W lutym, dwa dni po zawarciu związku małżeńskiego, wybraliśmy się w podróż poślubną do Dubaju w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, z myślą, by jak zwykle w naszym przypadku podróżować i zwiedzać wszystkie atrakcje na motocyklu. Tym razem nie targaliśmy naszego sprzętu ze sobą, w planach było wypożyczenie na miejscu jakiegoś wygodnego turystyka. Przy okazji sprawdziliśmy, czy w Dubaju jest co zobaczyć i czy rzeczywiście jest tam tak drogo.
Na skróty:
Nasza podróż liniami Wizzair z Krakowa do Dubaju trwała pięć godzin. Koszt przelotu w obie strony, z wszelkimi opłatami, jak ubezpieczenie, bagaż rejestrowany 20 kg czy wybór miejsc z większą ilością miejsca na nogi, wyniósł ok. 1400 zł. Kaski motocyklowe zabraliśmy na pokład, jako bagaże podręczne. Hotele w Dubaju, w standardzie czterogwiazdkowym, z basenem i śniadaniem, zarezerwowaliśmy wcześniej przez portal Booking.com (średni koszt 300 zł za dobę). Zależało nam na tym, by zmieniając miejsca noclegu móc lepiej poznać różne części miasta.
Rankiem drugiego dnia pobytu udaliśmy się do wypożyczalni motocykli Touratech Middle East, z którą będąc jeszcze w Polsce ustaliliśmy termin i model, jaki chcemy wypożyczyć – BMW F 800 GS. Od razu chciałbym zarekomendować tę firmę. Pracują tam ludzie z pasją, a poza wypożyczalnią motocykli znajdują się tam biuro podróży organizujące wyjazdy motocyklowe, bar w iście motocyklowym klimacie, warsztat, myjnia oraz komis – to bardzo dobry adres dla każdego motocyklisty lecącego do Dubaju. Na wiszącej w tym lokalu mapie świata widnieją pinezki od odwiedzających to miejsce ludzi z całego globu. W barze zobaczyć można stoły zalane żywicą, w której zatopiono banknoty z różnych zakątków świata, wśród których nie zabrakło naszej dziesięciozłotówki. Walutą Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) jest dirham (AED), obecnie odpowiednik ok. 1,2 zł – stan na maj 2022. Wypożyczenie GS-a kosztowało nas 120 AED (ok. 145 zł) za dzień, przy wpłacie kaucji 2000 AED. Jak widać, pierwszy mit na temat dubajskiej drożyzny obalony. No to w drogę!
Przemieszczając się po mieście łatwo o kolizję, ruch miejski jest dość ciężki, odbiegający od polskich standardów. Kierowcy samochodów często zmieniają pasy bez sygnalizowania, wszędzie słychać klaksony. Za to limity prędkości są powszechnie respektowane, z racji wysokich kar pieniężnych i ogromnej liczby gęsto ustawionych fotoradarów. Śmialiśmy się, że każde z tych urządzeń robiąc fotkę ma na niej inny fotoradar. Na ulicach miasta motocykli jest jak na lekarstwo, za to dostawców jedzenia na skuterach cała masa, i na nich należy uważać zdecydowanie najmocniej, są po prostu wszędzie.
Ceny w supermarketach nie różnią się wiele od naszych, alkohol – wbrew temu co słyszeliśmy w Polsce – jest dość łatwo dostępny, bo łatwo dotrzeć do sklepów 24h z ofertą mocnych trunków, również w hotelach bez problemu zamawiamy, co tylko chcemy. Transportując bagaż z hotelu do hotelu używaliśmy aplikacji Careem, dzięki której łapaliśmy tzw. Halla Taxi (w cenie Ubera w Polsce). Życie w mieście zaczyna się, gdy światło słoneczne gaśnie. Luty jest idealną porą na zwiedzanie Zjednoczonych Emiratów Arabskich z racji tego, że choć rzeczywiście jest gorąco, to temperatury jeszcze nie przytłaczają.
