fbpx

Co prawda era oklejania większości powierzchni ścian plakatami już minęła, ale określenie „motocykle z plakatów” nadal funkcjonuje i oznacza motocykl zdecydowanie nietuzinkowy. Czyli dokładnie takie, jak zebrane w tym zestawieniu.

Motocykl z plakatów, to określenie dla nas dość szerokie, ale dobrze opisujące motocykl. Motocykl, o którym się marzy mimo wszystko, którego mogłeś nawet na oczy nie widzieć, ale dałbyś sobie za niego rękę uciąć. Te plakatówki to po prostu motocykle, od których fajność bije na kilometr. Takich motocykli nie brakowało kiedyś i nie brakuje dziś. Każdy oczywiście miał swoje motocyklowe mokre sny, ale doświadczenie podpowiada nam, że poniższe sprzęty to właściwie plakatowy zestaw obowiązkowy. Zgadzacie się, czy coś byście dodali?

Ducati 916

Dziś dla wielu jest to najpiękniejszy Superbike w historii motocyklizmu. Nawet jeśli ktoś ma innego faworyta, to chyba każdy rozumie takie podejście – ten motocykl zwyczajnie jest piękny. Ale ponoć taki stan rzeczy to dzieło przypadku, bo konstruktorzy nie byli skupieni na tym, by zrobić dzieło sztuki, a przynajmniej nie pod kątem designu. Bo dzieło sztuki mechanicznej już było ich celem. I co ważniejsze, osiągneli go w takim stopniu, że konkurencja została znokautowana już w pierwszej rundzie. Gdy zaprezentowano ten motocykl w 1994 roku, opinie były jednoznaczne – nie ma bardziej wyścigowego, seryjnego motocykla drogowego na świecie. Owszem, ten sprzęt był bezkompromisowy, momentami nawet koszmarny w codziennej jeździe, ale rozpalał zmysły. A ten ogień podsycały jeszcze wyczyny w serii WSBK. Ducati 916 zdobyło 4 tytuły mistrzowskie (z czego 3 z rzędu) – 3 należały do Carla Fogarty’ego i 1 do Troya Corsera. Do dziś jest to jeden z najbardziej ikonicznych modeli Ducati i Superbike w ogóle. I w sumie do dziś jest bohaterem plakatu w niejednym pokoju, biurze czy garażu. 

Historię Ducati 916 przeczytasz w tym materiale

Honda CBR 900 RR Fireblade SC 28

CBR 900 sc28

Pierwszy Fireblade był rewolucją wśród japońskich sportów. Zerwał z trendem pogoni za dziką mocą i prędkością, na rzecz prowadzenia i lekkości. I właśnie to w 1992 r. robiło największe wrażenie, przynajmniej jeśli chodzi o jazdę. Ale to całokształt tego motocykla był najbardziej pociągający. Dobrze zaprojektowane nadwozie, ciekawe malowania i ta nazwa – Fireblade. SC28 po prostu miała w sobie dużą zawartość „składnika WOW”. Była statkiem kosmicznym, ale takim na który można było sobie pozwolić, jak miałeś to szczęście, lub o którym jeszcze mogłeś pomarzyć, że go kiedyś dosiądziesz. To nie był egzotyk jak Ducati 916, czy inne drogowe wyścigówki, które były poza jakąkolwiek nadzieją na posiadanie jej. Na plakaty z SC28 patrzyło się za małolata z przekonaniem, że kiedyś będę takim jeździł. A jeśli jeszcze tego nie zrealizowałeś, to warto się pospieszyć, bo dobrych sztuk ubywa, a ceny już są dzikie i rosną.

Historię Hondy CBR 900 RR Fireblade przeczytasz tutaj

Yamaha FZR 1000

Yamaha, ścigacz, litr – połączenie tych trzech składników było mokrym snem wielu nastolatków, który później przerodził się w marzenie realne do spełnienia. Wyścigowa sylwetka, podwójny reflektor i przepotężna moc 148 KM robiły spustoszenie w wyobraźni młodych gniewnych. Do tego na żywo motocykl robi jeszcze większe wrażenie, a gdy EXUP otworzy pełny przelot, to z wydechu dobiega dziki ryk. Na dzisiejsze standardy może i jest to klocek, ale czy wtedy ktokolwiek zwracał na to uwagę? Wyglądał, brzmiał, był mocny, był ścigaczem – czego chcieć więcej.

Harley-Davidson Fat Boy

Kto nie chciał być jak Arni Schwarzenegger? Na pewno niewielu było takich po obejrzeniu Terminatora II. T800 na Harleyu-Davidsonie Fat Boyu w pogoni za Johnem Connorem na Hondzie XR100R to był mocny widok. Na tyle mocny, że Fat-Boy przez jakiś czas był tym najfajniejszym modelem w gamie H-D. W sumie co się dziwić – to była kwintesencja cruisera. A wbrew pozorom, nie tylko sporty lądowały na plakatach.

Honda NR 750

Honda kiedyś postanowiła zrobić motocykl klasy GP 500 z silnikiem V8, który nie był V8, tylko V4, ale w praktyce był prawie V8 – czego nie rozumiesz? A mówiąc konkretniej, W czasach dominacji dwusuwowych pięćsetek, Honda trzymała się swojego przeświadczenia, że silniki 2T to skamielina, a jednocześnie chciała rywalizować w klasie królewskiej. Żeby nawiązać walkę stworzyli silnik z owalnymi tłokami, które pracowały na dwóch korbowodach. Pomysł jak niecodzienny, tak nieudany w zastosowaniu sportowym, więc po jakimś czasie go porzucono. A zamiast triumfów sportowych powstał sprzęt drogowy z silnikiem z owalnymi tłokami – Honda NR 750. Honda konstruując go nie miała żadnych barier stylistycznych, technologicznych, czy materiałowych. Jest to więc jeden z najbardziej zaawansowanych motocykli wszechczasów, w którym nie brakuje włókna węglowego, tytanu, magnezu, adamantium, vibranium i innych smaczków, których normalny człowiek nie zobaczy przez całe życie. Tego motocykla zresztą też niewielu z nas widziało poza plakatami. A szkoda, bo jest to cholernie piękny motocykl, a przynajmniej na ścianie się tak prezentował.

O historii Hondy NR 750 i owalnych tłoków przeczytasz tutaj

Kawasaki ZXR 750 Ninja

Jak miałeś Ninję to byłeś gość, nie ma co z tym dyskutować. Co prawda prawdopodobnie jeździłeś też w dresie i adidaskach, ale to nieistotne, jazda na Kawasaki w latach 90./00. rządziła się swoimi prawami. Wściekły zielony kolor, odkurzacze po bokach, nazwa, osiągi, wygląd i udział chociażby w Młodych Wilkach zrobiły robotę temu modelowi. I choć nie był wybitny w światowym sporcie, to mało który motocykl mógł z nim konkurować na „fajność” – tak po prostu.

KOMENTARZE