Dziś zaproponuję trasę, którą można pokonać na kilka sposobów i każdy z nich będzie niezwykle satysfakcjonujący. Rzeka Pilica to naturalny przewodnik po centralnej części Polski, a wzdłuż jej biegu znajdziemy przepiękne szlaki asfaltowe i offroadowe. Kiedy już przejedziemy je motocyklem, zawsze można tu wrócić i spłynąć kajakiem.
Na skróty:
Planując motocyklowy wyjazd w Polsce zazwyczaj skupiamy się na tzw. obwarzanku, czyli obszarach w pobliżu granic i nad morzem, w których skumulowało się najwięcej popularnych tras i atrakcji. Tymczasem centralna część kraju również może dostarczyć wielu fajnych przeżyć, trzeba tylko znaleźć na nie sposób. Moje całkiem niedawne odkrycie to trasy prowadzące wzdłuż rzek, które potrafią zaprowadzić do miejsc, o których normalnie bym nie pomyślał jako godnych odwiedzenia.
Pilica to najdłuższy lewy dopływ Wisły, całkowita długość tej rzeki to 319 km. Jej źródła znajdują się w miejscowości o tej samej nazwie, położonej na skraju Parku Krajobrazowego Orlich Gniazd, który jest bardzo popularnym celem motocyklowych wycieczek. Trasa wzdłuż Pilicy może więc być albo samodzielną wyprawą, albo dobrym pomysłem na powrót z południa Polski w ciekawszy sposób niż nudnymi ekspresówkami.
Miłe miłego początki
Planując tę podróż wspólnie z moim kumplem Robertem, wybrałem mieszany wariant szosowo-offroadowy, a o odpowiednią scenerię zadbała złota polska jesień, moja ulubiona pora roku. Na przejechanie trasy mamy tylko jeden dzień, więc mając na uwadze to, że jest coraz krótszy, ruszamy z okolic Warszawy z samego rana. Trasą S7, żwawym tempem, dojeżdżamy do okolic Jędrzejowa, gdzie odbijamy na zachód i lokalnymi dróżkami docieramy do Pilicy.
Miejscowość jest niewielka, ale bardzo czysta i klimatyczna. Samo źródło rzeki jest mało fotogeniczne, to po prostu ukryte w krzakach bajoro. Dopiero kilkaset metrów dalej da się zauważyć regularny ciek wodny,który chwilę później zasila dwa sztuczne zbiorniki, pełniące funkcję rekreacyjną. My wspinamy się jeszcze na pobliskie wzgórze, żeby zobaczyć miejscowy pałac – jest uroczy, ale wraz z otaczającym go parkiem zdecydowanie wymaga rewitalizacji. Przyjemnym miejscem jest również zadbany ryneczek w Pilicy z odbudowanym ratuszem i dawną studnią miejską.
Wyjeżdżamy z miasta i lokalnymi drogami ruszamy wzdłuż biegu rzeki, a w zasadzie na tym etapie jeszcze rzeczki. W Maleszynie zjeżdżamy na pierwsze szutry, które kilka kilometrów dalej przechodzą w pełną głębokich kałuż przeprawę. Tak będzie już do samego końca wyjazdu – doskonały miks asfaltu, piachu i błota.
Pilica skręca na północ, a my na chwilę przekraczamy granicę województw śląskiego i świętokrzyskiego. W miejscowości Chałupki pod Szczekocinami zatrzymujemy się w miejscu katastrofy kolejowej, która miała tu miejsce 2012 roku. Mam do niej osobisty stosunek, mój ojciec jest maszynistą i prowadzi pociągi na tej trasie. Tamtego dnia akurat miał wolne, ale zginęli jego koledzy z warszawskiego zakładu. Zdecydował grafik zmian…
Od razu widać, jak ciężkie zadanie stanęło wtedy przed ratownikami, miejsce wypadku od głównej drogi oddzielają rzeczka i las, musieliśmy się sporo nakombinować, by tam dojechać. W samych Szczekocinach wpadamy na chwilę do zespołu pałacowo-parkowego, który niestety jest w podobnym stanie do tego w Pilicy, ale jest dobrym miejscem na postój, jeśli potrzebujecie na chwilę odpocząć od jazdy.
Dzikim szlakiem
Wybierając boczne drogi kierujemy się dalej na północ. We wsi Łąkietka nasza trasa pokrywa się przez chwilę z południowym odcinkiem TET, planując podróż można więc połączyć te szlaki. Za Koniecpolem wjeżdżamy do województwa łódzkiego i tutaj zaczyna się przyjemny etap, gdzie staramy się wyszukiwać w miarę możliwości legalne drogi gruntowe. Jest ich całkiem sporo, wiele z nich to oznaczone tablicami dojazdy do konkretnych miejscowości.
Nie brakuje również niespodzianek w postaci rozległych błotnych pułapek, które byłyby świetną atrakcją, gdybyśmy tylko mieli więcej czasu i trochę lżejsze motocykle. Sama Pilica jest niezwykle malownicza, mocno meandruje, a w wielu miejscach nad wodą wiszą leśne skarpy, które są idealnymi miejscami na odpoczynek. Nic dziwnego, że to jedna z ulubionych rzek polskich kajakarzy.
