fbpx
-u88yq5oq0E

Tym razem na warsztat bierzemy Rieju Aventura 125. Motocykl, który od razu przyciąga uwagę swoim nietuzinkowym wyglądem i obiecuje niezłą zabawę w terenie. Już sama nazwa podpowiada, że mamy do czynienia z maszyną stworzoną do przygód i muszę przyznać, że w tej roli sprawdza się naprawdę dobrze.

Nie będę ukrywał, że początkowo podszedłem do niego z lekkim dystansem, bo w końcu to „tylko” 125-ka, a jednak parę razy mocno mnie zaskoczył. Nie wszystko jest tu oczywiście idealne i w praktyce wyszło na jaw kilka upierdliwych rzeczy, ale w terenie ten motocykl naprawdę pokazuje pazur. I choć widać, że konstruktorzy włożyli sporo serca w projekt, niektóre elementy nieco psują obraz całości. Cena? No właśnie, tutaj robi się trochę gorąco, bo 21 000 zł za sprzęt tej kategorii to już nie jest mała kwota.

Organoleptycznie

Pierwsze wrażenie? Robi robotę! Rieju wygląda jak rasowy adventure, który z miejsca chce rzucić się w teren. Widać inspirację stylem KTM i „Dakarówek” – agresywny przód, duży bak i wąska szyba, w połączeniu z szeroką kierownicą dodają charakteru i na pewno przyciągną wzrok, zwłaszcza jak się maszyna trochę ubłoci i pokaże w swoim naturalnym środowisku.

To, co od razu rzuca się w oczy, to naprawdę dobre spasowanie plastików i elementów nadwozia. Nic tu nie trzeszczy, nie skrzypi, a nawet lekko szarpnięta owiewka ani drgnie. W motocyklach tego segmentu często można natknąć się na luźne plastiki i elementy, które wyglądają jakby miały odpaść po pierwszym wypadzie w teren. Na szczęście tutaj tego nie ma i wszystko pięknie siedzi na swoim miejscu. Jest po prostu dobrze.

Szeroka kierownica dawała kontrolę w każdej pozycji – zarówno podczas spokojnej jazdy jak i atakowania dziur na stojąco.

Nic tu nie trzeszczy, nie skrzypi, a nawet lekko szarpnięta owiewka ani drgnie.

Przejrzysty wyświetlacz z podstawowymi informacjami, ale konfigurowalność nie powala.

Zalety

Moim zdaniem największy plus tego motocykla? Bez dwóch zdań, to zawieszenie i rama. Kompletnie się tego nie spodziewałem po maszynie klasy 125. I nawet nie chodzi tutaj o zastosowaną technologię, czy jakość komponentów, ale o przemyślenie konstrukcji oraz ustawień. Na drobnych nierównościach, zawieszenie działa naprawdę spoko. Świetnie wyłapuje wszystkie przeszkody, więc jazda jest komfortowa. Ale to nie koniec miłych niespodzianek – kiedy wjeżdżasz w teren, w szuter czy lekkie off-roady, zawias dalej robi robotę. Trzeba trafić na naprawdę głęboką dziurę, żeby dobiło do końca.

Do tego dochodzą opony. Na asfalcie nie są może wybitnie przyczepne, ale w off-roadzie trzymają całkiem dobrze. Nawet jak przejeżdżałem po warstwie piachu – kto jeździł w terenie ten wie, że to największy wróg przyczepności – motocykl dawał radę. Nie ma tu mocno wystającej, agresywnej kostki, ale i tak nie było problemów z trakcją.

Jednak jednym z największych zaskoczeń okazał się tylny hamulec. Chyba najlepszy, z jakim miałem do czynienia. Naprawdę niesamowicie łatwo go wyczuć, co jest super ważne, zwłaszcza podczas jazdy po luźnej nawierzchni. Można go precyzyjnie dozować, bez ryzyka zablokowania koła czy nagłego uślizgu, a to poprawia ogólną kontrolę nad motocyklem. Jest to bardzo ważne, ponieważ 125-tki często należą do osób dopiero zaczynających swoją przygodę z motocyklami.

