fbpx

Do tej pory trasy naszych wycieczek dookoła komina wyłożone były lepszym lub gorszym ale asfaltem. Tym razem wpleciemy w nią trochę bezdroży i zaproponujemy Wam lekką i przyjemną, a przede wszystkim legalną trasę terenowo-asfaltową szlakiem TET.

Podróżowanie motocyklem ma tę przewagę nad wieloma innymi formami turystyki, że pozwala na zwiedzanie dużych obszarów przy niewielkich ograniczeniach. W szczególności w obecnych czasach, gdy znaczna część motocykli turystycznych, została obdarzona w różnym stopniu zdolnościami terenowymi, o ograniczeniach ze strony maszyny właściwie już nie ma co mówić. Jedyne ograniczenia jakie mogą się tu pojawić, mogą stać po stronie motocyklisty, ale i o te raczej nie ma się co obawiać. Zaproponowana przez nas trasa będzie na tyle łagodna i bezpieczna, że poradzisz sobie z nią nawet, jeśli będą to twoje pierwsze kilometry poza asfaltem. Nie ma także potrzeby specjalnie intensywnych przygotowań, bo jeśli na motocykl masz założone choć trochę terenowe opony pokroju Pirelli Scorpion Rally STR czy Metzeler Karoo Street, to bez problemu dasz radę przyjemnie spędzić czas na tej trasie. Choć uprzedzamy, że te opony podołają zadaniu raczej w suche dni, roztopy i ulewy mogą być dla nich wyzwaniem.

Dziś niemal każdy motocykl turystyczny ma terenowe zdolności. Warto to wykorzystać i zjechać w bardziej dzikie okolice. Ten pomysł nie ma wad.

Szykując się na ten wyjazd należy też wyposażyć się w ładowarkę i uchwyt do telefonu, bo na nim wyświetlana będzie nawigacja. Tego typu trasy nie da się bowiem w łatwy sposób wypisać na kartce i przykleić na zbiornik metodą „harcerską”. Tej trasy nie odpalicie też na aplikacjach typu Google Maps czy Apple Maps, bo posługiwać się będziemy plikiem GPX. Pobierzecie go bezpłatnie ze strony transeurotrail.org/poland. Do jego odczytania możecie wykorzystać urządzenia Garmina, także te montowane w motocyklach BMW, lub aplikacje smartfonowe takie jak Osmand, Viewranger, Motion X, Galileo, Locus Map Pro, Orux Maps czy Maps Me. O tych i podobnych aplikacjach przeczytasz w tym artykule. Ja korzystam z Osmanda, ale mogę też polecić Locus Map Pro i Maps Me. Warto się z nimi zapoznać chwilę przed wyjazdem, bowiem są trochę bardziej złożone niż mapy googlowe czy jabłkowe. Aha i jeszcze jedna dobra rada – warto ze sobą wziąć choć trochę gotówki, 50 zł powinno wystarczyć. Nie wszędzie na trasie będzie możliwość zapłacenia kartą np. w wiejskich sklepikach czy na przeprawie promowej. To by było chyba na tyle jeśli chodzi o odprawę, można wsiadać na koń!

Bug na rozgrzewkę

Jak już wspomniałem nasza trasa będzie prowadziła śladem TET (Trans Euro Trail), czyli legalnymi i sprawdzonymi szlakami terenowymi. Aktualnie łączna długość tego szlaku w Polsce wynosi blisko 1900 km, ale spokojnie, my zjeździmy tylko jego małą część biegnącą głównie przez Podlasie, od Siedlec do okolic Białegostoku, czyli ok. 300 km. Decyzję co dalej podejmiemy później.