Jak z obrazka
Pierwszą atrakcją, jaką sobie zafundowaliśmy, było odwiedzenie Dubai Frame – pięknego, charakterystycznego budynku w kształcie ramy obrazu, znajdującego się w centrum wspaniałego parku Zabeel (koszt biletu 50 AED). Mieści się w nim wielka wystawa, która pozwala prześledzić drogę Dubaju od dawnych czasów po nowoczesność. Przez przeszkloną podłogę w górnej części budynku możemy podziwiać cudowną panoramę miasta.
Następnie udaliśmy się do Dubai Mall, największego centrum rozrywkowo-handlowego na świecie. Ogromny przepych nie jest tu tylko wrażeniem, wystarczy wspomnieć o podłogach z czegoś w typie marmuru, taksówkach a’la melex, które wożą ludzi po sklepach, ogromnym akwarium z rekinami i masą innych ryb czy znajdującym się w środku lodowisku. Zakupy w tym miejscu to tylko dodatek do innych aktywności. Tuż obok Dubai Mall stoi najwyższy budynek świata – Burdż Chalifa, przy którym zbudowano słynne ogromne fontanny. Wejścia do centrum handlowego i na pokaz fontann są darmowe. Za wjazd na 124 piętro słynnego wieżowca należy zapłacić 150 AED – zdecydowanie warto, w szczególności w nocy, gdy widać wszystkie światła miasta.
Kolejnym punktem, który koniecznie należy zobaczyć, jest Dubai Marina, to tam stacjonują luksusowe jachty i to tam jest najwięcej wysokich budynków w całej metropolii. Spacer wzdłuż promenady daje nam możliwość przeniesienia się do świata luksusu i bogactwa. Dalej zwiedzając odwiedziliśmy Palma Jumeirah, najbardziej znaną spośród Wysp Palmowych w kształcie drzewa. Droga biegnąca przez wyspę pozwala cieszyć się cudownymi widokami na Zatokę Perską jak też podziwiać przepiękną architekturę najbardziej luksusowych hoteli świata, takich jak np. Atlantis czy słynnego Burdż al-Arab w kształcie żagla.
Zaszalejemy!
Kolejny dzień, czas ruszyć za miasto. Padło na górę Dżabal al-Dżajs, leżącą na pograniczu ZEA i Omanu. Jej szczyt (1925 m n.p.m.) znajduje się na terytorium Omanu, zaś 350 metrów na zachód od niego leży nienazwany, najwyższy punkt Emiratów. Opuszczając metropolię mieliśmy wrażenie, że zostawiamy za sobą sztuczny świat, a wkraczamy w strefę dzikiej natury, jaką jest pustynia. Mieliśmy do pokonania 180 km, przy temperaturze ok. 26°C, jaka stale utrzymywała się w tym terminie w ZEA – no pięknie! Początek trasy to w zasadzie proste, wręcz nudne cztero- i pięciopasmowe asfalty, jednak zmieniający się krajobraz wszystko wynagradza. Z każdym kilometrem widzieliśmy coraz więcej piasku i coraz więcej wielbłądów.
Na drogach na każdym kroku można spotkać luksusowe samochody, przy czym najczęściej mijanymi autami są tu Toyota Land Cruiser Prado, Nissan Patrol czy Toyota Camry (jako taxi). Ceny paliwa są dwukrotnie niższe niż w Polsce. No, teraz to już nawet trzykrotnie… Nic tylko lać benzynę i śmigać. Im bliżej góry, tym więcej cudownych krętych dróg z możliwością postoju przy licznych punktach widokowych. Te kręte serpentyny to istny raj dla motocyklistów. W tym rejonie, z racji braku fotoradarów, można pozwolić sobie na mocniejsze odkręcenie manetki. Na szczycie Dżabal al-Dżajs działa najdłuższa tyrolka na świecie, niestety gdy dotarliśmy na miejsce, właśnie ją zamykali. Było zbyt późno. Bardzo chcielibyśmy kiedyś tam wrócić.
