Wprowadzając na rynek Hondę CB 400N, firma określiła ją jako następcę modelu CB 400T, o nieatrakcyjnej już stylizacji. Na temat wyglądu bardzo klasycznej CB 400T o zaokrąglonych kształtach można polemizować, bowiem jak się okazało, tylko niektórzy uważali ją za nieatrakcyjną. Chodziło raczej o pojawiającą się pod koniec lat 80. tendencję do nieco kanciastego stylizowania motocykli oraz tworzenia nowych, nie tak spartańskich jak dotychczas linii nadwozia.
Na skróty:
W CB 400N zdecydowano się na śmiałe połączenie zbiornika z bocznymi pokrywami, podobnie jak w modelach Bol d’Or.
Angielski rodowód
Niewiele zmieniono w silniku, modyfikacji doczekał się jedynie wałek rozrządu. Charakterystyczną cechą jednostki napędowej, wzorowanej jakby na dawnych angielskich twinach, były równolegle pracujące tłoki. Dokuczliwym wibracjom tego typu układu korbowego miały zapobiegać aż dwa wałki wyrównoważające. Trzy zawory w każdym cylindrze (dwa ssące i jeden wydechowy) zapewniały na tyle dobrą wymianę ładunku, że z niepozornej 400-ki udało się uzyskać moc maksymalną 31,6 kW (43 KM). Umożliwiała ona rozpędzenie pojazdu do 160 km/h, co w roku 1978, gdy prezentowano CB 400N, było wartością nie do pogardzenia.
Motocykl spotkał się z ciepłym przyjęciem przez europejskich testerów i użytkowników. Chwalono zwłaszcza dobre osiągi i precyzyjny, lekko działający mechanizm przełączania biegów. Z krytyką spotkało się jedynie niedostateczne wytłumienie drgań jednostki napędowej. Wibracje dawały o sobie znać przy dłuższych przebiegach i powodowały mrowienie w kończynach.
Kłopoty z olejeniem
Na pierwszą modernizację CB 400N Honda zdecydowała się dopiero w 1981 r. Pojazd sprzedawał się bardzo dobrze i w zasadzie nie było potrzeby poprawiania zasadniczych elementów konstrukcji. Podwyższono tylko kierownicę, obniżono nieco kanapę, zastosowano bezdętkowe ogumienie o tych samych co poprzednio wymiarach, przewidziano możliwość stosowania łańcucha typu o-ring i zrezygnowano z nożnego rozrusznika. Rok później zmiany były poważniejsze, bowiem oprócz dwutłoczkowych zacisków hamulcowych z przodu wprowadzono również błotniki z tworzywa sztucznego w miejsce metalowych.
Najważniejszą jednak zmianą było poprowadzenie przewodu olejowego do głowicy cylindrów na zewnątrz silnika specjalnym przewodem. Dotychczas środek smarny dla wałka rozrządu i dźwigienek zaworowych był transportowany kanałem wewnątrz bloku cylindrów, ale uszczelki na styku blok silnika-cylindry i cylindry-głowica bardzo szybko odmawiały posłuszeństwa. Pojawiały się trudne do zlikwidowania wycieki. Wymiana dwóch małych uszczelek wymagała demontażu głowicy i bloku cylindrów. Przy okazji zmodernizowano także prowadnice i napinacz łańcucha rozrządu.
Honda CB 400N wkraczała w czwarty rok sprzedaży i mimo poprawek, które wprowadzono w czasie produkcji, zaczęła odstawać od konkurencji. Kawasaki Z 440 i Suzuki GSX 400 zaczęły odbierać klientów Hondzie w klasie 400 ccm. Koncern z Tokyo zdecydował się zatem na kolejną modernizację w 1983 r., eliminując przede wszystkim bardzo niebezpieczną wadę piasty tylnego koła. Zmieniono mocowanie zabieraka i zębatki. Ta ostatnia, utrzymywana jedynie przez pierścień rozprężny, miała tendencję do luzowania się, a po wykruszeniu rowka elementu zabezpieczającego nawet do spadania z piasty.
Czterysetkę wyposażono również w pięcioramienne obręcze typu Comstar, takie same jak w modelu VF 750F czy CX 500 Turbo. Podnosiły one wyraźnie prestiż motocykla, a także jego atrakcyjność. Takie działania nie mogły jednak przynieść wielkich efektów i nosiły znamiona doraźnej interwencji na sytuację rynkową.