Najpierw jednak trzeba się „wciąć” się w nitkę TET. Dla mnie, dojeżdżając z Warszawy, najkorzystniejszy był wczesnoporanny transfer asfaltem za Siedlce, dokładniej do miejscowości Zawady i tam zjechanie z drogi numer 2 na właściwe tory. TET w tym fragmencie wita nas łagodnie, bo trasa zaczyna się od przeciętnej jakości bocznych dróg z niewielkim dodatkiem szutrów. Asfalt bywa więc zabrudzony, a my powinniśmy zwracać uwagę na luźno latające żyjątka gatunku naszego ew. psów, kotów i drobiu – jak to na wiejskich drogach. Zabudowania zresztą będą się pojawiały na naszej drodze co jakiś czas i tu ogromna prośba, żeby nie utrudniać życia mieszkańcom gazując i kurząc im pod domem. Potraktujmy te miejsca jako chwilę na odsapnięcie. A początek niech posłuży nam za rozgrzewkę.

Prom albo przewóz

Po kilkunastu kilometrach nawigacja na chwilę wyprowadzi nas na drogę 698, ale tylko po to, by wyprowadzić nas w polne ścieżki, które szczególnie w porze wakacyjnej wyglądają bajecznie. Swoją drogą to fajne miejsce na fotki lub spokojniejszą jazdę. Ozłocony zbożami horyzont, na którym majaczy las to naprawdę przyjemny i kojący widok. Po drodze czekają na nas głównie tego typu wąskie i twarde ścieżki, a do krajobrazu polno-leśnego dołączy też rzeka. W pewnym momencie będziemy niemalże prowadzeni przez rzekę Bug, czyli granicę z Białorusią, co zaowocuje momentami naprawdę ładnymi widokami. Jeśli w tym momencie złapała was ochota na krótką przerwę, to dobrym miejscem jest lekkie wzniesienie, z którego ładnie widać zakole Bugu. Żeby do niego dojechać trzeba delikatnie zjechać z trasy za miejscowością Gnojno i po 5 minutach będziemy na przystanku. Jak już odsapniecie, to możemy ruszyć dalej wzdłuż rzeki, by dotrzeć do miejscowości Zabuże. Tam przyjdzie nam przeprawić się przez Bug. Nie brodem, a promem, choć tu może czekać niespodzianka w postaci niekursującego promu.

W początkowej fazie trasy, możemy chłonąć przestrzeń całymi garściami. Jazda pomiędzy polami, szczególnie już ozłoconymi zbożem, ma fajny, beztroski klimat. Tylko nie próbujcie w to pole wjeżdżać!

Jeśli taka sytuacja was spotka, to nic straconego, zawsze pozostaje objazd. Ten swoją drogą też jest przyjemny, bo w okolicach starorzecza Trojan jest spora i płaska „piaskownica”, w której możecie trochę poćwiczyć jazdę w kopnym piachu, jeśli macie odpowiednio dzielne opony. I oczywiście jeśli nie będziecie tym samym płoszyć ludzi i zwierzyny. A jeśli chcecie jechać dalej, to kierujemy się asfaltem w stronę miejscowości Kózki, tam wjeżdżamy na drogę nr 19 w prawo, w kierunku Siemiatycz. Na najbliższym rondzie skręcamy w pierwszy zjazd na drogę 640 i lecimy nią cały czas prosto. Jak chcecie trochę pozwiedzać, to w okolicach miejscowości o dźwięcznej nazwie Anusin jest sporo schronów Linii Mołotowa, choć mocno zapuszczonych i schowanych w krzakach. Jednak jeśli nie jesteś militarnym freakiem, to lepiej jechać dalej i wrócić na trasę TET w miejscowości Adamowo-Zastawa.

Piękne powitanie Podlasia

Po przekroczeniu Bugu nasze otoczenie będzie coraz bardziej zalesione, w końcu jesteśmy już obiema stopami na Podlasiu. Zdarzą się zatem i zbiorniki wodne, jak np. Zalew Repczyce, Topiło czy niemałe Jezioro Siemianowskie. Nad to ostatnie powinniście trafić o takiej porze, że chęć zjedzenia obiadu prawdopodobnie będzie przejmowała kontrolę nad waszym zdrowym rozsądkiem, czyli dobrze się składa, bo w tych okolicach powinniście bez problemu znaleźć coś dla siebie.