W dalszym ciągu „żonglując” nawierzchniami, przez Przedbórz dojeżdżamy do Sulejowa i południowego brzegu Jeziora Sulejowskiego, wielkiego sztucznego zbiornika na Pilicy, będącego jednym z głównych źródeł wody pitnej dla Łodzi, a przy tym popularnego miejsca rekreacji. Jedziemy zachodnią stroną jeziora, gdzie piaszczyste dróżki kluczą pomiędzy kolejnymi miejscowościami o wyraźnie wypoczynkowym charakterze.
Docieramy w końcu do zapory na północnym krańcu zbiornika. Zrobienie tam pamiątkowej fotki z motocyklem wymaga podjazdu pod wysoki krawężnik, co należy zrobić pod kątem jak najbardziej zbliżonym do prostego upewniając się, że nie zaskoczymy tym manewrem kierowców jadących za nami aut. Dlatego najlepiej wjechać na zaporę, kiedy nic tamtędy nie jedzie.
Kilka kilometrów dalej wjeżdżamy w granice Tomaszowa Mazowieckiego, omijamy jednak centrum miasta. Po drodze, jeśli macie czas (my nie mieliśmy), warto odwiedzić podziemną trasę turystyczną Groty Nagórzyckie. To pozostałości dawnej kopalni kwarcu, której imponujące wyrobiska połączono w jeden system i udostępniono do zwiedzania.
Kolejną atrakcją Tomaszowa są Niebieskie Źródła, czyli leśny rezerwat ze stawami z wodą o charakterystycznej barwie. Relaks w tym miejscu warto połączyć z wizytą w pobliskim skansenie, w którym zebrano pamiątki z życia codziennego mieszkańców tych rejonów, a także wielu okolicznych wydarzeń o charakterze militarnym.
Ku Wiśle!
Pilica skręca na wschód, a my razem z nią. Wjeżdżamy do dużego kompleksu leśnego ciągnącego się od Tomaszowa, przez Spałę do Inowłodza, a dalej wzdłuż prawego brzegu rzeki praktycznie do samego jej ujścia. W tych lasach można się łatwo zgubić i szczerze mówiąc, jest to bardzo przyjemne, pod warunkiem, że macie zapas czasu.
W tych okolicach fani militariów powinni zobaczyć dwa obiekty: bunkier w Konewce na północ od Spały oraz bunkier kolejowy w Jeleniu. W pobliskim Inowłodzu czekają ruiny średniowiecznego zamku, malowniczo położony na wysokim wzgórzu bardzo stary, romański kościółek św. Idziego, a także ciekawostka-kuriozum, czyli sklep spożywczy w budynku dawnej synagogi z dobrze zachowanym wnętrzem. Oprócz tego oczywiście liczne przystanie i wypożyczalnie kajaków oraz lasy, lasy, lasy…
Dalsza, ostatnia część naszej trasy to już typowo mazowiecki krajobraz. Wjeżdżamy do największego zagłębia sadowniczego w Europie – ciągnące się po horyzont rzędy drzewek owocowych będą nam towarzyszyć do samej linii Wisły. Tworzą one niezwykle sielską atmosferę, a dodatkowo ich wygląd zmienia się radykalnie w zależności od pory roku.
Wyszukując polne ścieżki na rozległych nadrzecznych łąkach dojeżdżamy do Warki, gdzie robimy ostatni relaksacyjny postój w tamtejszym Parku Pałacowym, mieszczącym również pomnik i muzeum Kazimierza Pułaskiego. Ostatni etap podróży prowadzi wzdłuż wałów przeciwpowodziowych, staramy się nie jechać ich szczytem. W miejscowości Ostrówek przecinamy DK79 i szutrówką biegnącą wśród sadów dojeżdżamy w pobliże ujścia Pilicy do Wisły. Prowadzi do niego wąska, błotnista ścieżka, a ostatnie metry należy już pokonać pieszo.
Na deser podjeżdżamy do pobliskiego Mniszewa, gdzie znajduje się popularny wśród warszawskich motocyklistów Skansen Bojowy I Armii Wojska Polskiego. Na rozległym leśnym terenie zebrano szereg eksponatów z czasów walk o przyczółek warecko-magnuszewski w 1944 roku, zachował się również układ schronów, zapór i okopów. Dużą atrakcją jest 26-metrowa wieża widokowa, z której rozpościera się piękna panorama linii Wisły.
Trasa wielu możliwości
Wariant „asfaltowy” wzdłuż Pilicy można przejechać w jeden dzień, o ile nie będziemy intensywnie zwiedzać napotkanych obiektów i zbyt długo biesiadować w przydrożnych barach, zajazdach czy karczmach. Idealnie byłoby natomiast przeznaczyć na to cały weekend. Jeśli chodzi o przygodę offroadową, dodałbym do planu jeszcze jeden dzień, możliwości biwakowania po drodze jest sporo, a mnogość ścieżek zachęca do ich odkrywania.
Trzeba się też liczyć z kluczeniem, gubieniem drogi i odkopywaniem motocykla, czyli esencją turystyki terenowej. Moim zdaniem w przypadku tej, ale także innych podobnych tras, najważniejszy jest brak pośpiechu – wtedy można z nich wyciągnąć najwięcej przyjemności.
PS. Naszą trasę przygotowałem w polecanym w czerwcowym numerze ŚM przez Mirka Antoniewicza (opiekuna polskiego TET) programie GPXstudio, który jest doskonałym narzędziem do szybkiego i efektywnego przygotowywania śladów GPX, które następnie odpalamy w jednej z aplikacji nawigacyjnych na smartfonie. Gorąco zachęcam do samodzielnych prób wytyczania takich tras – to bardzo wciągające zajęcie!