„Wspiął się na katedralne góry, zobaczył srebrne chmury poniżej; Zobaczył wszystko, gdzie wzrok może dotrzeć. Wiem, że byłby biedniejszym człowiekiem, gdyby nigdy nie zobaczył orła w locie” – John Denver „Rocky Mountain High”
Na skróty:
Film „Głupi i głupszy” miał swoją premierę w 1994 roku i dla mojego pokolenia stał się jednym z najczęściej cytowanych i najchętniej oglądanych filmów. Zobaczyłem go, gdy miałem 10 lat i za każdym razem, gdy do niego wracam, znów czuję się tak jak wtedy. Co można uznać za objaw zarówno dobry, jak i zły. Jeśli urodziłeś się po 1975 roku i nie uważasz, że przygody Lloyda i Harry’ego są zabawne, to albo nie masz poczucia humoru, albo po prostu dojrzałeś. W obydwu przypadkach ta historia raczej nie jest dla ciebie.
Jako motocykliści, zespół CTXP (Comon Tread XP) darzymy szczególnym szacunkiem jedną scenę z „Głupiego i głupszego”: trzy minuty, podczas których Lloyd Christmas i Harry Dunn przemierzają na swoim „świniaku” równiny Nebraski. Motorower z silnikiem od kosiarki ma ręczny rozruch, a celem jest Aspen w Kolorado. To głupie. Jednak każdy motocyklista z pewnością odczuwa pewną niechętną sympatię dla tak absurdalnej i ambitnej podróży przez zachodnie Stany Zjednoczone, bez planu w głowie i zawieszenia koła w motocyklu. Pamiętajmy – oddanie moczu na drugą osobę wymaga sporej determinacji, zrobienie tego przyjacielowi… to już musi być miłość.
Pytanie, które przez lata kołatało nam w głowie, było proste: jakby to faktycznie było? Nie chodzi o sikanie na kolegę, a o podróż na motorowerze zespawanym z kilku rurek i kołami od kosiarki? Wystarczyło trzech dorosłych facetów, z młodzieńczymi umysłami i kilku przełożonych z wystarczająco otwartymi umysłami, aby powiedzieć „tak” temu projektowi. Jak dostaliśmy zielone światło na tę podróż, pomogłem Ariemu zbudować jak najdokładniejszą replikę maszyny użytej w filmie, a nasz producent, Spenser, zanurzył się w badaniach dotyczących dróg, którymi mogli podążać Lloyd i Harry. Wkrótce mieliśmy działającą, zalegalizowaną na drogi publiczne replikę (dzięki, Arizona!) oraz wyznaczoną trasę. Następnym wyzwaniem logistycznym, było ustalenie odpowiedniego czasu na najgłupszą z wszystkich podróży. Fani filmu pamiętają, że temperatura na początku podróży była z pozoru przyjemna – słoneczny dzień, obie postacie miały na sobie koszulki i wiatrówki. Kiedy dotarli do Aspen, było już mroźno, a sezon narciarski trwał w najlepsze. Uznałem, że wiosna to najlepszy czas i postanowiliśmy dotrzeć do Nebraski w połowie kwietnia.
Ari przewidywał, że urok maszyny i entuzjazm do podróży zniknie po około 15 min., ale nie jestem pewien, czy nawet tyle to trwało.
„Naprawdę to robimy, przyjacielu?!”
