Zawsze uważałem ruch motocyklowy za raczej skonsolidowaną grupę, zaryzykowałbym tu nawet określenie: społeczną. Owszem, zdarzały się oczywiście pewne wyjątki, niejako potwierdzające regułę. Chodzi tu np. o harleyowców, traktujących użytkowników innych motocykli jako niższą kastę jeźdźców. A i tego nie należałoby uogólniać, gdyż w Polsce bardzo często zanim ktoś dosiadł wymarzonego H-D, przechodził kolejne etapy finansowo-pojemnościowe, ujeżdżając po drodze przeróżne inne motocykle: polskie, niemieckie, radzieckie etc.
W takim wypadku trudno było w imię samej tylko ideologii zrywać stare sprawdzone motocyklowe przyjaźnie. Pewnego rodzaju rozłamy można było zaobserwować również wśród motocyklistów jeżdżących weteranami, gdzie swą odrębność od innych starali się czasem zaznaczyć właściciele „anglików”, przy czym związane to było raczej z odmienną konstrukcją motocykli niż z jakąś dodatkową ideologią.
Koniec końców łączyło ich jednak zawsze to samo: wiatr we włosach i ten osobliwy stan ducha, w jaki wprowadza jazda motocyklem. Jednakże zaistniał w historii jednośladów pewien zaiste poważny konflikt, selekcjonujący wyraźnie dwie całkowicie odrębne grupy jeźdźców. Był to rozłam pomiędzy dosiadającymi typowych klasycznych motocykli rockersami a jeźdźcami na skuterach – modsami. Zjawisko to nasiliło się w Europie najgwałtowniej na przełomie lat 50. i 60., i później w latach 60.
Zacząłem coraz bardziej interesować się tym okresem, zwłaszcza odkąd sam często jeżdżę swym już piątym skuterem – polską Osą, przy okazji obserwując innych użytkowników tej w końcu dość specyficznej formy motocykla, jaką jest niewątpliwie skuter.
Decydującym jednak bodźcem, który ostatecznie nakłonił mnie do głębszego zastanowienia się i poznania przyczyn tej odrębności modsów była sympatyczna rozmowa z pewną panią w wieku zdecydowanie balzakowskim, która z dumą i rozrzewnieniem wspominała zwariowane lata sześćdziesiąte, kiedy to szalejąc na swoim skuterze była polskim modsem (a może modsówą?).
W obecnym czasie jest to raczej moda, właśnie na owe lata 60., aniżeli pełne nawiązanie do tamtej ideologii, ale nie da się ukryć, że modsi wciąż są wśród nas….
Historia skutera rozpoczęła się na początku naszego stulecia. Pierwsze konstrukcje tego typu pojawiły się ok. 1915 roku, a w latach 20. zostały znacznie rozwinięte, dobrymi tego przykładami są francuski Monet-Goyon z 1921 r. czy niemiecka Megola z 1925 r. Jednakże w tamtych czasach skuter traktowany był bardziej jako ciekawostka konstrukcyjna i nie odegrał znaczącej roli w rozwoju motocykli jako takich.
Prawdziwy boom na skutery, w pełnym tego słowa znaczeniu, nastąpił w latach 50. i 60. Każda licząca się wytwórnia motocykli w Europie wprowadziła do produkcji model skutera. Jego charakterystycznymi cechami były: mały rozmiar kół (najczęściej 8″ do 14″), brak środkowej górnej części ramy oraz oblachowanie całego pojazdu dla zabezpieczenia przed zabrudzeniem, zarówno od strony silnika, jak i jezdni. Brak środkowej górnej części ramy (w porównaniu do klasycznego układu motocykla) ułatwiał dosiadanie skutera kobietom, zwłaszcza tym w sukienkach.
Bardziej luksusowe skutery wyposażone były w rozrusznik elektryczny. Bardzo ważną . cechą skuterów było staranne opracowanie ich resorowania, tak aby maksymalnie zwiększyć komfort jazdy.
W latach największej ekspansji skuterów pojawiały się coraz to nowe „wariacje na ich temat”, dziesiątki marek, typów, modeli. Po drogach Europy poruszały się niezliczone ilości skuterów miejskich, turystycznych, towarowych, z przyczepką z boku, z przyczepką z tyłu, riksz i wiele, wiele innych. Z pewnością różnorodność ta stanowiłaby materiał na bardzo obszerną książkę…
Pod koniec lat 40. ogromną rolę w spopularyzowaniu skutera odegrały dwie włoskie firmy: Piaggio – skutery Vespa, oraz Innocenti – skutery Lambretta. Swoimi wyrobami opanowały całą Europę zarówno poprzez eksport skuterów, jak i sprzedaż licencji, które zostały zakupione m.in. przez tak renomowane firmy jak angielski Douglas (Douglas-Vespa) czy niemiecki NSU (NSU-Lambretta).
W Polsce w 1958 roku rozpoczęto produkcję skutera rodzimej konstrukcji: Osa M-50, o poj. 150 ccm, a dwa lata później Osa M-52 o poj. 175 ccm i wymuszonym układzie chłodzenia za pomocą dmuchawy. Polskie Osy były bardzo udanymi konstrukcjami, odnosiły nawet sukcesy w sporcie. Estetyczna karoseria, świetny silnik, nowoczesne zawieszenia – w tamtych czasach było się czym pochwalić. Jedynym mankamentem Osy było to, że była po prostu kosztowna, znacznie droższa od najpopularniejszej WFM 125. Usprawiedliwieniem dla wysokiej ceny było głównie nadwozie, a więc właściwa skuterowi elegancja.
