ADV to skrót od „adventure”, co można przetłumaczyć jako „przygoda” lub „wyprawa”. Jeżeli myśląc o wyprawie, przed oczami masz wysokie góry Ameryki Południowej, dżunglę czy bezdroża Mongolii, to najmniejszy z rometowskich ADV potrafiłby tam udowodnić swoją dzielność. Albo przynajmniej w nadbużańskich chaszczach czy leśnych duktach Puszczy Białowieskiej.
Na skróty:
Żeby nie było nieporozumień, od razu muszę wyjaśnić, że Romet w swojej ofercie ma dwa zupełnie różne motocykle klasy 125, określane jako ADV. Jeden z nich to ADV 125 FI PRO, maszyna bliźniaczo podobna do Junaka RX One, a koncepcyjnie do BMW GS 650. Drugi, wytwarzany przez chińskiego producenta Yingang Motor, to po prostu ADV 125, z twarzy podobny do nikogo, czyli do samego siebie. Nie ma chyba na naszym rynku drugiej takiej konstrukcji. Do testów otrzymaliśmy właśnie ten motocykl.
Przyznam, że początki naszej znajomości były trudne. Ładowanie baterii pojawiało się i znikało, silnik gasł bez powodu i ogólnie chyba nie przypadliśmy sobie do gustu. Sytuacja jednak diametralnie się zmieniła, gdy Romet poddał się drobnym pieszczotom w postaci zdjęcia zbiornika paliwa, poprawienia wszystkich kostek złączy elektrycznych i spryskania ich kontakt-sprayem. Wszelkie niedomagania ustały jak ręką odjął i z każdym dniem coraz bardziej przekonywałem się do tego motocykla. Wskazówka dla przyszłych posiadaczy tego modelu jest więc jedna – wymóc na sprzedawcy porządny przegląd przedsprzedażny, albo samemu poprawić po fabrycznych monterach.
Dawaj w chaszcze!
Już na pierwszy rzut oka widać, jakie jest przeznaczenie tej maszyny. Prostota do bólu, zakrawająca nawet o purytanizm, jest jej podstawową cechą. Nie ma absolutnie żadnych zbędnych upiększaczy, wodotrysków i niepotrzebnych elementów. Nie znajdziemy na niej także wielu powierzchni chromowanych. Romecik umalowany jest w praktyczną matową zieleń i również matową czerń. Moim zdaniem motocykl jednoznacznie kojarzy się militarnie, myśliwsko albo wędkarsko. Już sam wygląd określa jego przeznaczenie – szlajanie się po krzakach i bezdrożach.
Oczywiście w porównaniu z innymi „wyprawówkami” Romet sprawia bardzo skromne wrażenie. W zasadzie nie ma żadnego spektakularnego wyposażenia, które przeważnie i tak nie jest niezbędne, oczywiście jeżeli nie liczyć lansu. Ma za to niemal wszystko, co potrzebne nawet podczas dłuższej wyprawy. Seryjnie wyposażony jest zarówno w stopkę boczną, jak i podnóżek centralny. Stosunkowo duży zbiornik paliwa (15 l) przy niewielkim spalaniu zapewnia kolosalny zasięg rzędu 500 km. Możemy udać się na weekendowe poszukiwania nieodkrytych jeszcze łowisk, bez obawy, że ugrzęźniemy gdzieś w krzakach z powodu braku paliwa. W dodatku Romet ma na wyposażeniu coś, czego nie ma chyba żaden inny motocykl „leśny” – dźwignię zmiany biegów typu palce-pięta. Wszyscy grzybiarze, wędkarze, czy pracownicy leśni korzystający z gumofilców będą tym rozwiązaniem zachwyceni!
Przedzieranie się przez gęstwiny krzaków ułatwi także fantastyczne orurowanie maszyny. Na rynku nie znajdziecie motocykla, który w standardzie miałby na sobie taką ilość gmoli, bagażników i wsporników. Poczynając od przedniego bagażnika, handbarów, gmoli silnika, poprzez sprytnie rozkładane podesty bagażowe w okolicach podnóżków pasażera, skończywszy na tylnych gmolach, a nawet osłonie tylnego błotnika. Do tych wszystkich rur można doczepić nieprawdopodobną ilość bagaży, bo nie dość, że w różnych miejscach mają dospawane zaczepy, to jeszcze wykonane są z solidnych stalowych rur i nie stanowią jedynie dekoracji. Te osłony doskonale sprawdzą się także w czasie wywrotki (zbadałem to osobiście), bo nie dość, że chronią motocykl, to dodatkowo ułatwiają jego podnoszenie.
Jak przystało na prawdziwą „wyprawówkę”, Romet ADV 125 jest fabrycznie wyposażony w kostkowe opony, dosyć miękko zestrojone zawieszenia o względnie długim skoku i dysponuje sporym prześwitem. Doskonale, jak na swoja klasę, radzi sobie więc z leśnymi, piaszczystymi duktami, czy nawet grząskim błockiem. Dzięki temu, że kanapa jest umieszczona stosunkowo nisko, jazda terenowa osobom mniej wprawionym nie sprawi większego problemu – w trudnych momentach zawsze będzie można podeprzeć się nogą. Czy potrzebne jest coś więcej podczas weekendowych poszukiwań świętego spokoju na łonie dzikiej natury?