Najwidoczniej trafiliśmy na falę chłodu na równinach, bo w dniu wyjazdu temperatura wynosiła około -3°C, w towarzystwie mocnego wiatru. Udało nam się zdobyć kilka sztuk odzieży podgrzewanej akumulatorami, na wypadek niebezpiecznego zimna w górach, ale już o 8:00 rano pierwszego dnia mieliśmy na sobie wszystkie ubrania i uruchomiliśmy ogrzewanie, zanim w ogóle zaczęliśmy jechać. Nie minęła nawet chwila od odpalenia silnika, gdy pojawiła się policja. Kontrole policyjne były motywem przewodnim naszej podróży, co nie powinno dziwić nikogo, kto próbował jeździć mini-motocyklem po drogach publicznych. Wizja, że policja nie pozwoli nam wyruszyć w lodowaty wiatr, była kuszącą mnie i Ariego opcją. Niestety, funkcjonariusz był bardziej przyjazny niż zaniepokojony i po prostu życzył nam powodzenia…
W końcu wsiedliśmy na maleńką maszynę i wyruszyliśmy. Pozycja za kierownicą jest bardziej wygodna niż się wydaje, dzięki temu, że Ari wydłużył ramę seryjnej „motorynki”, aby dopasować się do filmowej repliki. Siedzenie z kolei jest zdecydowanie gorsze, niż wygląda, a wibracje sprawiały, że nasze stawy, ręce i nogi stale drętwiały. Ari przewidywał, że urok maszyny i entuzjazm do podróży zniknie po około 15 minutach, ale nie jestem pewien, czy nawet tyle to trwało. Było pochmurno i lodowato, a po horyzont stały, monotonny krajobraz. Przejeżdżaliśmy obok kilometrów barier z drutu kolczastego, od czasu do czasu przerywanych przez bramę, lub znak ostrzegający przed wtargnięciem na teren prywatny. Na niektórych motocyklach myśl o jeździe przez otwarte pastwiska mogłaby być kusząca, ale na naszej maszynie ekscytujące było jedynie utrzymanie się na prostej drodze.
Z dala od komfortu
Całe podwozie trzęsło się za każdym razem, gdy pięciocalowe koła uderzały w nierówności drogi, a wiatr miotał nami na boki. Odkryliśmy również, że pasażer może mieć ogromny wpływ na stabilność motocykla. Dobrze, że pierwszego dnia jechaliśmy głównie na wprost, bo wymagało to adaptacji. Spaliliśmy osiem litrów benzyny na dystansie 100 kilometrów! Musieliśmy od razu sięgnąć po dyszę gaźnika, którą nazwaliśmy „Rocky Mountain jet”. Plan zakładał użycie jej dopiero powyżej 2000 m n.p.m. Ostatecznie znacznie poprawiło to pracę gaźnika. Prędkość maksymalna wzrosła z 47 do prawie 56 km/h, a efektywność zużycia paliwa została podwojona.
Podczas pierwszego dnia zidentyfikowaliśmy kolejny problem: opony ogrodowe, które wykorzystaliśmy, miały skład gumy zbliżony do szkolnej gumki do ścierania. Czterysta funtów (około 180 kg) na mini-motocyklu to znacznie powyżej dopuszczalnej normy i gdy dotarliśmy do Fort Collins, tylna opona była już prawie zużyta. Do tej pory pokonaliśmy dystans 160 km. Ratunek przyszedł z Tractor Supply (amerykański odpowiednik Agromy) – znaleźliśmy identyczną oponę za mniej niż 20 dolarów i kupiliśmy dwie dodatkowe na zapas, wiedząc, że jesteśmy mniej niż jedną trzecią drogi do celu.
Góry przyjacielu!
Wspinanie się w góry Rocky Mountain, to zawsze surrealistyczne doświadczenie, szczególnie jadąc na zachód. Trudno nie zadumać się nad tym, jak ludzie koegzystowali z górami przez tak długi czas, a potem zaczęli je przekraczać prymitywnymi środkami, tylko po to, by zobaczyć, co jest po drugiej ich stronie. Może to przesada, ale miałem wrażenie, że sami tworzymy historię. Górskie drogi były znacznie bardziej malownicze, choć odpowiednio bardziej niebezpieczne z powodu braku miejsc do wyprzedzania. Reakcje ludzi wahały się od wielkich uśmiechów i robienia nam zdjęć, po rzucanie gniewnych spojrzeń i pokazywanie środkowego palca. Kiedy dotarliśmy do Cameron Pass, na wysokości ponad 3 000 metrów, poczuliśmy się na chwilę jak zdobywcy. Jazda w dół z małymi bębnowymi hamulcami (które były prawie bezużyteczne) nauczyła Ari’ego, że gdy zaczynam szurać nogami o asfalt oznacza to, że potrzebujemy również jego nóg do pomocy przy hamowaniu. Kiedy dotarliśmy na kolejną równinę, położoną na wysokości 2400 metrów, otoczeni śnieżnymi szczytami w każdą stronę, podziwialiśmy rzekę Illinois, wijącą się po płaskiej dolinie Arapaho National Wildlife Refuge, ozdobionej lśniącymi polami bursztynowej trawy i kolorowymi krzewami budzącymi się z hibernacji w wiosennym słońcu. Długonogie ptaki stąpały ostrożnie po mokradłach i patrzyły na nas tak samo, jak większość ludzi – z dystansem w oczach, ale bez krępacji, by się gapić. Przygotowując się do drogi następnego dnia, na Main Street w Walden, mieliśmy kolejne spotkanie z policją. Tym razem funkcjonariusz podszedł do nas z uśmiechem i potrząsając głową, jakby rozmawiał ze szczeniakiem, który utknął w ogrodzeniu. „Nie możecie jeździć tym na Main Street” – powiedział. „Ma tablice rejestracyjne” – odparł Spenser, prawie błagając, by mu uwierzono. Policjant cofnął się o krok i kiwnął głową, chwytając za radio i weryfikując numer rejestracyjny motoroweru i dopytał, dokąd zmierzamy. Gdy odpowiedzieliśmy, wszystko się rozjaśniło. „Aspen?” – zapytał retorycznie. „Nie gadaj” – roześmiał się, cytując kultowy dialog z filmu: „Tam, gdzie piwo płynie jak wino, a kobiety ciągną jak łososie z Capistrano”. Reputacja filmowego Harry’ego i Lloyda nas ocaliła.
