fbpx
2xZiQQYUXP8

Łukasz przejechał na swoim Ducati Panigale około 14 000 km, odwiedzając 10 krajów, w tym Turcję, Iran oraz Afganistan. I to wszystko na supersportowym motocyklu! Cała wyprawa trwała 31 dni. Gdzie kończy się odwaga, a zaczyna szaleństwo?

Motocyklowa podróż z Polski do Afganistanu to zawsze niesamowita przygoda. Ale co, jeśli taka wyprawa odbywa się na supersportowym motocyklu stworzonym do wyścigów? Niebezpiecznie zbliżamy się tu do cienkiej granicy między przygodą a kompletnym szaleństwem. Łukasz, samotny podróżnik i główny bohater tego wyjazdu, nie zgadza się ze stwierdzeniem, że jego wyjazd był szalony. Ze spokojem w głosie mówi mi, że szalone dopiero przed nim. Aż bałem się pytać o kolejne plany…

54 000 km przebiegu

Ponad dwustukonne Ducati Panigale V4 S Łukasza ma już w sumie 54 000 km przebiegu. Wyjazd na Bliski Wschód i dalej do Azji Środkowej nie był pierwszym tego typu przedsięwzięciem. Nasz bohater już w ubiegłym roku w sportowej pozycji pokonał za kierownicą Panigale prawie 10 000 km w czasie swojej 12-dniowej wyprawy. Jednego dnia zjadł pierwszy posiłek w Sarajewie, później oliwki w Grecji i na koniec wypił herbatę w Stambule… Spotkaliśmy się po powrocie z tamtej eskapady i już wtedy Łukasz snuł plany kolejnego, jeszcze dłuższego i bardziej ekstremalnego wyjazdu. Wtedy eskapada do Stambułu na Panigale wydała mi się szalona. Dziś już rozumiem, że dla Łukasza szaleństwo zaczyna się w zupełnie innym punkcie.

Łukasz nie bierze ze sobą wiele bagażu. Do Afganistanu wziął mniej, niż większość motocyklistów na weekendowy wypad w Bieszczady…

Dlaczego na supersporcie?

Za pierwszym razem nagrywając materiał, spotkałem się z Łukaszem w Warszawie. Tym razem, do naszego spotkania doszło w pięknych okolicznościach przyrody, na malowniczych Kaszubach w Siedlisku Milachowo. O tym miejscu jeszcze z pewnością usłyszycie, bo Łukasz już teraz zapowiedział, że właśnie tam zorganizuje w przyszłości spotkania, na których opowie o kulisach swoich wyjazdów i chętnie odpowie na wasze pytania o swoje podróże do Iranu i Afganistanu.

Najczęstszym pytaniem w kontekście podróży na Panigale, jest zawsze to, o przyczyny tak nietypowego doboru motocykla do turystyki. I tutaj nie spodziewajcie się dorabiania na siłę jakiejś szczególnej filozofii. Łukasz zawsze powtarza, że ma w Panigale wszystko to, czego potrzebuje do odbywania swoich podróży. Niczego mu nie brakuje. Jednocześnie lubi mieć ogromny zapas mocy. Ponadto od dziecka kocha motocykle supersportowe i to one budzą u niego najsilniejsze emocje. Jednocześnie sportowa pozycja nie przeszkadza mu w spędzaniu za kierownicą długich godzin. Niewątpliwie jest to związane z faktem, że Łukasz jest osobą bardzo sprawną i wysportowaną. Dalsze drążenie tematu i dopytywanie, dlaczego motocykl supersportowy, nie ma sensu… Łukasz odbije w końcu piłeczkę i odpowie wam pytaniem – a dlaczego nie?!

Śniadanie w Serbii, obiad w Bułgarii, kolacja w Turcji

Łukasz lubi dobrze zjeść. Zapytany o najlepszy kebab, ze śmiertelną powagą w głosie odpowiada mi, że jadł go obok salonu Ducati w Toruniu… Oczywiście podczas wyprawy kulinarnych wątków również nie mogło zabraknąć. Tym razem nasz bohater jednego dnia zjadł śniadanie w Serbii, później obiad w Bułgarii i na zakończenie kolację w Turcji. Dziennie średnio pokonywał od 700 do ponad 1000 km. Bez wahania stwierdza, że najpiękniejszym odcinkiem, jaki kiedykolwiek pokonał w swoich podróżach, był ten pomiędzy Ankarą a granicą z Iranem. Samo przekroczenie granicy przebiegło bez żadnych problemów. I to właśnie od granicy z Iranem zaczyna się najciekawsza i najbardziej egzotyczna część całej przygody!

