fbpx

Dawno mnie tam nie było, więc postanowiłem udać się z wizytą do Stadniny w Janowie Podlaskim i sprawdzić, jak się tam mają koniki. Przecież to chyba najstarsza, a przynajmniej najsłynniejsza tego typu placówka w Polsce, więc kontrola obywatelska jej się przyda.

To nie jest wyjątkowo długa trasa, bo z Warszawy do przejechania jest niecałe 200 km. W zasadzie można pokonać ją bardzo szybko, bo większa jej część przebiega bardzo szybką, nowoczesną, niedawno wybudowaną autostradą A2. Można więc odkręcić gaz, ile wlezie (byle zgodnie z przepisami), i dopiero tuż przed Siedlcami go odpuścić, skręcając na bardziej lokalną drogę nr 698, która doprowadzi nas do samego Janowa. Skoro jednak wycieczka ma być całodniowa, albo nawet zająć pełen weekend, to warto skorzystać z mniejszych dróg, przy okazji zatrzymując się tu i tam, aby zapoznać się z atrakcjami różnego autoramentu. A tych będzie po drodze całkiem sporo, bo wbrew pozorom obecna „ściana wschodnia” to nie czarna dziura całkowicie pozbawiona cywilizacji. Przecież za dawnych czasów, a nawet w trakcie istnienia II RP, to Warszawa leżała bliżej zachodnich naszych rubieży, Lublin leżał niemal w centrum, a nieodległy od Janowa Brześć (po naszej stronie Terespol) też nie był daleką prowincją. Dopiero po II WŚ, gdy drastycznie zmieniły się nasze granice, te okolice straciły nieco status centrum i wydaje się, że przez długie lata były pomijane w planie „zrównoważonego rozwoju kraju”. Z drugiej jednak strony to właśnie to zawieszenie w czasie swoim brakiem pośpiechu i gwałtownej ekspansji agresywnej konsumpcyjnej cywilizacji przyciąga tu całe masy turystów, w tym również motocyklowych. Nie dość, że na drogach panuje umiarkowany ruch, to dodatkowo co i rusz możemy napotkać tu świadectwa minionej świetności i niezaprzeczalnej polskości tych ziem.

Lidka pręży muskuły na Harleyu przed kościołem w Drohiczynie.

W Drohiczynie musowo wstąpimy do świetnego muzeum motocykli.

Pomnik ku czci Żołnierzy Niezłomnych w Sokołowie Podlaskim.

Kierunek – wschód

Z Warszawy wyruszymy tradycyjną drogą na Lublin, czyli tzw. Traktem Brzeskim przez Starą Miłosną, Zakręt, Nowy Konik i Dębe Wielkie aż do Mińska Mazowieckiego. Swego czasu była to dramatycznie zakorkowana i w zasadzie jedyna wyjazdowa droga z Warszawy na wschód, w kierunku Lublina, Zamościa czy Brześcia, a wspomniany wcześniej Zakręt kojarzył się jedynie z wielokilometrowymi korkami. Dzisiaj, gdy na Lublin biegnie ekspresowa S17, a do granicy w Terespolu autostrada A2, mamy szybsze i łatwiejsze wylotówki z Warszawy, więc droga ta straciła nieco na znaczeniu. No i dobrze, bo dzięki temu do Mińska dojedziemy we względnym spokoju. Tu na chwilę zatrzymamy się przed położonym w rozległym parku pałacem Dernałowiczów. W zasadzie w środku nie znajdziemy wielu atrakcji (poza restauracją pałacową), ale jest to miejsce szczególne, bowiem od wielu lat podjazd przed pałacem jest miejscem startów Mińskiego Rajdu Motocykli Zabytkowych organizowanego przez klub Magnet. Jeżeli będziemy mieli odrobinę szczęścia, to spotkamy tu całą masę fantastycznych weteranów szos. Z Mińska wylotową ulicą Mazowiecką przez Barczącą i Wiciejów dojedziemy do Cegłowa. Dzisiaj to całkiem spora wieś, ale kiedyś miała prawa miejskie, które utraciła carskim ukazem po Powstaniu Styczniowym. Pewnie mało kto słyszał o Cegłowie, ale wieś ta jest warta wspomnienia z powodów religijnych. Otóż jest to wieś ekumeniczna, co oznacza, że połowa mieszkańców to katolicy, a połowa mariawici. To dosyć ciekawa sekta religijna powstała na przełomie XIX i XX wieku, ekskomunikowana przez papieża, ale wspomagana przez władze carskie. Mariawici z przełożoną zgromadzenia Mateczką Kozłowską byli oskarżani przez lokalną społeczność o życie wielce nieobyczajne, ale było akurat zupełnie odwrotnie.