Sytuacja jest o tyle korzystna, że w tej części trasy jest asfaltowy odcinek, więc obiad zdąży wam się na spokojnie ułożyć, bo do szutrowania wrócimy za jakieś 15 minut. Zresztą na początku powrotu do szuterków spotkamy dość urokliwe ruiny kościoła w Jałówce. Miejsce jest ładne, a jeśli masz zajawkę na robienie zdjęć, to możesz tam ustrzelić coś fajnego – kolory i otoczenie zagrają na korzyść fotek. Na korzyść frajdy z jazdy zagra też teren, bo drogi będą nieco bardziej zróżnicowane.

Teraz jest jeszcze lepiej

Bardzo przyczepne szuterki są od tego miejsca wzbogacane większą ilością zakrętów, a do tego pojawiają się od czasu do czasu jakieś korzenie, muldy i odrobina błota w co bardziej zacienionych miejscach lasu. Zdarzą się także miejsca warte dłuższego zawieszenia oka jak wieś Kruszyniany, gdzie jest kolorowy drewniany meczet czy klimatyczny zajazd tatarski. Zresztą cała wieś, choć niewielka to ma całkiem przyjemny klimat. Podobnie zresztą jak pobliski zalew Ozierany.

Jeśli jednak porę macie stosunkowo późną, to proponowałbym ruszać dalej w trasę, bo za miejscowością Knyszyn zaczyna się najbardziej atrakcyjny fragment trasy pod względem jazdy. Wiele jest tu miejsc, które dzięki swojemu zróżnicowaniu i leśnemu klimatowi w pełni zasługują na miano trasy endurowej, choć tak jak każdy fragment naszej wycieczki, tak i ten nie jest wyzwaniem i wymaga zwracania uwagi na pieszych i zwierzęta, które spotkamy na naszej trasie. Bawić się tu będziemy przednio, ale nie zwalnia nas to z zachowania kultury. 

Cały dzień czy cały weekend – oto jest pytanie

Szusowanie po szutrach przerwiemy dopiero w Supraślu, miasteczku które dość mocno mnie zaskoczyło. Gdzie się nie obejrzysz, tam zawiesisz wzrok na czymś ładnym – czy to kościół, czy chatka, czy rynek. W pełni rozumiem, dlaczego scenografowie „U Pana Boga za miedzą” wybrali to miejsce do kręcenia filmu. Piękne miejsce warte odwiedzenia i zatrzymania się na chwilę, żeby pomyśleć. Pomyśleć nad tym co robić dalej.

Na takich wycieczkach nie nastawiamy się na zwiedzanie miast, ale Supraśl warto odwiedzić.

Jest to bowiem punkt, w którym powinniście powoli kierować się w kierunku domu, jeśli ruszyliście z Mazowsza i chcecie zamknąć się w wyjeździe jednodniowym. Możecie to zrobić w dwojaki sposób – albo dojechać do Białegostoku i stamtąd ruszyć ekspresówką albo jeśli macie czas i siły możecie przetransportować się do Łomży i w tamtych okolicach „wciąć się” w trasę TET prowadzącą przez Ostrołękę, Maków Mazowiecki w okolice Warszawy. Trasa ta jest równie lekka i przyjemna co opisany szlak przez Podlasie. Choć jeśli mam być szczery, to proponuję zaplanować ten wyjazd na cały weekend i przespać się w okolicach Supraśla na polu kempingowym lub na dziko (na własną odpowiedzialność) i ruszyć dalej TETem w kierunku Augustowa.

Na takim wyjeździe warto mieć ze sobą awaryjną flaszkę. To dobra waluta w uzyskiwaniu zgody na nocleg na prywatnych łąkach czy przy zagajnikach.

Jest to niezwykle malownicza i atrakcyjna jezdnie trasa, choć odrobinę trudniejsza i w jednym dniu ciężko będzie się zmieścić, by zachować jako taki niespieszny klimat. Ponadto nie wiem jak dla was, ale dla mnie połączenie turystyki terenowej ze spaniem pod sufitem z gwiazd jest planem idealnym, a do tego dość prostym do zrealizowania. W końcu piękne tereny i przygodowy klimat mamy pod nosem. Choćby z tego powodu warto czasem zjechać z asfaltu!

KOMENTARZE