„Głupi i głupszy” tak naprawdę został nakręcony w Breckenridge w Kolorado, więc gdy wjeżdżaliśmy w granice Aspen, żaden z widoków nie wyglądał znajomo.
Na tym etapie złapaliśmy już rytm jazdy, a motorower wyżłobił wyraźne ślady w naszych tyłkach. To siedzisko jest niewygodne na krótkich wycieczkach, a jazda przez setki kilometrów, dzieląc z kimś siodełko, była istną torturą. Niemniej jednak, po dwóch pełnych dniach na drodze czuliśmy, że albo opanowaliśmy technikę, albo po prostu nauczyliśmy się znosić cierpienie. Trzeciego dnia rano odkryliśmy również, że krem przeciwsłoneczny, którego używaliśmy, stracił swoją ważność lata temu, a „wysmaganie od wiatru” na naszych twarzach, to po prostu porządne oparzenia słoneczne. Niezależnie od tego, czy to przez kostiumy, wdychanie spalin, czy po prostu siedzenie na motorowerze, coraz lepiej odnajdywaliśmy się w swoich rolach.
Unikając autostrad (w przeciwieństwie do Harry’ego i Lloyda), podążaliśmy lokalnymi asfaltowymi i szutrowymi drogami, przemierzając kontynent na południe. Zatrzymywaliśmy się w miasteczkach, których wcześniej nie znaliśmy, i przekonywaliśmy ludzi, że nie kręcimy „Głupiego i głupszego 3”. Niektóre szutrowe drogi były dokładnie tak wyboiste, jak te, których pragnie każdy fan motocykli Adventure. Wiesz, o jakich mówię – takie, że czujesz się przygodowo, ale nie niewygodnie, a zawieszenie twojego motocykla działa wystarczająco dobrze, by usprawiedliwić zakup ADV zamiast zwykłego motocykla turystycznego. Oczywiście na SS Hardtail (nazwa naszego motoroweru) te „morza” były dość burzliwe i niewykluczone, że jesteśmy teraz o kilka milimetrów niżsi, niż gdy opuszczaliśmy Nebraskę.
Na szczęście na szutrach nasze miękkie opony radziły sobie lepiej niż na asfaltach i kiedy dotarliśmy do Eagle w Kolorado, mieliśmy za sobą ponad 400 kilometrów na drugiej tylnej oponie. Środkowa część była mocno zużyta, ale to nie powstrzymało nas od sporu o to, jak długo jeszcze będzie działać. Stwierdziłem, że może wystarczy na ostatnie 110 km do Aspen i byłem pewny, że w razie przebicia będę w stanie opanować bestię. Spenser, zwolennik ekranowej dramy, zgodził się. Opinia Ariego była bardziej zachowawcza – niedawno uwolnił się z temblaka po złamaniu obojczyka i po trzech dniach wpatrywania się w mijające z wielką prędkością stalowe bariery, miał wizje, jak w razie upadku samoróbka w postaci sissy-bar’a (barierka na oparciu) przetnie jego rdzeń kręgowy. Głos rozsądku zwyciężył, a my zamontowaliśmy kolejną oponę od kosiarki.