Stadnina koni w Janowie Podlaskim to cel naszej wycieczki.

Prywatne muzeum etnograficzne znajdziemy na ryneczku w Kamieńczyku.

W Sarnakach pośrodku rynku znajdziemy makietę rakiety V2 na wpół wystającą z ziemi. To właśnie w tej okolicy spadły rakiety wystrzeliwane przez tajny ośrodek w Bliznem.

Z wizytą u arabów

Z Cegłowa przez Mrozy, Grodzisk i Kotuń dotrzemy do Siedlec. Można oczywiście w każdej chwili wskoczyć na biegnącą równolegle szybką „Dwójkę”, ale wolimy chyba szosy lokalne, kontemplując widoki miejscowości, w których czas jakby płynie wolniej. Z Warszawy do Siedlec będzie nieco ponad 100 km, ale jadąc bocznymi drogami, zajmie nam to sporo czasu, bo teren jest dosyć gęsto zabudowany, więc jakoś szczególnie się nie napędzimy. W Siedlcach kierujemy się na drogę nr 698, którą przez Mordy, Łosice i Konstantynów dojedziemy do celu naszej wycieczki – Janowa Podlaskiego. To chyba jedna z bardziej znanych wsi w Polsce i słyszeli o niej nie tylko miłośnicy koni. Z powodu różnego rodzaju przepychanek politycznych i afer związanych z aukcjami „Pride of Poland” o jednej z najsłynniejszych w Europie stadnin koni swego czasu było bardzo głośno. Trochę szkoda, że Janów znamy jedynie z tej strony, bo historia miejscowości sama w sobie jest warta uwagi. Położony na szlaku Kraków – Wilno Janów w historii pojawił się już ok. 1420 roku jako dobra zapisane przez Wielkiego Księcia Litewskiego Witolda kościołowi. Przez wiele lat jako prywatna miejscowość kościelna miał prawa miejskie, odebrane (jak Cegłogowi) przez cara po Powstaniu Styczniowym. Odzyskał je w II RP, ale znowu utracił w roku 1945 i do dzisiaj pozostaje wsią.

Jednak jak na „wioskę”, znajdziemy tu zadziwiająco dużo zabytków świadczących o dawnej potędze miejscowości. Mamy więc okazały pałac biskupi, dwa okazałe kościoły z przyległymi zabudowaniami, potężne założenie parkowe i… zabytkową stację paliw jeszcze z 1928 roku z ręcznymi pompami stojącą przy ulicy, a nie w muzeum. Podobno nawet działa. Jednak najznakomitszą atrakcją Janowa jest założona ponad 200 lat temu pierwsza państwowa stadnina na ziemiach polskich, specjalizująca się obecnie w koniach arabskich. To właśnie tu organizowane są słynne aukcje ściągające bogaczy i światowe gwiazdy, konferencje naukowe i festiwale koni. Sam obiekt jest zadziwiająco wielki – ponad 1500 ha łąk, pastwisk i aż 16 stajni. Jest co zwiedzać i zajmie nam to nieco czasu. Proponuję zatem zanocować w Janowie lub jego najbliższych okolicach. Bez problemu znajdziemy tu sporo miejscówek na każdą kieszeń. Od kwater prywatnych, przez agroturystykę, na ekskluzywnym zamku czy pałacu kończąc.

