Podróże motocyklowe to dla wielu kwintesencja motocyklizmu. Często kojarzą się z grupowymi wycieczkami bądź wyprawami, choć część z nas wybiera jednak samotne podróże motocyklowe. Pytanie czy podróż bez kompanów to dobry pomysł?
Na skróty:
W tym tekście poruszę kilka tematów, które oparłem na własnych przeżyciach i doświadczeniach. Nie będzie to oczywiście jednoznaczny poradnik co, gdzie i jak, ale tekst, w którym znajdziecie różne za i przeciw samotnemu podróżowaniu. Każdy z nas jest przecież inny i inaczej odnajduje się w sytuacjach obarczonych większym stresem, a to może mieć ogromny wpływ na postrzeganie świata w trakcie wyprawy motocyklowej.
Dlaczego samotnie?
Odpowiedzi na to pytanie jest wiele, ale najczęstszymi są dwie: pierwsza odnosząca się do filozofii życia i postrzegania świata, a druga (z którą bardziej się identyfikowałem, kiedy podróżowałem samotnie) z brakiem odpowiednich znajomych.
Zacznijmy od pierwszego przyczynku samotnych podróży motocyklowych. Wyjeżdżając w różnorakie eskapady musimy liczyć się z tym, że wiele naszych działań będzie opartych o osoby trzecie. W przypadku kiedy podróżujemy z kumplem/kumplami lub drugą połową wszystkie nasze przeżycia dzielimy z nimi. W sytuacjach kryzysowych to własnie nasi kompani są swoistym odgromnikiem, na których pomoc szczególnie liczymy. To prowadzi do ograniczenia osób, z którymi mamy kontakt podczas podróży – niejako ograniczamy się do towarzyszącej nam osoby. Dodatkowy kompan mimowolnie pozbawia nas możliwości lepszego poznania osób, na które wpadamy podczas wyprawowych perypetii. Nie mówię oczywiście, że jest to złe – chodzi mi bardziej o punkt wyjścia. Przecież część z nas lubi się zamykać w znanej sobie grupie – nie ma w tym nic złego. Jednak jeśli podróże dla Ciebie są czymś więcej niż odwiedzaniem kolejnych miejsc, to być może warto zastanowić się czy nie odbyć kolejnej podróży samotnie?
Zagubiony w wielkim świecie
Pierwsza samotna wyprawa motocyklowa jest nieco dziwna – przynajmniej takie noszę wspomnienia. Przez pierwsze dni może przytłaczać. Jesteśmy sami, w dużej odległości od domu no i ten samotny nocleg, gdzieś w polu lub w lesie. Trzeba się do tego przyzwyczaić, ale uwierzcie, że po kilku dniach w głowie coś się przełącza i zupełnie inaczej traktujemy otoczenie. Wbrew pozorom dużo łatwiej jest nawiązać kontakt z nieznajomymi, bo po prostu znikają opory. Zresztą ma na to wpływ jeszcze jedna sprawa. Jesteśmy przyzwyczajeni do gadania, przecież nawet introwertycy lubią czasami coś powiedzieć. Po tygodniu odcinania się od rozmów, zwyczajnie czujemy wewnętrzną potrzebę wygadania się i opowiedzenia tego co nas spotkało w ciągu ostatnich kilku dni. Tutaj zaczyna się niestety największa wada samotnych wypraw motocyklowych. Nie mamy z kim podzielić się widokami czy przeżyciami, a po powrocie i tak nikt nie chce słuchać opowieści z podróży więc lepiej nie liczyć, że wygadamy się w domu.
Zauważyłem również, że samotny podróżnik jest bardziej godny zaufania niż grupa podróżujących osób. Wiele razy podczas swoich wojaży podjeżdżałem do zabudowań i pytałem się osób krzątających się po ogrodzie, polu czy łące czy nie mógłbym się przekimać w okolicy. Bardzo często kończyło się to tak, że z uśmiechem na twarzy byłem zapraszany na nocleg w wybranym przez siebie miejscu, a czasem lądowałem nawet w domu przypadkowo napotkanej osoby. Wygodny nocleg i pyszna kolacja to podstawa dobrego dnia! Kilkukrotnie miałem nawet okazję być zatrzymanym w dużych miastach, gdzie byłem zapraszany na nocleg oraz kolację.
