Można odnieść wrażenie, że w motocyklach Adventure wymyślono już wszystko. Mamy genialne podwozia, świetne silniki i potężne możliwości. Jednak w trendzie superwypasionych turystycznych enduro, zapomniano o tym, że takie motocykle powinny być możliwie najlżejsze i łatwe w jeździe terenowej. A przynajmniej większość producentów o tym zapomniało.
Na skróty:
W zależności od tego jaką definicję i rodzaj urbanizacji wziąć pod uwagę, maksymalnie 3% lądu to tereny zurbanizowane. Nawet jeśli odejmiemy od tego zakątki niegościnne jak bieguny, pustynie i niektóre pasma górskie, to i tak nasz świat ma sporo dzikich zakątków. Przy deweloperach bałbym się o tym opowiadać, ale w naszym towarzystwie nie mam się o co martwić. Bo to oznacza, że ile byśmy nie jeździli, do końca życia starczy nam miejsc do odwiedzenia. Miejsc, w których to natura pełni rolę architekta. Okazuje się też, że pomimo mocnego zaawansowania cywilizacji, większość dróg na świecie wcale nie jest wyasfaltowana. A to oznacza, że na motocyklu terenowym można zwiedzić piękny kawał naszej planety.
Każdego roku podróżnicy motocyklowi potwierdzają, że terenowy motocykl otwiera drzwi świata na oścież. Producenci motocykli zdają się też to ułatwiać, bo dziś każdy ma w ofercie sprzęt klasy ADV. I to sprzęt, który potrafi bardzo wiele. Do ideału jest jednak jeszcze daleko. Wciąż na grube wyprawy przez Azję, Amerykę Południową czy Afrykę współczesne motocykle nie są opcją braną pod uwagę w pierwszej kolejności. Może i nawet w niedalekich planach nie mam wypraw w te rejony, ale i tak wątpię, czy do głowy przyszłoby mi pojechanie na którymś z wypasionych flagowców.
O ile w ich możliwości jezdne nie wątpię, to pojawiają się dwie przeszkody. Pierwsza to zaawansowana konstrukcja, która w pewnym momencie mogłaby nie wytrzymać. Druga rzecz to waga. Mimo wszelkiej wspaniałości zawieszeń, ram, geometrii i silników, fizyki nie zmienisz, ćwierć tony, to wciąż ćwierć tony. Waga to zresztą jak dla mnie największa ułomność tych motocykli. Na skomplikowanie mogę przymknąć oko, bo co by nie mówić, idzie za nim komfort jazdy, a jeżdżę raczej w cywilizowanej części świata. Jednak waga przeszkadza zawsze i wszędzie. Paradoksalnie ADV mają zachęcać do jazdy w terenie, często po raz pierwszy. Ale szarpanie z ćwierćtonowym i nierzadko ponad stukonnym klocem, trudno nazwać nabieraniem doświadczenia, bardziej walką o przetrwanie. Nie raz zresztą widziałem, jak ludzie kończyli swój pierwszy dzień jazdy w „offie” na turystycznym enduro z urażonym ego i przegonionym entuzjazmem. Smutny to był widok. I co takim osobnikom można powiedzieć? Kup lekkie enduro czy crossówkę za kolejną taczkę pieniędzy? W sumie… ale przecież po to kupił motocykl o takich zdolnościach, żeby było mu łatwiej cieszyć się swobodą jazdy w każdych warunkach. Miało być pięknie, miało być widowiskowo, kupił marzenia, ale te marzenia mają swój ciężar i wymagania. A przecież nie o to chodzi.
Wielcy producenci uparcie trzymają się dużych pojemności. Bo statystyki mówią, że ok. 90% ich klientów nie zjeżdża nimi w ogóle z asfaltu? Ciekawe czemu… A może by stworzyć pełnoprawny produkt, ale w mniejszej i przystępniejszej skali, by przygotować klienta na te modele z wyższej półki? Tu trzeba oddać, że niektórzy próbowali. BMW zrobiło G310 GS, Suzuki V-Stroma 250, KTM Adventure’a 390 a Honda od lat produkuje swoje CRF 300L/Rally. Tylko, że BMW zrobiło szosówkę, Suzuki nie oferowało nic konkretnego. KTM jest już blisko, ale nadal nie zrobili wersji R z terenowymi kołami. I zawieszeniem, więc pozostaje Honda. Chwaliłem je w testach i zdania nie zmieniam, ale jako motocykle terenowe. Po asfalcie po prostu jeżdżą, bo koła toczyć się mogą wszędzie. Co więc pozostaje? Niby Royal Enfield Himalayan, ale nie wiem, czy traktować go jako ADV, czy po prostu Himalayana. Yamaha Tenere 700? Dla mnie motocykl przełomowy, genialny i chodzi mi po głowie jego zakup (choć obecne ceny studzą entuzjazm).
