W kilku ostatnich numerach prezentowaliśmy głównie trasy w południowych regionach Polski, zaniedbując nieco jej północną część. Czas nadrobić te zaległości. Tym razem wybierzemy się na sam północno-wschodni koniuszek naszego kraju, czyli Suwalszczyznę.
Na skróty:
Generalnie cała nasza „ściana wschodnia” to genialne tereny do wycieczek motocyklowych. Może nie ma tam takich przewyższeń i zakrętów, jak na górzystych południowych krańcach Polski, ale za to ruch jest zdecydowanie mniejszy, mniejsze zagęszczenie miejscowości i dopiero tu możemy skoncentrować się na podziwianiu wspaniałości mijanych krajobrazów. Ściana wschodnia ciągnie się od Suwalszczyzny po Bieszczady, a my tym razem „oblecimy” jej najbardziej wysunięty na północ fragment.
Do niedawna dojazd do Suwałk wcale nie był łatwy, wydawało się, że leżą one na końcu świata. Czy to samochodem, czy motocyklem, trzeba było męczyć się ładnych kilka godzin, aby tam dotrzeć. Dzisiaj, gdy droga ekspresowa na Białystok jest w pełni ukończona, czas dojazdu zdecydowanie się skrócił. Ja jednak proponuję trasę nieco ambitniejszą, w dodatku dającą możliwość osobistej inspekcji stanu zaawansowania budowy naszych dróg. Z Warszawy przez chwilę (ok. 90 km) polecimy „ile fabryka dała” ekspresówką S8, czyli naszą autostradą na wschód, w kierunku Białegostoku, ale tylko do Ostrowi Mazowieckiej.
Tu skręcimy w lokalną drogę nr 677, przez Stare Lubiejewo w kierunku Łomży. Ku naszemu zdziwieniu, po ok. 20 km wypadniemy na fantastyczny, szeroki asfalt nowobudowanej trasy S61, który skończy się tuż przed Łomżą. Nie przejmujmy się tym faktem – piękna S61 kontynuuje swój bieg tuż za Łomżą i dowiedzie nas aż do Szczuczyna. Ten nowoczesny ciąg drogowy już niebawem będzie łączył Warszawę, poprzez Ostrów Mazowiecką i Łomżę, z Augustowem i Suwałkami. Wtedy ta nasza „dojazdówka”, licząca ok. 300 km, będzie naprawdę szybka – czuję, że będzie pięknie!
Ponieważ jest to jednak kawałek drogi, proponuję wyruszyć w piątkowe popołudnie, aby na wieczór znaleźć się w Suwałkach, a po rozprostowaniu kości i uzupełnieniu płynów, w sobotni poranek rozpocząć właściwą wycieczkę. Wbrew pozorom, Suwalszczyzna to całkiem spory region, bo rozciągając się się na terenach Polski i Litwy, w zasadzie obejmuje swoim obszarem tereny dawnej Guberni Suwalskiej.
W jej skład wchodziły takie miejscowości jak Suwałki, Augustów, Sejny oraz litewskie Mariampol, Władysławów, Wyłkowyszki czy Wierzbołów. Tylko nie próbujecie mówić mieszkańcom tych okolic, że to część Mazur czy Podlasia, bo obraza będzie wielka. Etnicznie i kulturowo jest to całkiem osobny region. W dzisiejszych czasach i przy otwartych granicach spokojnie możemy sobie pozwolić na peregrynacje zarówno po polskiej, jak i litewskiej stronie. W zasadzie ograniczeni jesteśmy jedynie czasem.
Dla grzybiarzy i narciarzy
Z Suwałk wystartujemy drogą nr 652 w kierunku zachodnim, aby przez Filipów i Mieruniszki dobić w okolicy Kowali Oleckich do krajówki nr 65 i dojechać nią aż do Gołdapi, tuż pod granicę z Obwodem Kaliningradzkim. Sama droga 652 jest bardzo malownicza i wije się między jeziorami. W Mieruniszkach możemy zerknąć na mocno zapuszczony i trudny do znalezienia cmentarz żydowski czy ruiny ewangelickiego kościoła. Te zdewastowane obiekty świadczą o wielokulturowości regionu.
Gołdap to w zasadzie Mazury, ale stąd skierujemy się już tylko na wschód, zwiedzając po drodze najbardziej znane obiekty. Ponieważ trasa z Suwałk do Gołdapi to ok. 50 km, więc być może poczujecie głód. Nie sposób nie wspomnieć tu o tradycyjnej w tych okolicach potrawie – kartaczach, zwanych też cepelinami. To coś w rodzaju bardzo dużych ziemniaczanych pyz z mięsem, chociaż nadzienia mogą też być inne. Pierwszą okazję do ich skosztowania będziecie mieli właśnie w Gołdapi, chociaż ich stolicą są podobno Sejny, do których dotrzemy znacznie później. Przy okazji – myślicie, że Mazury i Suwalszczyzna to płaskie tereny? W Pięknej Górze, tuż obok Gołdapi, znajdziemy całkiem pokaźny wyciąg narciarski i ponad 2 km tras zjazdowych.