Testujemy w mieście
To, że ADV 125 ubrany jest wyprawowo, nie znaczy, że nie sprawdzi się w mieście. Od razu muszę przyznać – nie jest demonem prędkości. Po długim namyśle jest w stanie rozpędzić się do 100 km/h (badane GPSem), a praktyczna przelotowa prędkość to ok. 85 km/h. W gęstym ulicznym ruchu, aby poruszać się w miarę dynamicznie, trzeba sporo wachlować biegami, a skrzynia biegów, chociaż pracuje prawidłowo, nie należy do wyjątkowo precyzyjnych. Kolejne przełożenia trzeba wbijać stanowczo i „po męsku”, można się jednak szybko do tego przyzwyczaić.
Kanapa jest długa, obszerna, więc i pasażer będzie miał na niej wystarczająco miejsca, w dodatku ma się czego przytrzymać, a pod stopami znajdzie ekstrawaganckie podesty zamiast podnóżków. Szczerze powiedziawszy, to podesty dla pasażera w seryjnym motocyklu widzę chyba po raz pierwszy. Być może mają one coś wspólnego z omawianymi wcześniej rozkładanymi rurami bocznych bagażników. O ile pasażer będzie się czuł na Romecie całkiem komfortowo, to kierowca mając dodatkową masę za plecami może się zdziwić. Długa kanapa powoduje, że motocykl obciążony dwuosobowo bardzo wyraźnie traci na sterowności. Moja sugestia jest taka, żeby dla bezpieczeństwa podróży po prostu nie sadzać za sobą osobnika cięższego niż 80 kg albo dociążyć dla równowagi przedni bagażnik paroma kilogramami.
Niestety podczas jazd miejskich ujawnia się pewien mankament motocykla – to, co dobre w terenie, nie zawsze sprawdzi się w mieście. Dotyczy to opon Rometa. Fabrycznie wyposażony został w ogumienie półterenowe z gęstą i niską kostką. Podczas jazdy po szutrach i drogach piaszczystych sprawdzają się znakomicie, ale na asfalcie, szczególnie mokrym, już nie. W połączeniu z dosyć miękkimi zawieszeniami daje to mało interesującą mieszankę w zakrętach, zwłaszcza przy nieco większych prędkościach. Po prostu w mieście trzeba jeździć nieco ostrożniej.
Za taka cenę…
Jedną z rozlicznych zalet Rometa ADV 125 jest z pewnością cena. Całkiem przyzwoicie wyposażony motocykl wyprawowy można kupić poniżej 6 500 zł i jest to bardzo uczciwa propozycja. Musimy jednak pamiętać, że niska cena maszyny musi się odbić na jej jakości. Nasz Romecik nie jest więc pozbawiony pewnych wad. Po pierwsze solidne orurowanie i duży zbiornik paliwa znacząco wpływają na masę motocykla. Mimo, że bak, błotniki i osłony wykonano z lekkiego plastiku, całość waży niemal 140 kg. To całkiem sporo, jak na w sumie mały motocykl, ale nie narzekajmy – z Tigerem, czy GS-em miałbyś znacznie trudniej podczas podnoszenia po glebie.
Silnik nie jest najmocniejszy – generuje 10,2 KM i konstrukcyjnie przypomina jednostki ze starszych modeli Hondy CBF 125, jest więc sprawdzony w bojach. Zegary są dosyć prymitywne, ale odpowiadają charakterem reszcie maszyny i dostarczają wszystkich najpotrzebniejszych informacji. Szkoda tylko, że w czasie deszczu parują, a wskaźnik paliwa jest mało precyzyjny. Musimy jednak cały czas mieć w pamięci cenę motocykla – jakieś wady w końcu może mieć.
Żeby nie zostawiać Wam na koniec niemiłego wrażenia, muszę podkreślić jeszcze jedną zaletę małego ADV. Przyznaję z pewna skruchą, że specjalnie nie cackaliśmy się z maszyną i przez niemal rok praktycznie nie widziała garażu. Zmienne warunki pogodowe w żaden sposób nie wpłynęły na jej wygląd – powłoki lakiernicze i galwaniczne są nadal w bardzo dobrym stanie, nic się nie zacina, nic nie odpada. Mimo miesięcznego postoju w zimę, bez najmniejszych problemów (co prawda przez kickstarter, a nie elektryczny rozrusznik) odpaliła, a po półgodzinnej jeździe również stan baterii wrócił do normy. Jeżeli więc szukasz niedrogiego motocykla, z którym nie masz zamiaru obchodzić się łagodnie, tylko traktować jak roboczego muła, to ten Romet sprawdzi się doskonale.