Brazylijski następca
W 1985 r. CB 400N wycofano z oferty, wprowadzając na jej miejsce CB 450N, o średnicy cylindrów większej o 4,5 mm. Produkcję następcy powierzono brazylijskim zakładom w Manaus. Korzyści ze zwiększenia pojemności skokowej nie były znaczące, jeśli chodzi o moc maksymalną (tylko 1 KM więcej), za to poważnie obniżono obroty, przy których silnik uzyskiwał maksymalny, także nieco wyższy niż poprzednio moment obrotowy. Ukłonem w kierunku użytkowników było również zwiększenie pojemności zbiornika paliwa z 14 do 17 dm3 i zmodernizowanie deski rozdzielczej.
Najwięcej kłopotów w CB 400N sprawiała wspomniana już tylna zębatka łańcucha napędowego. W najgorszym przypadku konieczna była wymiana całej obręczy. Było to bardzo proste pod względem mechanicznym, jednak niezwykle kosztowne. Za używaną felgę do N-ki trzeba zapłacić od 450 do 600 zł (stan w 1996 roku, przyp.red.). W egzemplarzach produkowanych przed 1982 r. bardzo często dawał o sobie znać głośnym grzechotaniem łańcuch rozrządu. Winę za to ponosiły szybko zużywające się prowadnice łańcucha. Trzeba je wymieniać jak najszybciej, mogą bowiem zakłócić system smarowania silnika. O ile tłumiki końcowe dość długo opierają się korozji, to komora kompensacyjna pod silnikiem rdzewieje nadzwyczaj szybko. Niestety jest bardzo droga, bowiem kosztuje ok. 500 zł. Po dłuższych przebiegach konieczna jest również wymiana tłumików, po 400 zł za sztukę.
W felgach typu Comstar trzeba zwracać uwagę na stan nitów mocujących szprychy do obręczy. Po kilku sezonach eksploatacji między nitowanymi elementami powstaje luz, co ma negatywny wpływ na własności jezdne pojazdu. W tym przypadku nie wchodzi w rachubę naprawa. Specjalne nity mogą być zaciskane jedynie na specjalnych maszynach w zakładach Hondy. Nowa obręcz kosztuje 1300 lub 1500 zł (przód lub tył), znalezienie używanego elementu tego typu jest bardzo trudne. Po 50-60 tys. km trzeba liczyć się z wymianą łożysk główki ramy, ale koszt tej operacji nie przekracza 100 zł.
Drobnym, ale dokuczliwym mankamentem CB 400 N są zbyt krótkie lusterka. Wielu użytkowników zamienia je na lusterka od Hondy Bol d’Or.
W stronę sportu
Nie wiadomo dokładnie, jak długo oferowano CB 450N na rynkach Ameryki Południowej i na Starym Kontynencie, jednak popularność tego jednośladu spadła na tyle poważnie, że Honda już w 1986 r. zdecydowała się na wprowadzenie do sprzedaży modelu CB 450 S. Motocykl, który od strony napędu prawie nie odbiegał od poprzedników, kusił klientów agresywną, sportową stylizacją, podkreśloną przez namiastkę kratownicowej ramy. Wyeksponowana, rurowa konstrukcja otulała niejako silnik, tworząc specyficzną linię 450-ki, doskonale zgraną z nowymi obręczami kół jezdnych. Atrakcyjna sylwetka nowej Hondy była jednak tylko jednym z czynników przyciągających klientelę. Drugi stanowiła niewątpliwie niska cena.
Podobnie jak poprzednie modele, CB 450S proponowano w kilku wersjach o różnej mocy silnika. Model „open” oferował 32 kW (44 KM) i prędkość maksymalną 170 km/h, zdławiony do 20 kW (27 KM) był o 30 km/h wolniejszy. Doprowadzenie wersji zdławionej do pełnej mocy wiąże się z poważnymi kosztami, bowiem wymaga wymiany wałka rozrządu i zmian w gaźnikach. By osiągnąć maksymalną prędkość, trzeba również wymienić zębatkę (16 zębów zamiast 15). Wcześniejsze modele, CB 400N i CB 450N, były produkowane również w wersjach o mocy 12,5 kW (17 KM), w których oprócz wymiany wspomnianych wyżej elementów trzeba było również usunąć zaślepki w kanałach ssących, by odzyskać maksymalną moc jednostki napędowej.
