Marc Marquez ma za sobą już trzy operacje kontuzjowanej ręki i nie wiadomo, kiedy wróci do ścigania. Czas nagli, bo sezon 2021 MotoGP coraz bliżej. Czy Hiszpan wystartuje na inaugurację w Katarze? Analizujemy wszystkie ostatnie plotki dotyczące 8-krotnego mistrza świata!
Na skróty:
Od wypadku w Jerez de la Frontera, podczas którego Marc Marquez złamał rękę, minęło ponad pół roku. Hiszpan, jadąc wówczas na trzecim miejscu, upadł w szybkim lewym zakręcie i wkrótce okazało się, że odniósł jedną z najpoważniejszych kontuzji w karierze. Wróć. Złamał rękę, takie kontuzje się zdarzają, jednak nieczęsto splot kolejnych wydarzeń sprawia, że powrót zawodnika do pełnej sprawności jest poważnie zagrożony.
Zawodnicy MotoGP jak cyborgi – zwłaszcza Marc Marquez
Zawodnicy MotoGP przyzwyczaili nas do tego, że przynajmniej niektórych z nich nie bez powodu nazywa się kosmitami. Oni ulepieni są jakby z innej gliny, dzięki czemu po odniesieniu kontuzji wracają na motocykl tak szybko, że normalny śmiertelnik w tym czasie dopiero ledwo co wstawałby z łóżka.
Przypomnijmy chociażby Jorge Lorenzo, który w 2013 roku wywalczył piąte miejsce w Assen zaledwie 30 godzin po operacji złamanego obojczyka. Valentino Rossi dwukrotnie w nieco ponad miesiąc wracał po złamaniu nogi. Zresztą, sam Marquez potrafił ścigać się na kilka lub kilkanaście godzin po wybiciu barku! A prawie dekadę temu powrócił do ścigania, choć po wypadku w Malezji w Moto2 widział podwójnie i nie było wiadomo, czy kiedykolwiek przestanie widzieć w ten sposób.
Zbyt szybki powrót na tor
Nie dziwi więc, że Marc chciał wrócić do ścigania się jak najszybciej. W zaledwie cztery dni od operacji złamanej ręki Hiszpan znów wsiadł na motocykl – ba, wystartował w trzecim treningu wolnym do rundy o Grand Prix Andaluzji! Umówmy się, gdyby Marquez wystartował w drugim wyścigu sezonu, w kilka dni po operacji i jeszcze wywalczył finisz na podium – to byłaby historia na film. Stało się jednak inaczej. Po wzięciu udziału zarówno w FP3, jak i w czwartej sesji, po pierwszym okrążeniu w Q1 Marquez zjechał do boksu i wycofał się z dalszej rywalizacji. W sieci krążyły zdjęcia jego fioletowego ramienia.
The arm of Marc Márquez after riding four days after his operation 😳
No wonder he’s decided to sit this one out…#AndaluciaGP
📸 @antonioboselli pic.twitter.com/yvQ8ARacFd
— MotoGP on BT Sport (@btsportmotogp) July 26, 2020
„Zawsze powtarzam, że największa odpowiedzialność spoczywa na lekarzach, którzy pozwolili mu wrócić na tor” – przyznał w wywiadzie dla Paddock TV Livio Suppo, były szef zespołu Hondy w MotoGP. „Pacjent posunął się za daleko, ponieważ ktoś powiedział mu, że może. Dawanie mu zgody na start w zaledwie kilka dni po operacji było absurdalne!”
Zresztą, w jednym z niewielu wywiadów udzielonych od czasu kontuzji Marquez sam przyznał, że wrócił za szybko. „Po pierwsze, próba powrotu po kontuzji była zbyt szybka. Płytka w mojej ręce złamała się w domu, gdy otwierałem przesuwne drzwi, chcąc wyjść do ogrodu. Ale pękła nie tylko od tego, bo stało się to w wyniku wszystkich przeciążeń, jakie powstały w Jerez. Próba powrotu w Jerez to był błąd” – mówił dla telewizji DAZN dodając, że może i jest odważny, ale na pewno nie jest nierozważny.
Złamanie w domu? Honda mówi: sprawdzam!
Według oficjalnej wersji wydarzeń, 8-krotny mistrz świata, na kilka dni przed trzecią rundą sezonu 2020 w czeskim Brnie, złamał tytanową płytkę spajającą kość ramieniową. Miało to się stać podczas próby otworzenia dużego, przesuwanego okna prowadzącego na taras. W sieci od razu zawrzało – Marc kilka dni wcześniej wrzucił do sieci zdjęcie, jak podnosi ciężarek właśnie kontuzjowaną ręką.
Krążą plotki, że wątpliwości co do okoliczności wypadku miał mieć też pracodawca #93 – Honda. Podobno Japończycy oddelegowali nawet kogoś, żeby zbadał, czy faktycznie Marquez ponownie uszkodził rękę otwierając okno, czy jednak stało się to podczas nieautoryzowanego treningu.
Podobno – znowu podobno, bo nikt tego oficjalnie nie potwierdza – Marc wraz z „z drugim zawodnikiem” brał udział w „nieautoryzowanym treningu” i wtedy doszło do pogorszenia kontuzji. Nietrudno się domyślić, że Hiszpan nie mógł trenować z nikim innym, jak tylko z bratem Alexem. Takie rewelacje ujawnił ostatnio zarówno Carlo Pernat w rozmowie z GPOne.com jak i Manuel Pecino dla Moto.it.
Kasa misiu, kasa!