Bliżej natury
Nowy dzień, nowe emocje. Wyruszyliśmy do oddalonej od Dubaju o 150 km na wschód miejscowości Hatta. Miejsce typowo turystyczne, położone w paśmie górskim, z pięknymi jeziorami z turkusową wodą. Otaczająca nas natura była zupełnym kontrastem w stosunku do betonowego miasta, w którym nocowaliśmy. Hatta to idealne miejsce na aktywny wypoczynek, jednak dla nas największą frajdą były biegnące w tamtym rejonie szutrowe drogi. Po drodze mijaliśmy wiele miejsc, do których turyści zabierani są na fakultatywne wycieczki z cyklu pustynne safari czy sandboarding (coś a’la snowboard, tylko na piachu).
No dobrze, ale czas było troszkę odpocząć. Kolejnego dnia zdecydowaliśmy się na plażowanie, korzystając z trzech najładniejszych wg. wujka Google lokalizacji – Sunset Beach, Kite Beach oraz JBR Beach, każda z nich zupełnie darmowa, przy czym najbardziej przypadła nam do gustu ta ostatnia.
Dobry kierunek
W czasie, gdy mieliśmy przyjemność udać się w podróż poślubną, trwała światowa wystawa Expo 2020, pierwotnie zaplanowana na okres dużo wcześniejszy, jednak przez pandemię COVID-19 przesunięta na okres od 1 października 2021 do 31 marca 2022. Koniecznie chcieliśmy ją zobaczyć. Polska również miała tam swój pawilon. Hasłem przewodnim wystawy było „Łączenie umysłów”. Wstęp kosztował 50 AED, a na miejscu okazało się, że żeby zwiedzić wszystko, musielibyśmy przeznaczyć całe siedem dni tylko na zwiedzanie Expo. Warto było przejść się po terenie imprezy i choćby pobieżnie zwiedzić wystawy poszczególnych państw, w tym Polski. Ogólne wrażenie – wow!!!
Na ostatni dzień podróży zostawiliśmy najstarszą dzielnicę Dubaju, jaką jest Deira dawna handlowo-portowa część miasta. Warto zwiedzić targowiska, na których handluje się złotem i perfumami. Można też przepłynąć się abrą – charakterystyczną drewnianą łodzią pasażerską – po Kanale Dubajskim. Deira odbiega z wyglądu od reszty miasta, jej klimat można porównać do stolicy Turcji – Stambułu.
Przed oddaniem motocykla zahaczyliśmy jeszcze o Mall of the Emirates, kolejne ogromne centrum handlowe, znajdujące się blisko naszej wypożyczalni. Chcieliśmy koniecznie zobaczyć, jak jeździ się na nartach pod dachem. Na miejscu zbudowano dość sporych rozmiarów stok, działają normalne wyciągi krzesełkowe, krótko mówiąc – gorący i pustynny klimat nie przeszkadza, by spróbować zimowych przygód.
Jesteśmy z żoną bardzo usatysfakcjonowani naszym motocyklowym pobytem w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Uważamy, że zdecydowanie jest tam co zobaczyć. Ba, to trzeba zobaczyć! Organizując sobie wycieczkę samemu nie jesteśmy skazani na ogromne wydatki, a wypożyczenie motocykla na miejscu da nam dużą mobilność, co w większym stopniu umożliwi realizację planów dotyczących zwiedzania. Po raz kolejny potwierdza się, że motocykl jest najlepszy środkiem lokomocji! Dubaj warto oglądać wielokrotnie, o różnych porach – w świetle porannego słońca, jak i zachodzącego, a także w nocy, kiedy wszystko skąpane jest w świetle neonów.