Zresztą ma na to wpływ jeszcze inny czynnik. Samotny podróżnik nie udaje, nie gra kogoś kim nie jest i nie przywdziewa maski, którą zwykle nosi przed znajomymi. To wyczuwa każdy napotkany człowiek. Samotny podróżnik nie rozkręci imprezy, raczej nie upije się do nieprzytomności i nie będzie darł się przez pół nocy. Szybko okazuje się, że taka relacja jest bardzo prawdziwa i treściwa. Zresztą w krajach mniej zamożnych i rzadko uczęszczanych przez turystów, nocleg w domu mieszkańca danej wsi potrafi być dla całej wioski wielkim przeżyciem. Nie chciałbym oczywiście, żebyście zrozumieli, że należy to wykorzystywać, a wręcz przeciwnie. Osoby, które wpuszczają Was do swojego domu należy traktować ze szczególnym szacunkiem. Warto mieć czym zapłacić, chociaż nie myślę tu o pieniądzach!
Samotna podróż, czy to bezpieczny sposób na zwiedzanie świata?
Dziesiątki razy odpowiadałem na pytania czy nie boję się podróżować samotnie. I wiecie co? Chyba boję się mniej niż w przypadku podróży w grupach. Oczywiście, są sytuacje w których grupa potrafi bardzo pomóc, ale do wielu zagrożeń dochodzi przez jazdę w grupie. Ciężko jest mi sobie wyobrazić sytuację żebym samemu coś przeskrobał na tyle, żeby konsekwencje były dotkliwe. Oczywiście zdarzyło mi się być zatrzymanym na granicy, prawie posikałem się w majtki, gdy pijany milicjant mierzył do mnie Kałasznikowem i nie było mi zbyt przyjemnie, gdy dwóch Czeczenów oklepało mi twarz, łamiąc przy tym okulary.
Jednakże we wszystkich tych sytuacjach ton, oraz moje zachowanie były pokorne, wręcz przepraszające, chociaż nie było w tym żadnej mojej winy. Gdybym podróżował w grupie mogłoby dojść do pyskowania, przepychanek i innych sytuacji, o zakończeniu których nawet nie chce myśleć. Poza tym (i tego jestem pewien) dużo łatwiej jest uciec czy zwinąć się z niezbyt przyjaznego miejsca. Moja ukochana mama kiedyś stwierdziła, że bała się dużo mniej, kiedy podróżowałem samotnie, niż jak zacząłem podróżować z dziewczyną czy później z kumplami. Wiedziała, że sobie poradzę, a przy tym nie będę podejmować zbędnego ryzyka.
To właśnie jest klucz. Kiedy jesteś sam, poruszasz się w granicach własnej strefy komfortu, nie musisz jej przekraczać przez to, że ktoś ten komfort utrzymuje na dużo bardziej rozległym „terenie”. Dodatkowo budzisz się kiedy chcesz, jesz śniadanie kiedy chcesz i jedziesz tam gdzie chcesz, a tego nie kupisz za żadne pieniądze. Z drugiej strony „co dwie głowy to nie jedna” i czasami nawet najbardziej zaradny gość może polec na czynności, którą inna osoba wykona w dwie minuty.
Ale w grupie jest raźniej!
Powoli przechodzimy do drugiego powodu samotnych podróży motocyklowych. Koledzy!
Z nimi jest różnie. W moim przypadku było tak, że miałem dosyć siedzenia na tyłku i planowania i czekania na łaskę kogokolwiek, że gdziekolwiek pojedzie. Nagminnym było planowanie przez wiele miesięcy podróży, aby kilka tygodni przed wyjazdem dowiedzieć, się że jednak dana osoba nie jedzie. W końcu stwierdziłem, że zacznę podróżować sam, a jeśli ktoś będzie się chciał przyłączyć to spoko – będę się cieszyć. A jak się okaże, że nie dogadujemy się w podróży, to po prostu się rozjedziemy w dwie strony. Plan generalnie się nie udał bo nikt się nie przyłączał.
Wreszcie przechodzimy do sedna sprawy. Nikt się nie przyłączał, ale tylko do czasu. W końcu się przyłączył i od tamtej pory pokonaliśmy wiele kilometrów. Okazało się, że wszystkich zalet samotnych podróży możemy posmakować w odpowiedniej grupie. A przy tym jest się z kim dzielić przeżyciami i napić wieczorem piwa przy ognisku!
Dlatego moja rada jest prosta: róbmy to na co mamy ochotę, próbujmy nowych rozwiązań i po prostu bawmy się przy tym przednio!