Jesteśmy już blisko sukcesu, ale nadal bardzo lekko nie jest. Brakuje jeszcze czegoś o jedną kategorię wagową niżej. Ziemię do niedawna niczyją. Japońscy i Europejscy producenci biją się w wagach półciężkiej i ciężkiej. A gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Tym trzecim są Chińczycy. Do ich produktów można podchodzić dwojako ideologicznie. Ale chyba nikt kto miał styczność z tymi „chińczykami premium”, nie zaprzeczy, że ich jakość, zarówno jazdy, jak i wykonania i wykończenia stąpa w siedmiomilowych butach. Mało tego, producenci z państwa środka czasem potrafią znaleźć dla siebie niszę, a nie tylko zrzynać z innych. Przykładem tego jest CFMoto 450 MT.
Ma być prosto i skutecznie
Przy tej objętości wstępu, normalnie kończyłbym wywód o technikaliach. Jednak to tło jest moim zdaniem istotniejsze niż technikalia CFMoto 450 MT. Te zresztą nie są szczególnie skomplikowane, choć w wielu miejscach pomysłowe. Dla przykładu rama, prosta stalowa, podwójna kołyska. Ale tutaj ktoś wpadł na pomysł, że jej dolne rury można wymienić. Super sprawa, bo te elementy czasem się uszkadzają, co zresztą zrobiłem w prywatnym enduraku. Z ramą pomocniczą też nie ma problemu, jest odkręcana i tą też już kiedyś uszkodziłem. Wahacz natomiast wykonano z aluminium, a współpracuje z nim amortyzator Kayaba, taki jak znajdziemy chociażby w Tenere 700. Z tej samej rodziny pochodzi widelec, który daje możliwość regulacji napięcia wstępnego sprężyny oraz siły tłumienia. Oba elementy zapewniają skok koła na poziomie 200 mm oraz prześwit 220 mm. Do tego koła mają „prawilne” średnice, czyli 21” z przodu i 18” z tyłu, a felgi pomieszczą wyczynowe endurowe opony bez robienia z nich naleśników. Wszystko tu jest zrobione według terenowej sztuki. No prawie wszystko. Pojemność silnika 450 ccm podsuwa jedno skojarzenie – singiel. A tu psikus, CFMoto zrobiło dwa cylindry w rzędzie. Doprawiło to rozrządem DOHC z 8 zaworami, chłodzeniem cieczą i wykorbieniem 270°. Mamy zatem „oszukane V2” generujące 44 KM i 44 Nm, które na koło przekazuje sześciobiegowa przekładnia. Bliska współpraca CFMoto z KTM nasuwa od razu pytanie – czy to silnik KTM w nieco innej formie? Otóż nie. Jeden z inżynierów powiedział mi, że to silnik jest zaprojektowany i produkowany przez CFMoto, choć niektóre drobne części, są podebrane z KTM, bo po prostu im pasowały i były już gotowe. Przyglądając się z bliska silnikowi, nie mam podstaw, by mu nie wierzyć.
Kultura przede wszystkim
Nie mam zamiaru ukrywać, że 450 MT było w moim TOP 3 motocykli do przetestowania w tym sezonie. Oczekiwania były spore, ale jeszcze większe obawy, że Chińczycy nie wykorzystają szansy. Pierwszy kontakt na szczęście nie zawiódł, dobrze to wygląda. I nie chodzi mi o stylistykę, bo ta mnie ani ziębi ani parzy. Ale wykonanie… każda powłoka, każdy materiał, każda obróbka i każda śrubka pod względem estetycznym to półka nie tyle japońska, co już europejska, serio. Plastiki i materiały też nie budzą wątpliwości co do jakości, nic tu nie skrzypi, nie trzeszczy, wszystko jest sensowne. Fajnym i przydatnym gadżetem są składane lusterka, co chroni je przed zagładą w terenie. A właśnie, co do terenu, jedźmy już. Przerzucenie nogi przez siodło przynosi kolejne zaskoczenie – ale nisko! Od kanapy do ziemi jest 820 mm, a kanapa jest na tyle wąska, że przy moich 183 cm, dwie nogi pewnie stawiałem na ziemi, a kolana miałem fest zgięte. W końcu jest „adwenczur”, który przypasuje ludziskom 175 cm i niższym. Ja jednak dobrałem akcesoryjną kanapę 870 mm i to był dobry wybór.
