Gdy, Szanowny Czytelniku, weźmiesz do ręki to najlepsze na świecie pismo motocyklowe, już tylko kilka dni będzie dzieliło cię od wakacyjnych miesięcy: lipca i sierpnia (tekst z numeru majowego, przyp. red.). Co prawda rozmaici spece od pogody przewidują pesymistycznie, że tegoroczne lato zerwie z kilkuletnią tradycją pory suchej i ciepłej. Ale w nas, turystach motocyklowych, nadzieja i wiara zawsze jest silniejsza od zwątpienia i upadku ducha.
Jeśli uważnie czytaliście artykuł w kwietniowym „Świecie Motocykli” pt. „W drogę” i wyciągnęliście z niego wnioski, jak się do tej drogi przygotować, to musiało Wam wyjść, że żadna (nie)pogoda nie będzie Was w stanie zaskoczyć. Po kwietniowych przygotowaniach i majowej wędrówce „nie tylko w Bieszczady” rosnący w miarę jazdy apetyt na coraz więcej i więcej kilometrów proponuję zaspokoić przy pomocy opisanej poniżej trasy.
W poprzednim odcinku przewodnika był sugerowany kierunek południowowschodni naszego kraju. Tamta trasa otwierała przed żądnym wrażeń motocyklistą swoje uroki i cząstkowe wspomnienia prastarej świetności Rzeczpospolitej i jej znamienitych rodów. Ale przecież „piękna nasza Polska cała, piękna, żyzna i niemała”, i jeszcze wiele miejsc do zaliczenia przed nami. Tym razem poślę Wasze motory w kierunku północno-wschodnich krańców Polski. Jest to wyjątkowo piękna część naszej Ojczyzny.
Trasa jest tradycyjnie 10-dniowa, ale można ją zarówno skrócić, jak i wydłużyć, zaliczając po drodze rozliczne zloty motocyklowe. Z góry przepraszam, że startujemy w Warszawie, ale nawet jadąc z Krakowa, Szczecina czy Wrocławia, nie będzie to wielkie nadłożenie drogi. Od siebie mogę tylko dodać, że tylko w lipcu i sierpniu daje się po ludzku jeździć motocyklem ulicami Warszawy, gdyż większość tubylców szuka wytchnienia na wywczasach. A zatem startujemy:
I dzień
Warszawa – Siedlce – Łosice – Janów Podlaski (stadnina koni) – Siemiatycze – Garbarka (sanktuarium prawosławne) – Hajnówka – Białowieża (nocleg).
II dzień
Białowieża (wybieramy najbardziej leśne drogi z dostępnych – informacje na miejscu) – Białystok – Sokółka – Augustów – Sejny – Wigry (klasztor Kamedułów) – Stary Folwark (nocleg).
III dzień
Przed wyruszeniem w drogę długie studiowanie map, tak by odcinek Stary Folwark – Węgorzewo zajął nam cały dzień, a jednocześnie nie był zbyt uciążliwy (pamiętajcie o zasadzie „maks. 200 km dziennie”). Moja rada to: Jezioro Hańcza, Puszcza Romnicka z wiaduktem w Błąkalach, Gołdap, Olecko, Ełk, Giżycko i nocleg w Węgorzewie lub okolicach (wpadnijcie do pensjonatu „Aniata” w Trygorcie – przepiękna panorama Jeziora Mamry).
IV do VII dnia
Teraz robimy sobie dni kondycyjne. W zależności od pogody, albo się byczymy, albo mając nadmiar kasy pływamy statkami po jeziorach lub żeglujemy, zwiedzamy okoliczne zabytki, od krzyżackich – aż do najpóźniejszych – pohitlerowskich: Gierłoż k/Kętrzyna – kwatera Hitlera „Wilcze Gniazdo”, bunkry Dowództwa Wehrmachtu niedaleko miejscowości Przystań przy drodze ze Sztynortu do Trygortu, niedokończony Kanał Mazurski. Ponadto należy odwiedzić sanktuarium w Świętej Lipce (koncerty organowe!).
Na obiad polecam zajechać do zajazdu „Belje” urządzonego w pięknym wiatraku w Starej Różance (na północ od Kętrzyna). W następnych dniach robimy objazd całych Wielkich Jezior Mazurskich przez: Giżycko (Twierdza Boyen, Wzgórze Brunona), Pisz, Ruciane-Nidę i Mikołajki (nie zapomnijcie o kąpielówkach!). W Krutyni warto „zabrać się” na organizowane tu spływy kajakowe malowniczą rzeczką o tej samej nazwie.