Podwozie na piątkę
Mimo iż w porównaniu z CB 450N model z przydomkiem S niewiele zyskał na osiągach, zdecydowanie górował nad poprzednikiem. Było to zasługą głównie znakomitych własności jezdnych. Literka za symbolem pojemności wyraźnie sugeruje sportowy charakter pojazdu i tak jest w istocie. Sztywna rama trzyma w ryzach całe podwozie, co procentuje dobrym prowadzeniem na wprost i stabilnością w łukach. Sportowej jazdy nie utrudniają żadne elementy podwozia, a maksymalne pochylenie jest uzależnione jedynie od przyczepności opon do nawierzchni.
W ostrej jeździe doskonale sprawdzają się hamulce. Bęben w tylnym kole szczególnie dobrze sprawdza się na śliskich nawierzchniach, reagując na ruchy nożnej dźwigni delikatnie, ale skutecznie.
Rynkowe powodzenie CB 450S było jednak zasługą nie tylko tych zalet. Miłym zaskoczeniem dla każdego użytkownika było także niskie zużycie paliwa (w stosunku do osiągów). Mimo niezbyt imponującego zbiornika paliwa zasięg pojazdu wynosił ok. 300 km. Kolejnym punktem „in plus” były niskie koszty eksploatacji i trwałość wielu, zazwyczaj bardzo szybko zużywających się elementów. Okazało się na przykład, że łańcuch wraz z zębatkami bez trudu wytrzymuje 30 000 km, a ogumienie nawet 20 000 km. Na dodatek model ten nie wykazywał żadnych wad mechanicznych. Jednak po 30 000 km trzeba się liczyć ze zużyciem tłoków i pierścieni tłokowych. Wówczas zużycie oleju może sięgnąć 1-1,5 dm3/1000 km. Nowe tłoki z pierścieniami, szlifowanie cylindrów i koszty robocizny w tym przypadku to ok. 1000 zł.
Niekiedy pojawia się tajemnicze grzechotanie, ale zazwyczaj jego powodem jest zbyt luźny łańcuch napędzający wałki wyrównoważające. Wystarczy zdjąć pokrywę i naciągnąć łańcuch, by niepokojące odgłosy zniknęły. Zdumiewająco odporny na korozję jest układ wydechowy CB 450S. Niewiele japońskich motocykli produkowanych w latach 80. może pochwalić się taką cechą.
Mocna oferta
Czterystapięćdziesiątka Hondy pozostała w ofercie przez 4 sezony. Dopiero na początku lat 90. jej rolę w programie firmy przejął model CB-1 (400 ccm), znacznie nowocześniejszy i-bardziej dynamiczny (chłodzenie cieczą, 57 KM).
Obecnie na rynku motocykli używanych najbardziej są poszukiwane oczywiście CB 450S, ale nie można zapominać, że także CB 400N i CB 450N mogą doskonale spełniać rolę typowego motocykla codziennego użytku. Co prawda S-ka najlepiej zaspokoi sportowe ambicje użytkowników, jednak N-ki wykazują zdecydowanie mniejsze zapotrzebowanie na paliwo. Na polskim rynku motocykli używanych Hondy CB 400N, na przykład z 1982 r., są dostępne już za 3000 zł, chociaż za dobrze utrzymane egzemplarze o dwa lata starsze żąda się nawet 4000 zł (w 1996 roku, przyp. red.).
Co ciekawe, tyle samo trzeba zapłacić za poprzednie modele, CB 400T. Najtrudniej spotkać oferty używanych CB 450N, ale trudno się dziwić, skoro model dostarczany był do Europy zaledwie przez rok. Rekompensuje to spora oferta CB 450S, ale za egzemplarze z 1987 r. żąda się od 5000 do 6000 zł.
Zalety eksploatacyjne i wysoka trwałość tego jednośladu (niektóre egzemplarze przejechały ponad 150 000 km) przy niewielkich nakładach w pełni jednak usprawiedliwiają stosunkowo wysoką cenę.