Aspen przyjacielu!
Kiedy przemierzaliśmy przełęcz Cottonwood i zaczęliśmy ostatni zjazd do doliny, w której leży Aspen, niebo pociemniało, a lodowaty, nieprzyjemny śnieg zaczął sypać z nieba. Drogi były mokre, a pozbawiona błotników bestia pryskała solą i zimnym błotem na plecy Ariego i moją twarz. Jeśli nie byliśmy wyczerpani i fizycznie wyniszczeni na tyle, by oddać na siebie mocz, to byliśmy już tego bardzo blisko. Mieliśmy też ostatni przypływ adrenaliny, w postaci kolejnego spotkania z prawem – szeryfa powiatu, krążył wokół nas jak rekin przez kilka minut, a potem oddalił się w mroźną mżawkę, pozwalając nam dotrzeć do Aspen tuż przed zmrokiem.
„Głupi i głupszy” tak naprawdę został nakręcony w Breckenridge w Kolorado, więc gdy wjeżdżaliśmy w granice Aspen, żaden z widoków nie wyglądał znajomo. Znak przy wjeździe był rozczarowująco skromny, co stanowiło zupełne przeciwieństwo centrum miasta. Zaparkowaliśmy przed czystymi, ceglanymi sklepami projektantów mody. Ralph Lauren, Louis Vuitton, Ari Henning i Zack Courts. Ironią losu, brak błotników sprawił, że wyglądałem, jakbym się rzeczywiście posikał. Spośród wszystkich miejsc, które odwiedziliśmy po drodze, nikt nie był pod mniejszym wrażeniem niż ludzie w Aspen. Gdy już dotarliśmy do miasta, prawie nikt na nas nie zwrócił uwagi – może dlatego, że „Aspenici” widzą takie rzeczy cały czas, albo nie byliśmy wystarczająco modnie ubrani. Prawdopodobnie chodziło o to drugie.
Ostatecznie przejechaliśmy 615 kilometrów i spaliliśmy 32 litry paliwa, a także zużyliśmy dwie i pół tylnej opony. W filmie Lloyd zamienił vana Harry’ego na motorower i twierdził, że motorower może przejechać 70 mil na galonie (ok. 3,3 l / 100 km). My osiągnęliśmy średnią 54 mil na galonie (4,3 l / 100 km), z prawdopodobnie większym silnikiem i początkowo kiepsko ustawionym gaźnikiem. Średnia krajowa cena benzyny to teraz około 3,10 $ za galon, więc na paliwo wydaliśmy około 22 $, by dotrzeć do Aspen. Gdybyśmy jechali vanem pokrytym futrem (takim początkowo podróżował Lloyd i Harry), ledwo osiągnęlibyśmy 12 mil na galon, co oznaczałoby rachunek za paliwo wynoszący prawie 100 $. W 1994 roku cena paliwa wynosiła około 1,10 $, co oznacza, że Harry i Lloyd mogli dotrzeć do Aspen za mniej niż 10 $ za paliwo. Nie chcę nadawać filmowi zbyt dużego realizmu, ale nawet gdyby postacie musiały kupić dwie dodatkowe opony do kosiarki, naprawdę zaoszczędzili pieniądze w podróży do Aspen.
Powiedzmy sobie szczerze – to wszystko nie ma znaczenia. Będąc fanami filmu, wskoczyliśmy do „króliczej nory” i nie ma logiki, wokół której moglibyśmy opowiedzieć Wam, co wynieśliśmy z tej podróży. Możemy jedynie oddać hołd postaciom Harry’ego i Lloyda, cierpiąc tak jak oni, i znaleźć ukojenie w odnalezieniu odpowiedź na nasze pytanie: Co by było potrzebne, by ukończyć taką podróż? Parafrazując pana Johna Denvera – bylibyśmy biedniejszymi ludźmi, gdybyśmy nigdy nie spróbowali.
Tekst: Zack Courts – człowiek, któremu ufamy. Z Arim Henningiem zna się od dzieciństwa i od tego czasu wspólnie realizują motocyklowe przygody. Profesjonalni redaktorzy z Kalifornii, amatorzy ścigania i majsterkowania. Ich przygody obejrzycie możecie oglądać na kanale Youtube wpisując CTXP.
Zdjęcia: Spenser Robert