Talibowie potrafią zaskoczyć…

Skąd w ogóle pomysł na wyjazd do Iranu i Afganistanu? Łukasza ciekawiły względy kulturowe i polityczne. Zawsze słyszał wiele złego o Talibach. Chciał to sprawdzić, zweryfikować, przekonać się na własne oczy jak wyglądają tamtejsze realia i codzienne życie zwykłych ludzi. Dla Łukasza bardzo szybko stało się jasne, że kreowany w mediach obraz tamtejszej ludności ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Życzliwość, serdeczność i gościnność ludzi zrobiły na nim największe wrażenie.

Choć początkowo planował inaczej, ostatecznie ani jednej nocy nie spędził w hotelu… Spał u przypadkowo spotkanych ludzi, u których też jadł i z którymi wieczorami wychodził na miasto. Talibowie, których spotkał na swojej drodze, za każdym razem zaskakiwali go swoim przyjaznym podejściem. Na każdym kroku oferowali pomoc i okazywali wielką radość z samego faktu, że motocyklista z Polski postanowił odwiedzić Afganistan. Cała komunikacja z napotkanymi osobami odbywała się za pośrednictwem tłumacza Google w telefonie z lokalną kartą SIM.

Oczywiście jazda po tamtejszych drogach do łatwych nie należy. Ich stan pozostawia bardzo wiele do życzenia, szczególnie jeśli podróżujecie na supersportowym motocyklu, zbudowanym z myślą o wyścigach na torze, a nie turystyce i przemieszczaniu się w tak trudnych warunkach. Ogromnym wyzwaniem dla Panigale Łukasza były też burze piaskowe i ponad 40-stopniowe upały. Nieraz trasa prowadziła po drogach szutrowych. Swoją drogą, to dopiero prawdziwy test dla motocykla. Niekoniecznie w jego środowisku naturalnym, ale za to jaki ciężki i bezwzględny…

Burze piaskowe nie były również przyjemne dla Łukasza. W pewnym momencie wszechobecny piasek sprawił, że nie dało się otworzyć szyby w kasku! Nie obeszło się również bez kilku bolesnych obtarć. Cóż, jeśli to największa cena za taką przygodę, chyba wciąż można powiedzieć, że było warto. Łukasz nie ma najmniejszych wątpliwości!

Największymi wyzwaniami okazały się bezlitosne upały, burze piaskowe i drogi w bardzo złym stanie, nieraz szutrowe…

90 litrów paliwa za cenę kebaba

O ile na poprzednich wyprawach bagaż Łukasz ograniczał się do symbolicznego pakunku, tym razem do tylnej części motocykla zostały przytroczone dodatkowe dwie 30-litrowe sakwy. Na wszelki wypadek zabrał również dwa małe kanistry, które ostatecznie okazały się zbędne i w pewnym momencie Łukasz całkowicie je porzucił. Stacji paliw było wystarczająco dużo. Jedynie w Iranie dodatkowe utrudnienie stanowił wymóg posiadania specjalnej karty do tankowania, dostępnej wyłącznie dla mieszańców kraju. Na ogół rozwiązaniem była pomoc Irańczyków, którzy tankowali na swój koszt z użyciem własnej karty, a następnie Łukasz rozliczał się z nimi w gotówce. Z resztą nawet wtedy, kiedy gotówki zabrakło, bez problemu udało się zatankować „na zeszyt” i uiścić płatność dopiero w drodze powrotnej. Wyobrażacie sobie analogiczną sytuację w Europie Zachodniej? Jednocześnie warto pamiętać, że ceny paliwa są tam raczej symboliczne. Łukasz śmieje się, że za cenę kebaba z surówką i herbatą mógłby kupić około 90 litrów benzyny…

Do kontaktu z lokalną ludnością Łukasz używał tłumacza Google. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem była dla niego otwartość i nieskończona życzliwość napotkanych ludzi.

Bohater czy szaleniec?

Łukasz podróżuje na motocyklu, którego miejsce w teorii jest na torze wyścigowym. Trochę tak, jakbyście pojechali na długą wycieczkę za kierownicą sportowego Ferrari. Co więcej, po powrocie wcale tego nie żałuje, tylko planuje kolejne wyjazdy, oczywiście również za kierownicą swojego Ducati Panigale. O innych opcjach nawet nie chce słuchać.

W moim cyklu „Barry na używkach” planowałem pierwotnie rozmawiać z motocyklistami na temat ich motocykli. Pytać o spalanie, ceny części zamiennych i najczęstsze usterki… Szybko zrozumiałem, że sam motocykl to tylko narzędzie, a na ogół wciągające historie i naprawdę ciekawe rzeczy dzieją się dookoła. Podobnie jest i tym razem!