Zaskoczenia natomiast nie było po pierwszych metrach. Rzeczywiście brakuje odrobinę ciosu z dołu jak w singlu, ale coś za coś. Dwucylindrówka jest niesamowicie płynna i kulturalna. Obce są jej wibracje czy szarpnięcia, nawet na bardzo niskich obrotach. Król elastyczności to to nie jest, ale z niskich obrotów wygrzebuje się ze spokojem niemalże jak rzędowa czwórka. Pewnie duża w tym zasługa stosunkowo krótkich biegów, szczególnie 1-3 i przełożeń. W terenie to dobrze działa, ale na przelotówkach raczej ogranicza prędkości komfortowe do 120-130 km/h. Wyżej może i pociągnie, ale obroty są już wysokie. Nie będę czarować, takie prędkości osiągnąłem może 2 razy i trzeba było się o nie postarać. Na Filipińskiej wyspie El-Nido proste i równe drogi raczej się nie zdarzają. Za to jest mnóstwo zakrętów o rzadko kiedy równej nawierzchni. Tempo grupy też było raczej turystyczne, czyli dostosowane do motocykla.
Trzeba przyznać, że CFMoto 450 MT nie kusi do złego na szosie. Owszem, może pojechać dynamicznie, bo silnik bardzo żwawo jak na 44 KM napędza się od środkowych obrotów. Podwozie też jest zwarte, zwinne i daje jasne sygnały co dzieje się z kołami. Po prostu aura tego sprzętu jest taka, że nie odczuwałem potrzeby gnania. Siedziałem sobie wygodnie, przyzwoicie osłonięty przed wiatrem i przyjemnie spędzałem czas. Pomimo, że przewaga charakteru terenowego jest tu znacząca, to jest to też dobry turystyk. I choć widok zza kierownicy nie wskazuje, że jest to 450, raczej 600-700, to lekkość prowadzenia jest jak najbardziej „małolitrażowa”. Duże koła nie zabrały mu lekkości prowadzenia. Złożenie 450 MT w zakręt czy zmiana kierunku nie wymaga siły, odbywa się to naturalnie, lekko i płynnie. Podobnie działają też hamulce, które mają po prostu wystarczającą siłę hamowania, a do tego bardzo dobrą dozowalność. Zawieszenia też dobrze wybierają nierówności, choć tu trzeba przyznać, że są dość twarde, pluszu jak w dużych ADV nie uświadczymy. Na szosie ten motocykl po prostu działa dobrze, bezpiecznie i stabilnie, a do tego jest wygodny. Nie będę jednak oszukiwał, że na asfalcie jest to fabryka niezapomnianych wrażeń, ot po prostu sprawny motocykl turystyczny. Nie traktuję tego jako niedostatek, a bardziej jako cecha charakteru. Bo ten, jak już wspomniałem, jest w dużej mierze terenowy.
Czuję się jak w domu
Wizje terenowej jazdy na ADV bywają różne. Najczęściej jest to dzikie gnanie jak rajdowym motocyklem lub po prostu turystyka poza asfaltem przyprawiona szczyptą zabawy. Z racji tego, że CFMoto 450 MT nie jest rajdówką, czas poza asfaltem spędziliśmy na tę drugą modłę. Przygotowanie do takiej jazdy nie trwało długo. Nie trzeba się tu bawić w menu, po prostu wduszamy przycisk pod lewym kciukiem, który wyłącza kontrolę trakcji i ABS na tylnym kole i można jechać. A jak jechać w terenie to na stojąco. Taka pozycja na 450 MT jest naturalna. Jest co złapać kolanami, swoboda ruchu jest spora, a kierownicę umieszczono tak, że nie muszę się do niej nienaturalnie garbić. Przypomina mi to trochę pozycję za sterami Yamahy Tenere 700, czyli jest dobrze.
