Moja przygoda zaczęła się od chęci sprawdzenia nowego sprzętu campingowego przed letnią podróżą. Korzystając z długiego weekendu, postanowiłem urzeczywistnić plan, który miałem w głowie już jakiś czas – podjechać moją wiekową Pannonią pod jeden z najpiękniejszych francuskich szczytów, Grand Ballon.
Zapakowałem Pannonię na przyczepę i pojechaliśmy do Alzacji, w Wysokie Wogezy. Nasz obóz rozbiliśmy obok wioski Wattwiller, na południe od Colmar. Po rozbiciu namiotu, rozpaleniu grilla i wypiciu piwa które ze sobą przywiozłem (we Francji piwo i jaja są towarem deficytowym, ich cena sięga kilograma czereśni w Polsce) poszedłem spać, nie mogąc doczekać się dnia następnego.
Oprócz samego szczytu Grand Ballon, moim celem była droga D431 – Route des Crêtes. Droga militarna, wybudowana przez Francuzów w czasie I wojny światowej w celu zaopatrywania swoich pozycji w okupowanej przez Niemców Alzacji. Ma ona około 77 km długości i ciągnie się od Col du Bonhomme na północy do Cernay na południu. Przebiega po zachodniej grani Wysokich Wogezów, sprytnie schowana przed ostrzałem artyleryjskim ze wschodu. Droga ta jest drogą górską i biegnie przez wiele pięknych przełęczy, jak Col de la Schlucht albo Col du Wettstein.
Nasza wspinaczkę zaczęliśmy w Wattwiller. Żeby przygoda nie skończyła się za szybko, wybrałem trasę „na okrętkę”, drogą D5 – Route des Vins d’Alsace, aby w Guebwiller i nad jeziorem Lac de la Lauch silnik „Paranoi” miał już odpowiednio wysoką temperaturę.
Do jeziora droga była dość płaska i naszą prędkość ograniczała głównie zabudowa miejska. Dalej jednak tempo podróży spadało coraz bardziej przez 9-procentowy wznos drogi, który na krótkich odcinkach osiągał nawet ekstremalne 15%. 15 koni z silnika Paranoi musiało mocno wyciągać nogi, by na drugim biegu, przy akompaniamencie muzyki z tłumików przypominającej koncert kapeli blackmetalowej, utrzymywać chociaż prędkość zbliżoną do 50 km/h. 
Po około 20 minutach, już na luzie, dotarliśmy do przełęczy pod Grand Ballon, położonej na wysokości 1325 m n.p.m. Pogoda była świetna, więc zdecydowałem się na spacer do samego szczytu. Widok z niego zapiera dech w piersi. Sąsiednie pasmo górskie Schwarzwald wydaje się być na wyciągnięcie ręki, widać też dolinę Renu i szwajcarską Bazyleę.
W połowie drogi do Cernay, nie sposób ominąć pamiątki po I wojnie światowej, a mianowicie monumentu i cmentarza na wzgórzu Hartmannswillerkopf. W czasie jednej bitwy o to właśnie wzgórze po obu stronach konfliktu zginęło 30 tysięcy żołnierzy. Tyle samo zostało rannych. 
Tekst i zdjęcia: Bartosz Zembroński