Zatem Łukasz to bohater czy szaleniec? W mojej ocenie ani jedno, ani drugie. To po prostu facet, który spełnia swoje marzenia. Nie trzyma się utartych szlaków, tylko robi po swojemu. Gra na własnych zasadach w grę, którą sam sobie wymyślił. Jest w tym wszystkim szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. A przecież chyba o to właśnie chodzi?

Opinia eksperta – Paweł Boruta

Ducati Panigale V4, pomimo dodatkowych dwóch cylindrów, wykorzystuje dużo technologii znanych już od modelu 1199. Mamy więc wybitnie krótkoskokowy silnik z wałkami rozrządu pędzonymi łańcuchami i klasyczny rozrząd desmodromiczny, będący wizytówką Ducati. W taki sam sposób jak w pierwszym modelu, inżynierowie Ducati podeszli do konstrukcji nośnej. Funkcję głównego elementu nośnego pełni silnik, do którego przymocowana jest szczątkowa rama i stelaż siedzenia. Zastosowanie sprawdzonych rozwiązań odbija się bardzo pozytywnie na trwałość tego motocykla. W wykorzystaniu cywilnym poważne uszkodzenia silnika są bardzo rzadko spotykane, ciężko tu powiedzieć o typowych usterkach. Owszem, motocykle z pierwszego roku produkcji cierpiały na drobne choroby wieku dziecięcego, ale zostały one wyleczone przez kilka akcji serwisowych. Kupując sztukę z pierwszego wypustu, warto potwierdzić w autoryzowanym serwisie Ducati, że wszystkie akcje zostały należycie wykonane. Poza tym bardziej powinniśmy skupić się na historii wypadkowej i tym, czy motocykl był eksploatowany w odpowiedni sposób. Nic tak nie męczy Panigale V4, jak przyciskanie się w miejskich korkach. Szczególnie wersja V4 R, wyposażona w suche sprzęgło, jest narażona na jego spalenie przy nieumiejętnej eksploatacji. Nie oszukujmy się – jest to maszyna na tor albo do szybkiej dynamicznej jazdy i tak właśnie powinna być traktowana. Z powtarzających się usterek możemy wyróżnić awarię mechanizmu hydraulicznego sprzęgła, oraz wycieki z pompy cieczy. To drugie uszkodzenie może prowadzić także do wycieków z przegrzanej obudowy termostatu. Poza tym motocykl jest zadziwiająco trwały, biorąc pod uwagę jego niesamowite wręcz osiągi.

Technicznie rzecz biorąc, Panigale V4S to maszyna stworzona na tor, albo do bardzo szybkiej i dynamicznej jazdy…

Posiadanie Panigale V4 i prawidłowa jego obsługa niesie jednak za sobą duże koszty. Dość powiedzieć, że montaż pełnego akcesoryjnego wydechu to cała dniówka pracy mechanika. Przegląd Desmo (z regulacją luzów zaworowych), który przypada po 30 000 km to również kilka godzin wytężonej pracy mechanika. I nie zrobicie tego samemu w domu ani u „Pana Stasia” w dowolnym warsztacie motocyklowym. Ducati Panigale V4 jest skonstruowane na tyle nietuzinkowo, że domorośli mechanicy nie powinni się do tego sprzętu w ogóle dotykać. Z własnego doświadczenia polecałbym zastosować częstsze interwały wymiany oleju niż zalecane przez producenta 15 000 km. Rozsądne jest przeprowadzanie wymiany oleju mniej więcej co 5, maksymalnie 10 tys. km. W wykorzystaniu torowym powinno to następować jeszcze częściej. Zalecam też korzystanie z instrukcji obsługi, gdyż nieprawidłowe podejście do banalnego sprawdzenia poziomu oleju może doprowadzić do poważnej awarii silnika. Producent zaleca bowiem, by olej sprawdzany był mniej więcej dwie godziny po zgaszeniu w pełni rozgrzanego silnika. System smarowania Panigale V4 jest skonstruowany w ten sposób, że duża ilość oleju bardzo wolno spływa z całej magistrali. Zniecierpliwiony jeździec widzący puste okienko tuż po zgaszeniu motoru, może uzupełnić poziom do maksimum. W najlepszym przypadku nadmiar oleju zostanie wyrzucony przez układ odpowietrzenia silnika. To wymagający motocykl dla wymagających jeźdźców, którzy nie będą oszczędzali na serwisie, a maszyna będzie ich oczkiem w głowie.

Zdjęcia: autor


Tekst po raz pierwszy ukazał się w drukowanym wydaniu magazynu „Świat Motocykli” [01/2025]

KOMENTARZE