Tym razem w dziale „bez prawa jazdy” prezentujemy dosyć nietypowy opis motocykla klasy 125. Junak 123 pojawił się w naszej redakcji w 2010 roku, męczyliśmy go porządnie przez wiele sezonów i w sumie cały czas krąży po naszej orbicie. Dwanaście lat i ponad 20 tysięcy kilometrów to chyba najdłuższy test w historii naszej redakcji.
Na skróty:
Nasz Junak 123 jest żywym zaprzeczeniem tezy, że chińskie motocykle są nic niewarte. Tę krzywdzącą opinię lansują chyba tylko ci, którzy nie mieli okazji użytkować takich pojazdów. Owszem – od czasu do czasu to i owo się odkręci, żarówka się przepali czy coś zardzewieje. Ale z pewnością nie jest to reguła. Nie przeczę, w kilkunastoletniej historii obecności motocykli z Chin na naszym rynku zdarzały się modele wyjątkowo nieudane i wadliwe, ale wynikało to raczej z polityki niektórych importerów. Po prostu chcąc osiągać maksymalne zyski sprowadzali do Polski pojazdy najtańsze i rzeczywiście marnej jakości, ale wydaje się, że czas i rynek ich zweryfikowały. Praktycznie zniknęły już marki „no name”, a maszyny są coraz lepszej jakości.
Gdy Junak 123 trafiał na testy do naszej redakcji, były to jeszcze czasy prawdziwej rynkowej „wolnej amerykanki”. W Polsce oferowano dziesiątki marek i setki modeli, niekiedy rzeczywiście bardzo marnych. My mieliśmy jednak szczęście, że trafiła nam się maszyna od poważnego importera – firmy Almot. Junak nie był wtedy z pewnością najtańszą stodwudziestkąpiątka na rynku, oferował za to wysoką w stosunku do większości konkurentów jakość. Oczywiście nie była to maszyna szczególnie zaawansowana technicznie (gaźnik, bębnowy hamulec tylnego koła) ani wybitnie lanserska, ale do codziennej pracy nadawała się idealnie. Niewielkie zużycie paliwa, mała awaryjność, a przede wszystkim wyjątkowa poręczność sprawiały, że Junaczka po prostu nie dało się nie lubić. Jeżeli komuś potrzebna jest praktyczna maszyna do jazdy, nie oczekuje spektakularnych osiągów, nie dysponuje wielkim budżetem i nie ma potrzeby podnoszenia własnego ego przy pomocy motocykla, to właśnie czegoś takiego potrzebuje.
Patrząc z perspektywy czasu doceniamy jego istotne zalety: absolutną prostotę konstrukcji, solidne wykonanie, niewielką masę i stosunkowo dużą moc. Junaczek bez najmniejszych problemów przekracza 100 km/h. Dysponuje bowiem konkretną, jak na tę klasę, mocą niemal 14 KM, przy masie zaledwie 115 kg na sucho. Nawet dziś nie każdy motocykl klasy 125 ccm może pochwalić się takimi parametrami. Samodzielnie możesz przeczyścić bardzo prosty gaźnik (w najgorszym razie nowy Moretti kosztuje 62 zł), dostęp do świecy jest bezproblemowy, a na pokładzie nie ma jakichś wyszukanych (a w zasadzie żadnych) elektronicznych wspomagaczy. Jak za starych, dobrych czasów. Zbiornik paliwa o pojemności 17 litrów gwarantuje nam solidny zasięg. Na jednym tankowaniu bez problemu udawało mi się pokonywać trasę na Mazury i z powrotem, w dodatku wskaźnik paliwa działa dosyć precyzyjnie (przy sprawnej wiązce elektrycznej). Późniejsza generacja modelu 123 dysponuje co prawda tarczowym hamulcem tylnego koła, ale moc silnika spadła o 2 KM, a masa wzrosła o 5 kg. Poza tym – chyba niewiele się zmienił.
Nie będę jednak idealizował – w trakcie eksploatacji popsuło się to i owo. Już na samym początku wspólnej przygody odpadła dekoracyjna blaszka z zespołu zegarów, za jakiś czas ukręciła się linka prędkościomierza, a na końcu sparciała część instalacji elektrycznej. Ale było w tym chyba też trochę mojej winy, bo kiedyś w zimie pług zasypał go skutecznie śniegiem, a mnie nie chciało się przez blisko miesiąc go odkopać. Co ciekawe, gdy zeszły śniegi, dał się uruchomić bez najmniejszego problemu, z lekką tylko pomocą kickstartera. To naprawdę maszyna nie do zdarcia, a w dodatku jeszcze w roku 2015 kosztowała w salonie poniżej 5000 zł!
Kronika wypadków miłosnych
Oto, co przez kolejne lata pisaliśmy na temat redakcyjnego Junaka 123:
2010
W momencie odbierania z Seb-Bike redakcyjnego Ferro po przeglądzie, na zakładkę do tego samego warsztatu pojechał nasz Junak 123. Motocykl ma już przebieg 3200 km i należała mu się wizyta kontrolna. Po dokładnych oględzinach okazało się że trzeba wyregulować zawory, naciągnąć łańcuch i linkę sprzęgła oraz wymienić olej. Poza tym nie stwierdzono w motocyklu potrzeby ingerencji w żadne inne układy. Jedyną powtarzającą się kilkakrotnie awarią było topienie się rurki doprowadzającej powietrze do układu dopalania spalin, ale po jej wymianie uciążliwości ustały. Junak codziennie dowozi redakcję do pracy, a że pory już chłodniejsze, zauważyliśmy, co następuje: całonocne stanie na deszczu i w temperaturach zbliżonych do 0°C w ogóle nie wpływa na poranny rozruch. Silnik uruchamia się bezproblemowo, ale trzeba już korzystać z dźwigni ssania. Niskie temperatury i zmiany procedur rozruchu nijak nie wpływają na i tak skromne zużycie paliwa. Jest nadzieja, że jeżeli pogoda do końca się nie zepsuje, czeka nas z Junakiem w tym sezonie jeszcze wiele wspólnych chwil.
