Początek lat 90. był ogromnym szokiem dla wielu firm, działających dotąd spokojnie w warunkach gospodarki socjalistycznej. Jedną z nich była wschodnioniemiecka MZ, która nagle stała się zachodnioniemiecką. W artykule z numeru 1/1993 Krzysztof Wydrzycki przyjrzał się ówczesnej ofercie marki, która usilnie próbowała przetrwać w otoczeniu miażdżącej konkurencji. Dziś wiemy, że się to nie udało.
Przez wiele lat marzeniem polskiego motocyklisty był motocykl produkowany w Motorradwerk Zschopau w bratnim kraju, z którym ramię w ramię usiłowaliśmy budować socjalizm. W latach 60. można było wejść w posiadanie „jaskółki”, a później „tropika” po zdobyciu odpowiedniego talonu.
W latach 70-ych TS-ki 250 można było kupić na raty. Aby kupić pierwsze ETZ-ki, koczowano w namiotach pod biurem importera. A dziś? Wystarczy pójść do przedstawicielstwa PEZETEL, by kupić sobie jeden z wielu modeli. Przez lata MZ-etki były najlepszymi motocyklami dostępnymi w PRL-u. Chwalono je za małe zużycie paliwa, wytrzymałość, niezawodność i wygodne zawieszenie. Były też najszybsze.
Nagle, jednego dnia, okazało się, że MZ jest firmą zachodnioniemiecką! Spowodowało to szok cenowy i gwałtowny spadek sprzedaży. Dziś klient sklepu motocyklowego woli kupić zajeżdżonego japończyka, który śnił mu się niegdyś po nocach, niż nową MZ na gwarancji. Wytwórnia nazywa się teraz MuZ (Motorrad und Zweiradwerk) i jest związana z Volkswagenem.
Wszystkie modele poddano gruntownej modernizacji. Po raz pierwszy w historii firmy zastosowano silnik czterosuwowy, będący produktem austriackiego Rotaxa. Jest to nowoczesna 500-tka z czterozaworową głowicą o mocy 34 KM, zblokowana z pięciobiegową skrzynią biegów. Wszystkie modele z silnikiem Rotaxa wyposażone są w rozrusznik elektryczny.
Jak poinformowano mnie u importera, termin sprowadzenia zamówionego motocykla nie przekracza dwóch tygodni. Zaopatrzenie w części zamienne jest dobre, a sieć sklepów i warsztatów naprawczych dostateczna. W przyszłym roku planowane jest rozszerzenie sieci dealerskiej.