VIII dzień
Śmiertelnie znużeni lenistwem wyruszamy dalej: Węgorzewo – Lidzbark Warmiński (zamek) – Olsztyn – Grunwald (ten od Matejki) – Ostróda – Pasłęk – Frombork. Nocleg pod gwiazdami – tymi samymi, które obserwował niegdyś nasz wielki astronom Mikołaj Kopernik. Uważajcie na obroty ciał (niebieskich)!
IX dzień
Frombork – Elbląg – Malbork (zamek) – Gniew – Kwidzyn – Golub-Dobrzyń (nocleg).
X dzień
Golub-Dobrzyń – Toruń (pierniki i jedna z najpiękniejszych w Polsce starówek) – Ciechocinek (tężnie solankowe, wody zdrojowe) – Płock (zespół staromiejski na skarpie wiślanej) i do wyboru: kończymy wycieczkę i tniemy w kierunku domu, po drodze (ewentualnie) nocując lub jedziemy do Warszawy, aby się na nią pogapić, czy to z motocykla, czy z wysokich pięter Pałacu Kultury i Nauki im. J. Stalina (uprzednio dobrze zapiąwszy motocykl na strzeżonym parkingu).
Tak więc syci wrażeń wywołujemy zdjęcia i po starannym opisaniu na odwrocie wkładamy do albumu. Długo jeszcze będą przypominały wspaniałości widziane po drodze i związane z nimi przeżycia.
P.S. Wszystkie uwagi z poprzedniego artykułu dotyczące map są aktualne. Zwłaszcza mapy krajobrazowo-turystyczne zawierają opisy zwiedzanych miejscowości. Ambitniejszym proponuję przypomnieć sobie odpowiednie rozdziały ze szkolnych podręczników historii.
Tutaj nasuwa mi się refleksja, którą chcę się z Wami podzielić. Jeżeli zwiedza się przyrodę nieożywioną, to czyni się to z tym większym zainteresowaniem, im towarzyszące jej okoliczności, w jakiś sposób związane są z konkretną osobą. Jeżeli o starym drzewie w puszczy wiemy, że na nim właśnie zadyndał jakiś możny tego świata, to choćby w okolicy było całe mnóstwo równie pięknych okazów, widok tego właśnie drzewa będzie nas najbardziej intrygował.
Jeśli w okolicy jest kilka zamków, ale tylko w jednym została podstępnie zniewolona cnotliwa dzieweczka szlachetnego rodu, a jej sprośni oprawcy do tej pory w ruinach straszą, to najprawdopodobniej od tej fortecy zaczniecie zwiedzanie okolicy.
Zapytacie – po co te truizmy? Ano po to, abyście do tej wycieczki zechcieli się przygotować również od strony znajomości historii. Kto, kiedy i dlaczego był władcą tych ziem. Komu, po co i z jakim skutkiem udawało się wchodzić w rozmaite alianse, by „wykolegować” poprzedników. Być może dochodząc do współczesności, lepiej zrozumiecie co, oprócz zwykłego zdrowego gapienia się, sami tutaj robicie.
My, Polacy, często narzekamy, jak to historia się z nami niesprawiedliwie obchodziła. Dlaczego te ziemie tak łatwo kiedyś straciliśmy? Ile krwi trzeba było potem przelać, aby coś odzyskać? W czasie wojny trzynastoletniej (1454-1466) z Zakonem Krzyżackim, mimo panującego wtedy chaosu, za pieniądze (niemieckie) Związku Miast Pruskich najemnicy czescy (dowodzeni przez Polaka) z rąk najemników czeskich (w służbie zakonu) wyrwali dla Polski kawał Pomorza z Malborkiem na czele. Popatrzcie tylko: byli kiedyś rozrzutni Niemcy i wojowniczy Czesi. A to ci dopiero się działo! Czyż nie był to majstersztyk polskiego „kombinowania”?
A jaki z tej powiastki morał płynie dla nas? Kochani! Pieniądze zawsze da się zorganizować, a motor oporządzić! Mazury są nasze – w drogę!