ducati SuperSport 750. To, co widać na zdjęciach, nie jest fabrycznym zbiornikiem z włoskiego motocykla. Budowniczy stworzył specjalną osłonę z włókna szklanego. Zadupek pochodzi ze starego motocykla wykorzystywanego w wyścigach endurance i niezbyt przypomina masywny tył VR1000, ale może to i lepiej. Mówimy przecież o inspiracji, a nie wiernej kopii. By nadać motocyklowi jeszcze więcej charakteru klasycznej wyścigówki, na zbiorniku paliwa pojawiły się małe gripy ze skóry.
Warto wspomnieć o przedniej części motocykla, gdzie dwa niesymetryczne reflektory zamontowane na owiewce, przywodzą na myśl wyścigi endurance, a wystająca zza owiewki chłodnica oleju nadaje muskularnego wyglądu. Sportowa pozycja to efekt zastosowania clip-onów Tomaselli.
Hołd dwóch marek
Double Face miał być hołdem dla wyścigowego epizodu Harleya-Davidsona i udziału w nim Erika Buella, dlatego włoski budowniczy wydrukował na drukarce 3D hybrydowy logotyp. Sygnet pochodzi z H-D, a w środku widnieje napis „Buell”. Na czarnej części zbiornika widnieje pomarańczowy logotyp, a z drugiej strony jest odwrotnie. Dość konsekwentne podejście do dwoistego wizerunku.
Projekt Double Face to dowód na to, że to, o czym jedni woleliby zapomnieć, dla drugich jest inspiracją do stworzenia czegoś zupełnie nowego.
PS. Harley-Davidson ponownie wrócił do sportu, tym razem próbując swoich sił w Kings of Baggers, czyli wyścigach najcięższych i największych motocykli typu touring. Idzie mu zaskakująco dobrze. Jest zatem jeszcze nadzieja na moją zawrotną karierę w sporcie, muszę tylko wymyślić kategorię, w której jako jedyny będę miał szanse.
Zdjęcia: Mattia Negrini