Przez Drohiczyn i Liw do Wyszkowa

Następnego dnia wypoczęci ruszamy w dalszą trasę. Cofniemy się nieco (ok. 10 km) drogą nr 698 do Konstantynowa, gdzie skręcimy w drogę nr 811 na Sarnaki. Miejscowość jak każda inna, tylko pośrodku rynku znajdziemy… makietę rakiety V2 na wpół wystającą z ziemi. Jakiś żarcik? Nie – to właśnie w tej okolicy spadały rakiety wystrzeliwane przez tajny ośrodek w Bliznem na Podkarpaciu, a niemieckie wojsko skrzętnie zbierało ich resztki. Ciekawa historia, ale jedziemy dalej. Z Sarnaków drogą nr 19 kierujemy się na północ i nie dojeżdżając do Siemiatycz, skręcimy w lewo w drogę nr 62 do Drohiczyna. Tu obowiązkowo wstąpimy do bardzo fajnego prywatnego muzeum „Wystawa Starych Motocykli”. Wystawa znajdująca się w Nadbużańskim Parku Kulturowo-Historycznym (ul. Kopernika 9) zgromadziła kilkadziesiąt odrestaurowanych i zachowanych w stanie oryginalnym maszyn. Bilety nie są drogie, a ekspozycja jest naprawdę ciekawa i cały czas jest rozwijana. Ale są tu także inne ciekawe atrakcje, jak np. unikalne w skali kraju Muzeum Kajakarstwa – przecież miasto leży nad Bugiem. A przy okazji – Drohiczyn był kiedyś stolicą województwa podlaskiego, więc i zabytkowych budowli jest tu sporo. Samych klasztorów naliczyłem trzy. 

Okazała, murowana cerkiew prawosławna w Hrubieszowie.

W Janowie natkniemy się na chyba najstarszą w Polsce stację benzynową.

Janów to nie tylko najstarsza państwowa stadnina koni, ale także okazały zamek biskupi.

Teraz drogą nr 62 pomkniemy przez Sokołów Podlaski do Węgrowa. Tu warto na chwilę zboczyć z głównej drogi i bardziej lokalną 637 dojechać dosłownie 5 km do Liwu, leżącego oczywiście nad rzeką Liwiec, gdzie znajduje się ciekawy gotycki zamek (czy raczej jego resztki) i Muzeum-Zbrojownia gromadzące kolekcję przeróżnej starożytnej broni. To właśnie Liw był ostatnim bastionem niezależnego Księstwa Mazowieckiego, kiedy jeszcze nie należało ono do Rzeczypospolitej.

Z Liwu nie wrócimy już do Węgrowa, tylko drogą 637 dojedziemy do Dąbrowy, gdzie skręcimy na Marysin, Annopol i Młyńsko. Tu wypadniemy na szerszą drogę krajową nr 50, którą dojedziemy do Łochowa. Stąd udamy się w kierunku Wyszkowa. Jeżeli ktoś ma ochotę, można na chwilę stanąć w z włoska brzmiącej wiosce Loretto. Tę nazwę wioska otrzymała dopiero w roku 1929 na cześć sanktuarium Matki Boskiej Loretańskiej. A z Wyszkowa to już chyba każdy trafi do Warszawy, bo tuż obok wiedzie ekspresówka nr 8. Ale można też pojechać znacznie bardziej malowniczą i nieco dłuższą trasą przez Wierzbicę, Serock, Zegrze i Jabłonną do samej stolicy. Trasa przejechana tego dnia nie będzie wyjątkowo długa (w kilometrach), ale zajmie sporo czasu ze względu na liczne postoje. Ale chyba właśnie na tym polega weekendowa turystyka motocyklowa, prawda?

KOMENTARZE