Warto też wspomnieć o ergonomii. Niezależnie od tego, czy jechałem na siedząco, na stojąco w bardziej wyprostowanej pozycji, czy wychylony tak, aby dociążyć tył – zawsze było wygodnie. Nawet jak trochę bardziej agresywnie przejeżdżałem przez nierówności, nadal czułem się pewnie i miałem pełne panowanie nad maszyną. A to nie jest typową właściwością każdego motocykla terenowego.

Punktem bonusowym Aventury jest gniazdo USB na kierownicy. W podróży po nieoznakowanych szlakach, nawigacja może być potrzebna, więc takie proste udogodnienie, jak możliwość ładowania telefonu, będzie wtedy bardzo pomocne.

Nie wszystkie nasze przygody muszą być wypełnione dziurami i błotem. Do podziwiania widoków też nadaje się świetnie, ale tylko przy niższych prędkościach.

Nieco przeciętności

W Rieju Aventura 125 nie wszystko zachwyca. Są też elementy, które po prostu robią swoje i nie wyróżniają się niczym szczególnym. Na przykład przedni hamulec – działa dobrze, oferuje całkiem dobre wyczucie, nie ma żadnego agresywnego szarpnięcia i ani razu nie miałem problemu z zatrzymaniem motocykla. Nie ma w nim nic szczególnego, co by robiło wybitnie dobre wrażenie, ani na co można by ponarzekać.

Podobnie jest z siedzeniem. Na krótszych trasach czy w mieście, było rzeczywiście bardzo wygodnie, ale po kilkunastu minutach spędzonych na ekspresówce, siedząc w jednej pozycji, zadek zaczynał drętwieć i co jakiś czas trzeba się trochę pokręcić co dowodzi, że nie jest to najlepsza opcja na bardzo długie przeloty. Przyciski i przełączniki przy manetkach są spoko. Nie są tandetne i nie latają luźno pod palcem, są dobrze spasowane i gładko pracują. Ochrona przed wiatrem też wypada OK. Przednia szyba wygląda jakby była wyłącznie elementem dekoracyjnym, ponieważ jest bardzo wąska. Natomiast przez to, że jest dosyć wysoka, to zabiera nam wiatr ze środka klatki piersiowej, redukując uczucie naporu powietrza. Oczywiście wciąż ten napór czujemy, ale owiewka powoduje, że jazda powyżej 90 km/h jest znośna.

Na krótszych trasach czy w mieście, było rzeczywiście bardzo wygodnie.

O ile tylny hamulec ma wzorową dozowalność, to przedni jest wzorowo przeciętny.

Wyraźne wady

Zdecydowanie największym problemem motocykla jest jego skrzynia biegów. Przełożenia są tak krótkie, że trzeba zmieniać bieg praktycznie co 10–15 km/h. Dobijając do „pięćdziesiątki” już byłem na piątym biegu, a szóstkę wbijałem już od 65km/h. Później hamowanie do świateł, więc znowu redukcja, aż do jedynki. I tak w kółko. Początkowo w mieście było to irytujące, ale powoli się przyzwyczaiłem. W terenie natomiast jest gorzej, ponieważ jeśli zakręt okazywał się wolniejszy niż się spodziewałem, musiałem zrzucić nie jeden, a dwa biegi, żeby osiągnąć odpowiedni moment obrotowy silnika. Zmian było po prostu za dużo i były zbyt częste.

Sam silnik w zasadzie kręci się do jedenastu tysięcy, ale rzadko korzystałem z tego zakresu, ponieważ na wysokich obrotach zaczynał mocno wibrować i stawał się głośny – nie w taki fajny, rasowy sposób, ale rzężąc i nie dając nic poza hałasem. Już przy pięciu–sześciu tysiącach, jednostka osiąga prawie maksymalną moc, więc nie ma potrzeby go dalej męczyć. Ja zazwyczaj zmieniałem biegi przy siedmiu–ośmiu tysiącach, bo wyżej po prostu było nieprzyjemnie.