Trudno powiedzieć, ile w tych rewelacjach prawdy, ale jak zwykle – w każdej plotce musi być jej ziarno. Po co Honda miałaby sprawdzać wersję Marqueza? Wszystko rozchodzi się oczywiście o pieniądze. Tuż przed startem sezonu 2020 Japończycy podpisali ogromny, czteroletni kontrakt z Markiem. Nie ma co ukrywać, że bez #93, z debiutantem Alexem w zespole i zastępcą Stefanem Bradlem, Repsol Honda nie miała co liczyć na sukces w mistrzostwach.
Oczywiście kontuzje są częścią tego sportu, a nawet poważny uraz zawsze wpisany jest w ryzyko zawodowe. Sprawa wygląda inaczej, gdy to zawodnik dopuszcza się zaniedbania podczas procesu rekonwalescencji. Jeśli Honda nie została powiadomiona o wspomnianym treningu, to w takim razie na pewno takiej formy „dochodzenia do siebie” lekarze nie polecali Hiszpanowi. A jeśli Marc nie działał w zgodzie z ich zaleceniami, Honda może chcieć wyciągnąć z tego konsekwencje. Tym bardziej, jeśli potem starano się wszystko ukryć.
Druga kwestia, także związana z pieniędzmi, to być może próba wytoczenia procesu lekarzom odpowiedzialnym za pierwszą operację, oczywiście przez prawników Marqueza. Te plotki raz po raz wracają do obiegu, bo przecież nie biorąc udziału praktycznie w całym sezonie, Marc potencjalnie stracił co najmniej kilka milionów euro – nie tylko za starty, ale też za potencjalne bonusy będące wypadkową odpowiednich wyników.
Dotkliwe konsekwencje
Bez względu na to, w jaki sposób doszło do złamania tytanowej płytki, konsekwencje były o wiele poważniejsze niż się tego spodziewano. Druga operacja przebiegła podobno bez komplikacji, ale Marquez w sezonie 2020 nie pojawił się już na torze. W grudniu Hiszpan musiał przejść kolejny zabieg, podczas którego w miejsce niezrastającej się kości dokonano autoprzeszczepu fragmentu kości z talerza biodrowego. Podczas operacji okazało się też, że zaburzony proces gojenia wynikał z infekcji w miejscu operacji. Marc wciąż jest na antybiotykach, które przecież mocno osłabiają organizm.
Kto jest winny?
Umówmy się, że przyczyn obecnego stanu Marqueza trzeba szukać dużo, dużo wcześniej. I to nawet przed jego wypadkiem. Kreowanie zawodników na cyborgów, którzy po poważnych kontuzjach wracają do jazdy po kilku albo kilkunastu dniach. Przeprowadzanie testów medycznych, które być może czasami niewiele mają wspólnego z przetestowaniem, czy uraz faktycznie nie pogorszy się podczas jazdy. Bo jak ma się zrobienie parunastu pompek do tego, co czeka zawodnika podczas jazdy 300 km/h na 160-kilogramowym motocyklu? Dodatkowo naciski ze strony zespołu, by ich najlepszy zawodnik mógł znów startować i walczyć o tytuł. Dopuszczenie Marqueza do ścigania w Jerez było błędem, to nie ulega wątpliwości. Zwłaszcza, że to niezwykle wymagający tor, na którym nie ma chwili na odpoczynek. Złamanie i operacja powodują utratę masy mięśniowej, więc o pogłębienie urazu nietrudno. Tu wraca też kwestia błędu medycznego. Zdarzają się przypadki, gdy niewłaściwie wszczepiona w kość tytanowa płytka, pod wpływem przeciążeń podczas poruszania się, może pęknąć i bez jazdy na motocyklu MotoGP albo przy ciężkim treningu. Czy tak mogło być w przypadku Hiszpana?
Czy Dovizioso zastąpi Marqueza?
W jednym z wywiadów Andrea Dovizioso przyznał, że jeśli tylko pojawi się możliwość, jest gotowy wrócić do MotoGP. Nie ma jednak zamiaru wracać do serii za wszelką cenę, a tylko w przypadku jakiegoś poważnego projektu: „Jeśli pojawi się sensowna propozycja na rok 2021 albo 2022, będę pierwszym, który zasiądzie do rozmów”.
Sama Honda raczej wyklucza możliwość, by to Włoch zastąpił kontuzjowanego Marqueza. Nie ma bowiem możliwości, by Doviemu zaproponować np. trzeci motocykl, gdy wróci Marc. Wszystko wskazuje więc na to, że przynajmniej na początku sezonu, u boku debiutującego na RC213V Pola Espargaro startować będzie Stefan Bradl.
Marc wróci czy będzie musiał przejść kolejną operację?
Jeden z fizjoterapeutów pracujących w Clinica Mobile jako pierwszy otwarcie przyznał – w motosan.es – że Marqueza być może czeka nawet operacja numer cztery! Co prawda na razie Marc pokazuje, że zaczyna pierwsze treningi – na rowerku stacjonarnym czy ćwicząc zdrową, lewą rękę. Nie wiadomo jednak, czy leczenie antybiotykami przynosi efekty. Jeśli nie, #93 grożą problemy nawet ze szpikiem kostnym, co wymusiłoby usunięcie płytki, a następnie oczyszczenie i skrócenie kości, którą następnie trzeba byłoby połączyć stabilizatorem zewnętrznym!
Miejmy jednak nadzieję, że do realizacji tego czarnego scenariusza nie dojdzie, a Marc wkrótce dojdzie do siebie. I nawet jeśli będzie musiał opuścić początek sezonu, to wkrótce znów zobaczymy go na torach MotoGP. Zanim to nastąpi, w dniu 22 lutego czeka nas oficjalna prezentacja ekipy Repsol Honda, podczas której Hiszpan, miejmy nadzieję, odpowie na wiele nurtujących pytań.
Zdjęcia: PSP Łukasz Świderek, HRC, MotoGP