2011
Tak niedawno żeśmy się poznali… Mija rok od momentu, gdy do ciężkiej pracy w redakcji zgłosił się skromny Junak 123. Męczyliśmy go cały sezon – latem, zimą i jesienią, we wszystkich możliwych warunkach pogodowych i w różnym terenie. Męczyliśmy, męczyliśmy i… nic. Motocykl okazał się całkowicie odporny na ekstremalną eksploatację. Palił mało, jeździł szybko i niemal nie rdzewiał. Nawet miesiąc spędzony w śnieżnej zaspie nie spowodował rozładowania akumulatora. Po roku i przejechanych 4595 kilometrach redakcja uznała się za pokonaną i przyznaje, że Junak 123 to maszyna bezawaryjna i niemal niezniszczalna.
2012
Pamiętacie jeszcze naszego poczciwego „osiołka”, Junaka 123, który gościł przez dwa lata w naszych testach długodystansowych? Otóż motocykl cały czas ma się dobrze, a ostatnio udał się do „spa” w celach regeneracyjnych. W warszawskiej firmie Seb-Bike wymieniono mu wszystkie płyny ustrojowe, wyregulowano silnik, poprawiono lekko parciejącą instalację elektryczną i wymieniono ukręconą linkę szybkościomierza. Całość operacji kosztowała 250 zł, czyli – do zniesienia. Teraz Junak prezentuje się niemal jak nowy, i mimo kilku sezonów (latem i zimą) na karku rdza jakoś się go nie ima. Z powodu wspomnianej linki prędkościomierza, której nie wymieniałem przez kilka miesięcy, przebieg motocykla nie może być podany z pełna dokładnością, ale jedno jest pewne – Junak przekroczył już 7500 km i cały czas jest w doskonałej kondycji. Chińskich opon nie zmieniam, bieżnik jest jeszcze w porządku, a do uślizgów tylnego koła (a niekiedy i przedniego) podczas nawet niezbyt energicznego hamowania już się przyzwyczaiłem. Nic tak nie cieszy, jak niemal dwa tygodnie codziennych dojazdów do pracy (20 km w jedną stronę) za 60 zł!
Dalsze losy dzielnego Junaka
W roku 2011 odkupiłem potestowego Junaczka od firmy Almot, bo po prostu nie mogłem się z nim rozstać. Służył mi przez kilka lat wiernie i bezawaryjnie. Nawet nie zauważyłem, kiedy na liczniku pojawiło się 10, a potem 15 tys. km. Były to jedynie jazdy w cyklu miejskim, i dzień w dzień, lato, zima, przemierzałem nim trasę z domu do redakcji i z powrotem. W sumie ok. 40 km dziennie. Nawet pobieżne wyliczenia pokazują, że tygodniowo było to ok. 200 km, więc miesięcznie… sami sobie policzcie. Z motocyklem absolutnie nic się nie działo, nie brał oleju, chińskie opony (jeździ na nich do dzisiaj) twarde jak dębowe klocki nie wykazywały żadnego zużycia, a akumulator był ciągle ten sam, który zamontowała fabryka w Chinach. Przyszedł jednak czas na rozstanie i przy przebiegu ok 15 tys. km przekazałem go nieodpłatnie mojemu kuzynowi. Nie będę oszukiwał – w stanie nieco zapuszczonym, bo motocykl praktycznie nie widział garażu, pracował przez cały sezon, a ja rzadko go myłem, więc brud i sól zrobiły swoje.
Nowy właściciel zadbał o maszynę znacznie lepiej – pucował, czyścił, polerował chromy, a nawet pomalował zardzewiałą rurę wydechową czarną, żaroodporną farbą. Łańcuch został naciągnięty, olej w silniku wymieniony, linki wyregulowane i nic więcej. Ponieważ kuzyn używa go na zdecydowanie dłuższych dystansach niż ja, dołożone zostały boczne torby. W sezonie 2020 akumulator wreszcie ostatecznie wyzionął ducha, ale wydaje się, że 10 lat to i tak świetny wynik. Jakieś resztki prądu jeszcze się w nim tliły, tyle tylko, że nie był w stanie kręcić rozrusznikiem. Ale przecież w zapasie jest jeszcze dobrze działający kopniak. Inwestycja w nowa baterię nie była jednak wyjątkowo dotkliwa.
Obecnie Junak 123 ma nakręcone ponad 20 tys. km i może nie jest już tak piękny, jak 12 lat temu, ale jeździ niewiele gorzej. Nie stracił nic z wigoru, uruchamia się bez problemów, nie bierze oleju i w trasie jest w stanie rozpędzić się do ponad 100 km/h. Trąbi, świeci, jeździ – czego chcieć więcej?
Zdjęcia: Tomasz Parzychowski