O popularności skuterów w Europie niech zaświadczą liczby: w 1955 roku obydwa wspomniane koncerny – Piaggio i Innocenti, produkowały dziennie (!) 1000 skuterów we Włoszech i prawie 300 za granicami kraju, nie mając jednocześnie żadnych problemów ze zbytem. Skuter stał się wszechobecny i zaczął naprawdę królować na drogach.
Na przełomie lat 50. i 60. pojawiły się grupy modsów (Mod – angielskie określenie użytkownika skutera). Ruch ten najbardziej zauważalny był w nadmorskich kurortach Anglii, gdzie kult skuterów był równie silny jak kult motocykli. Modsi byli to przeważnie młodzi ludzie z tzw. „dobrych”, zamożnych rodzin, szukający pewnej odmiany, aczkolwiek na odpowiednio wysokim poziomie; zawsze modnie ubrani w kraciaste marynarki i spodnie bermudy.
Ich celem była wieczna zabawa, ale wyłącznie we własnym, bardzo szczelnym gronie. Do otaczającego ich świata odnosili się z charakterystyczną ironią, akceptując tylko swój snobistyczny styl życia. Skuter traktowali bardziej jako sposób zademonstrowania swej odmienności, a nie jak rockersi jako sposób na życie przez jazdę.
Rockersi byli to na ogół ludzie żyjący w kulcie wolności, której symbolem była jazda motocyklem. Była to młodzież raczej z niższych warstw społecznych. Ich celem była także zabawa, jednak w zdecydowanie odmiennej formie niż zabawa wg modsów. Radość rockersów zawsze powiązana była z jazdą, żyli po to, żeby jeździć, jeździli po to, aby żyć. Ich maszyny otaczane były autentycznym, płynącym z głębi serca uczuciem, a więź z motocyklem nierzadko bywała silniejsza niż ta z superblondyną… Starcia grup modsów z rockersami były naprawdę bardzo ostre. Takie bójki przeradzały się szybko w prawdziwe bitwy, W obronie swych idei, a jednocześnie demonstrując pełną pogardę dla wartości wyznawanych przez przeciwnika, nie wahano się przed brutalnym użyciem siły. Odgrywały się sceny niczym z sensacyjnego filmu: lała się krew, łamały kości, demolowano motocykle i skutery. Znanych jest nawet kilka przypadków ofiar śmiertelnych. Poza wszelkimi różnicami, obie grupy łączyło jedno: bezwzględna nienawiść wobec wroga.
W Polsce zjawisko to nie występowało na szczęście w aż takim nasileniu jak w Europie Zachodniej, zwłaszcza w Anglii. Jednakże i u nas modsi, określani jako „bananowa młodzież”, tworzyli zwarte grupy, demonstrując swą odmienność charakterystycznym strojem, stylem bycia i zabawy. Do dobrego tonu należało posiadać jak najlepszy (czytaj: najdroższy) skuter. Miało to niebagatelne znaczenie w stawianiu się ponad szarą, socjalistyczną przeciętność.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę, że w polskich warunkach skuter (ze względu na swoją cenę) był pojazdem zdecydowanie luksusowym. Wielu znanych ludzi, aktorów, piosenkarzy, można było spotkać śmigających na białych Peugeotach czy Vespach. Była to moda o wyjątkowo mocnym natężeniu.
Jedną z głównych różnic dzielących modsów i rockersów był stosunek do pojazdu i samej jazdy. Rockersi kochali swoje maszyny i bardzo o nie dbali, modsi natomiast traktowali skutery bardziej przedmiotowo, jako środek do osiągnięcia swego celu, a nie cel sam w sobie. Najprawdopodobniej właśnie to stało się bezpośrednią przyczyną konfliktów.
Obecnie na ulicach naszych miast można znowu spotkać młodych ludzi ubranych w stylu lat 60., w kaskach typu „orzeszek”, mknących na z reguły białych Vespach, Lambrettach, Peugeotach czy Osach. Jest to niewątpliwie pewna próba wskrzeszenia idei modsów, na szczęście nie występują już tak silne antagonizmy pomiędzy nimi a rockersami, jak kiedyś. Obie te grupy jeżdżą dziś i bawią się wspólnie.
Nierzadko spotykam też ludzi grubo po czterdziestce, którym w młodości nie udało się (na ogół z powodów finansowych) zrealizować marzeń o skuterze. Być może uda się teraz, bo przecież wiek nie gra tu chyba roli…
Na zakończenie chciałbym jeszcze raz wspomnieć panią, z którą rozmowa zainspirowała mnie do napisania tego artykułu. Otóż pomimo tego, że swe 40 urodziny obchodziła już dość dawno, nadal ma tę samą Osę, o której mi opowiadała i – uwaga – od czasu do czasu, aby odświeżyć swe szalone wspomnienia, urządza sobie skuterowe wycieczki. Już wiem, co teraz niejednemu z czytelników świta w głowie: nie, nie, nie sprzeda jej za żadne skarby świata!
Tak więc duch modsów jest wciąż żywy, oni po prostu – czy młodzi, czy też przyprószeni siwizną – nadal są wśród nas.