Nie walcz, baw się
Szutrówki na drugim końcu świata okazały się być nieco inne niż nasze. Opcje są dwie – albo są zasypane kilkudziesięciocentymetrową warstwą kopnego kurzu, albo twarde i okrutnie śliskie. Powitały nas te drugie i tutaj dostrzegłem, że brak singlowego ciosu ma swoje zalety. Dwucylindrówka pięknie „jedzie trakcją” i przyspieszanie bez utraty przyczepności wychodzi bardzo łatwo. Oczywiście boczurkiem też można pojechać, ale nie miałem ku temu wielu okazji. Okrutny kurz najczęściej ograniczający widoczność do 3-4 metrów nie nastrajał do szaleństw. Bardziej do koncentracji, bo wystających kamieni nie brakowało. Kilka z nich zresztą mnie zaskoczyło już przy jako takiej prędkości, ale obyło się bez większej afery. Zawieszenie pięknie wybiera takie krótkie i mocne uderzenia, przez co ani kierownicą nie szarpało ani tyłu nie podbijało. Swoją drogą, amortyzatory są zaskakująco sztywne. Nie jest to twardość jak w crossówkach, ale nadal daleko im do pluszu spotykanego w innych ADV. Przez to może i nie płyniesz jak na poduszkowcu, za to motocykl prowadzi się precyzyjnie, a komfort nadal jest na niezłym poziomie. Jeśli lubisz w turystyce terenowej coś więcej niż tylko przejechać się szutrowym odcinkiem, to powinno ci się spodobać. Amortyzatory Kayaby bardzo dobrze radzą sobie, gdy jazda nabiera tempa.
Odniosłem wrażenie, że zawieszenie działało prawidłowo dopiero, gdy w jeździe pojawiła się dynamika. Naprawdę fajny kompromis między komfortem, a jakością prowadzenia. Zdecydowanie dodaje to kontroli w trakcie jazdy. A w połączeniu z bardzo dobrym wyważeniem, lekkość i swoboda jazdy stoją na poziomie nieporównywalnym do innych ADV. Ciasne nawroty, ustawienie sobie motocykla do zakrętu, wyratowanie się z kryzysowej sytuacji – bez względu czy na płaskim czy pochylonym terenie, jest to po prostu bajecznie łatwe. Walka w tym dziwnym kopnym piacho-kurzu też była ułatwiona przez zwinność 450 MT. Choć przyznam, że raz zostałem pokonany i wyglebiłem, niefortunnie, bo na zakręcie pod górkę. Mimo kompletnego wycieńczenia, przez dzień jazdy w ponad 30°C, motocykl nastawiłem i podniosłem względnie bezproblemowo. W plecach nic mi nie pękło, a i motocykl nie pękł, jedynie błotnik dostał kilka rys.
Oczywiście odporność na upadki jest ważna, ale dla mnie równie, jak nie bardziej, istotna jest swoboda jazdy tym motocyklem. Przez to, że moc jest umiarkowana, waga dość niska jak na ADV, a pozycja swobodna, CFMoto pozwala na próbowanie różnych rzeczy i szeroko pojętą zabawę. Odchodzi tu bowiem aspekt obawy, że cię poniesie. Nie musisz się przejmować nadmiarem mocy, czy nadmiarem kilogramów. Ten sprzęt cię nie pokona przy pierwszej lepszej okazji, raczej w przystępny sposób pokaże ci co potrafi i co potrafisz Ty, a dzięki temu jazda w terenie będzie rzeczywiście jazdą, a nie walką.
Proporcje mają znaczenie
Mam dwojakie odczucia dotyczące CFMoto 450 MT. Bo z jednej strony ten motocykl w dziwny sposób ekscytuje większość terenowych szwendaczy, w tym mnie. Z drugiej strony producent nie wymyślił właściwie nic nowego, podał to tylko w nieco mniejszej skali i w innych proporcjach niż inni. A mimo to, nadal uważam, że to jeden z najciekawszych motocykli w tym sezonie. I może to właśnie w tym dobraniu proporcji tkwi sekret. Dzięki nim mamy jednego z najbardziej terenowych ADV w ogóle. W terenie ten motocykl daje ogrom szczęścia oraz poczucie swobody, bezpieczeństwa i zaufania. Na szosie jedziesz w cywilizowanych warunkach i nawet jeśli nie czułem chemii między mną, motocyklem, a asfaltem, to nie mogę odmówić tego, że CFMoto 450 MT dobrze jeździ po czarnym – po prostu wolę go jako terenówkę. Do tego ten sprzęt jest po prostu użyteczny. Nie wieje, nie trzęsie, jest gdzie zamocować bagaż, serwisowo też sprawia wrażenie łatwego w obyciu. Tu po prostu wszystko gra, jak trzeba.