Po krótkim odpoczynku ruszamy w dalszą trasę, a zapewniam, że będzie fantastycznie! Wbijemy się bowiem w drogę nr 651, która niemal cofnie nas w czasie. Pogranicze z Obwodem Kaliningradzkim i Litwą to rejon bardzo słabo zaludniony, za to z ogromnymi połaciami niemal nietkniętych ludzką ręką lasów, pełen tajemniczych miejsc. Ruszając w kierunku granicy litewskiej, jechać będziemy skrajem Puszczy Rominckiej. To ogromne połacie lasów, tylko z rzadka przecinane szutrowymi drogami. W niektóre z nich można wjechać, trzeba tylko uważać, żeby się nie zgubić. My trzymamy się drogi nr 651 i zatrzymamy przy kilku ciekawych obiektach.
Myślicie, że słynne mosty w Stańczykach to jedyne ciekawe obiekty kolejowe w tych okolicach? Nic bardziej mylnego – zanim dojedziemy do Stańczyków, zatrzymamy się na chwilę w Botkunach, a następnie w Kiepojciach, bo tam też znajdziemy fajne kolejowe wiadukty. Bezpośrednio trudno do nich podjechać, lepiej podejść kilkaset metrów, dacie radę. Te zapomniane dzisiaj obiekty były świadectwem potęgi militarnej i gospodarczej Prus. Trzy budowle zaprojektowane w stylu włoskich akweduktów są pozostałością dawnej linii kolejowej łączącej Gołdap i Gusiew. Dlaczego linia nie działa? Ponieważ już w 1944 roku radzieckie wojska rozebrały tory i wywiozły w bliżej nieznanym kierunku…
Gdy już uporamy się ze zwiedzaniem resztek linii kolejowej, podążymy dalej tą samą drogą przez Żytkiejmy i Żerdziny, aż do Wiżajn. Jadąc tą drogą mamy wrażenie, że czas się tu zatrzymał wiele lat temu. Cisza, spokój i bardzo mały ruch samochodów nastraja do kontemplacji. W ramach ćwiczeń lekkiej jazdy terenowej proponuję w Wiżajnach zapuścić się w naprawdę lokalne, marnej jakości drogi i objechać dookoła jezioro o tej samej nazwie. Da się!
Z Wiżajn pojedziemy dalej tą samą drogą do Szypliszek, to jedynie 20 km. Jeżeli ktoś jest spragniony zagranicznych wojaży, to właśnie nadarza się okazja. Z Szypliszek, drogą nr 8, do przejścia granicznego z Litwą jest zaledwie rzut beretem, ok. 6 km. Do większego miasta – Mariampola – dotrzemy w pół godziny i tam zakupimy fantastyczny kwas chlebowy. Chociaż na początku swego istnienia Mariampol leżał kolejno na terenie Rzeczpospolitej Obojga Narodów, Królestwa Prus, Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego, to jednak zawsze zamieszkany był głównie przez Litwinów. Głębiej w Litwę się nie zapuszczamy, bo do dyspozycji mamy tylko krótki weekend.
Z Szypliszek pojedziemy dalej, trzymając się cały czas drogi 651, tak długo, aż dojedziemy do Sejn (ok. 25 km). Po drodze możemy zahaczyć o Puńsk i zobaczyć w miniskansenie, jak wyglądała dawna typowa zagroda litewska. W przeciwieństwie do zabudowań mazurskich, wszystko jest tu drewniane, a dachy kryte strzechą, a nie dachówką. Jeżeli jednak chcecie doświadczyć, jak żyli w tych okolicach ludzie w czasach znacznie wcześniejszych, pogańskich, to polecam znajdującą się nieopodal – w Oszkiniach – rekonstrukcję (a raczej wariację na temat) XIII-wiecznej osady Prusów (a może Jaćwingów?).
Gdy dotrzemy już do Sejn, znowu rozejrzymy się za kartaczami/cepelinami. Tu polecam Karczmę Dom Litewski – znają się na rzeczy. Ja w swojej podróży pojechałem dalej drogą nr 663, a następnie kawałeczek krajową nr 16 do Gib i tu w miłym towarzystwie zanocowałem w ośrodku Gieret, gdzie na kolację były grane… znów kartacze, i to w takim rozmiarze, że nie udało mi się zjeść w całości nawet jednego.
Zmiana środka transportu
Z Gib udajemy się bardzo lokalnymi drogami w kierunku Suwałk, ale zatrzymamy się kilka kilometrów wcześniej, nad Wigrami, i zmienimy środek transportu. Na finiszu naszej wycieczki nie możemy bowiem nie wspomnieć o jednej z ważniejszych atrakcji tego regionu. Co prawda niemotocyklowej, ale też będzie fajnie.
Otóż na Suwalszczyźnie, oprócz przepięknych jezior, wije się Czarna Hańcza, po której możemy spłynąć kajakami. W zależności od tego, ile mamy czasu, wybierzemy sobie dystans do przepłynięcia. A możliwości jest bardzo wiele, bowiem cały szlak spływowy po Czarnej Hańczy, zaczynający się nad Wigrami, a kończący na jeziorze Rospuda, to niemal 140 km! Z głównych atrakcji polecam liczne śluzy, w tym Gorczycę, która zapewne nie ma zbyt wiele wspólnego z naszym znanym redakcyjnym kolegą.
Z noclegami nie będzie w ogóle kłopotu, więc nie polecam jakiegoś konkretnego miejsca. Dla mototurystów lubiących dzikie pola biwakowe i namiotowiska to po prostu raj. Dla bardziej wybrednych znajdą się także bardziej cywilizowane kempingi, agroturystyki czy hotele. Można też wybrać opcję dość ekstrawagancką – w pokamedulskim klasztorze w Wigrach.
zdjęcia: Marek Harasimiuk, archiwum redakcji, autor