Wyświetlacz też nie zachwyca swoim wyglądem. Można zmienić tylko jasność, poza tym – żadnej dodatkowej konfiguracji. Podczas podróży po nieznanych terenach, informacja o długości danych odcinków może być pomocna, więc fajnie byłoby móc zresetować „tripa”. Niestety nie da się tego zrobić bez odrywania rąk od kierownicy, bo przyciski są bezpośrednio przy ekranie, więc trzeba się zatrzymać, wybrać opcję i dopiero wtedy możemy zresetować. Do tego trzeba je bardzo mocno wciskać, żeby w ogóle zadziałały. Mało to wszystko jest wygodne.

No i na koniec stopka boczna… Nigdy nie sądziłem, że na coś takiego można narzekać. Aventura stoi na niej prawie pionowo, przez co wystarczy, że teren nie jest idealnie równy, i już zaczyna się problem. Miałem kilka sytuacji, gdzie musiałem przestawiać motocykl, żeby w ogóle dało się go bezpiecznie zostawić. Do tego stopka ledwo co wychodzi do przodu, więc minimalne popchnięcie potrafiło ją złożyć i trzeba było szybko ratować furę przed upadkiem. Niby detal, ale potrafi zirytować.

A jednak nieźle

Pomimo kilku wad, Rieju Aventura 125 to naprawdę świetny motocykl, jeśli używa się go zgodnie z przeznaczeniem. W terenie sprawdza się fenomenalnie – prowadzi się pewnie, zawieszenie robi robotę, a pozycja za kierownicą daje pełną kontrolę. Do jazdy po szutrze, lesie, czy na nierównych wiejskich drogach nadaje się idealnie. Można nim też spokojnie przejechać krótki odcinek po trasie szybkiego ruchu czy wyskoczyć do miasta. Ale jeśli miałaby to być codzienna maszyna do przemieszczania się z punktu A do B, to niestety zaczyna rozczarowywać. Te wszystkie drobne niedogodności, rozpatrywane osobno może nie są problemem, jednak się sumują i zabierają sporo przyjemności z przyjemnej jazdy. Gdyby kosztował 15 lub 17 tysięcy, łatwiej byłoby mu to wszystko wybaczyć, ale przy cenie 21 tysięcy złotych chciałoby się jednak, żeby był bardziej dopracowany. A przecież niewiele mu brakuje…

Zdjęcia: Rieju, archiwum autora

Widać inspirację stylem KTM i „Dakarówek” – agresywny przód, duży bak i wąska szyba, w połączeniu z szeroką kierownicą dodają charakteru i na pewno przyciągną wzrok.

Dane techniczne

Rieju Aventura 125

SILNIK
Typ:czterosuwowy, chłodzony cieczą
Układ:jednocylindrowy
Rozrząd:DOHC, cztery zawory na cylinder
Pojemność skokowa:125 ccm
Średnica x skok tłoka:58 x 47 mm
Moc maksymalna:12 KM (8,9 kW) przy 9000 obr./min
Moment obrotowy:10,5 Nm przy 7500 obr./min
Zasilanie:wtrysk paliwa
Smarowanie:mokra miska olejowa
PRZENIESIENIE NAPĘDU
Skrzynia biegów:sześciostopniowa, manualna
Napęd tylnego koła:łańcuch
PODWOZIE
Rama:stalowa, rurowa
Zawieszenie przednie:widelec teleskopowy, Ø 37 mm
Zawieszenie tylne:amortyzator mono-shock
Hamulec przedni:tarczowy, Ø 260 mm, zacisk dwutłoczkowy
Hamulec tylny:tarczowy, Ø 240 mm, zacisk jednotłoczkowy
Opony przód / tył:100/90-18 / 130/80-17
WYMIARY I MASY
Długość:2110 mm
Szerokość:880 mm
Wysokość:1330 mm
Wysokość siedzenia:1370 mm
Masa pojazdu gotowego do jazdy:138 kg
Zbiornik paliwa:14 l
Cena:20 999 zł
Importer:www.riejumoto.pl
 
 
Tekst po raz pierwszy ukazał się w drukowanym wydaniu magazynu „Świat Motocykli” [03/2025]
 
KOMENTARZE