Parę razy wplatałem w ten materiał Yamahę Tenere 700 i nie wynika to z mojej nieskrywanej sympatii do tego motocykla. Po prostu CFMoto 450 MT przypomina mi Tenerkę nie tylko pod względem pozycji za kierownicą. Sama idea za nim stojąca jest po prostu podobna. Prosty i wszechstronny motocykl, który ułatwi wejście w świat terenu początkującym i pozwoli na wiele tym już obytym z bezdrożami, a to wszystko podane za rozsądną kasę. Tym „Teresa” podbiła rynek i to samo próbuje zrobić 450 MT. Obstawiam zatem, że jeśli tylko dostępność będzie sprzyjająca, to 450 MT zaleje niebawem nasze szutrówki i drogi kategorii Z. Zapewne pojawią się głosy, że to chińczyk, że nie warto, że nie odsprzedam tego za sensowną kasę… Po pierwsze to najlepiej wykonany chiński motocykl, jaki do tej pory widziałem. Po drugie trudno sprzedać drogo coś, za co w salonie przychodzi ci zapłacić niecałe 28 tys. zł. A po trzecie żaden inny motocykl na rynku, nie daje takich możliwości nawet za dodatkowe 10 tys. zł. Oczywiście nie jest bez wad, bo np. dźwignia zmiany biegów jest megakrótka, ABS na przodzie jest nieco nadgorliwy, a poganiany spali sporo jak na 450, ale to są drobiazgi, z którymi da się żyć. Natomiast całokształt dla mnie, uwielbiającego szwendanie się po bezdrożach, jest genialna. Na tyle genialna, że to może być kolejny terenowy hit i nie wykluczam, że kiedyś wyłożę pieniądze na CFMoto 450 MT.
Dane techniczne:
CFMoto 450 MT
SILNIK | |
Typ: | czterosuwowy, chłodzony cieczą |
Układ: | dwucylindrowy, rzędowy |
Rozrząd: | DOHC |
Pojemność skokowa: | 449 ccm |
Średnica x skok tłoka: | 72 x 55,2 mm |
Stopień sprężania: | 11,5:1 |
Moc maksymalna: | 44 KM przy 8500 obr./min |
Moment obrotowy: | 44 Nm przy 6250 obr./min |
Zasilanie: | wtrysk paliwa |
Smarowanie: | mokra miska olejowa |
PRZENIESIENIE NAPĘDU | |
Sprzęgło: | wielotarczowe, mokre, antyhoppingowe |
Skrzynia biegów: | manualna, pięciostopniowa |
PODWOZIE | |
Rama: | stalowa, podwójna kołyska |
Zawieszenie przednie: | teleskopowe KYB, Ø 41 mm, pełna regulacja, skok 200 mm |
Zawieszenie tylne: | wahacz aluminiowy, amortyzator centralny KYB, pełna regulacja, skok 200 mm |
Hamulec przedni: | pojedynczy, tarczowy, Ø 320 mm, zacisk czterotłoczkowy radialny |
Hamulec tylny: | pojedynczy, tarczowy, Ø 240 mm, zacisk jednotłoczkowy |
Opony przód / tył: | 90/90-21 / 140/70-18 (bezdętkowe) |
WYMIARY I MASY | |
Długość: | 2210 mm |
Szerokość: | 870 mm |
Wysokość: | 1380-1430 mm (z opuszczoną/podniesioną szybą) |
Wysokość siedzenia: | 800-820 mm (870 mm z akcesoryjną kanapą) |
Rozstaw osi: | 1505 mm |
Minimalny prześwit: | 220 mm |
Masa pojazdu na sucho: | 175 kg |
Zbiornik paliwa: | 17,5 litra |
Pojemność miski olejowej: | 2,3 litra |
Zobacz też więcej nt. nowości CFMoto na rok 2025: