Kiedy twoje motocykle zdobywają po raz kolejny mistrzowskie tytuły i podbijają rynki na całym świecie – co robisz? Rozkładasz je na części pierwsze i szukasz, co można w nich jeszcze poprawić! Właśnie tak inżynierowie z Mattighofen potraktowali swoje pomarańczowe crossówki, otwierając, jak twierdzą, kolejny rewolucyjny rozdział w świecie MX.
Na skróty:
Czy KTM-owi uda się po raz kolejny zawojować rynek i zdominować mistrzowskie zmagania w najważniejszych seriach dzięki nowemu, crossowemu oddziałowi? Tego dowiemy się dopiero w ciągu kilku następnych miesięcy. Pierwsze informacje o nowych modelach SX 2019 zaczną spływać niedługo po wprowadzeniu ich do sprzedaży. Chętnych na pomarańczowe „dziewiętnastki” z pewnością nie zabraknie, ale jako jedni z pierwszych, na podstawie swoich wrażeń ze światowej prezentacji w Rzymie, postaramy się obiektywnie ocenić, czy warto zostawić worek pieniędzy, żeby taka crossówka pojawiła się w waszym garażu.
Prawie jak Cairoli
Po intensywnym, prezentacyjnym wieczorze, podczas którego inżynierowie z Mattighofen starali się nam przekazać i wytłumaczyć, jak działają wszystkie nowe rozwiązania wykorzystane w crossówkach na sezon 2019, oczywiście przy okazji wychwalając je pod niebiosa i przekonując, że nie ma na tym globie lepszych maszyn, przyszedł czas, aby sprawdzić, co potrafią. Dla mnie zadanie przetestowania ich, choć trudne, było piekielnie przyjemne.
Nowych rozwiązań technicznych w pełnej gamie SX jest tak dużo, że nie starczyłoby nam kartek w tym numerze, żeby je opisać. Jeżeli interesują was szczegóły, to odsyłam Was do kompendium wiedzy o technicznej stronie najmłodszych, „pomarańczowych” crossówek na naszym portalu. Tam znajdziecie wszystko, co sprawia, że KTM jest z nich tak dumny.
Jak się nimi jeździ? Zacznijmy od tego, że sama możliwość upalania tych maszyn na torze treningowym Antonio Cairoliego to coś niesamowitego. Potrzebowałem chwili, aby oswoić się z trasą o trzech różnych nawierzchniach, najeżoną stromymi podjazdami i zjazdami oraz technicznymi skokami, które – choć nie potężne – sprawiały, że od lądowań po 1,5-2 metrach wymagały nie lada precyzji.
Na torze Malagrotta MX mogliśmy sprawdzić nowe pomarańczowe crossówki nie tylko na doskonale przygotowanej trasie, ale również w cięższych warunkach, kiedy niebo dosłownie się otworzyło i potężna ulewa zamieniła ją w prawdziwy plac zabaw dla endurowców. Skoro jednak nie musiałem przejmować się myciem motocykli czy zużywającymi się przez wszechobecne błoto częściami, postanowiłem wykorzystać tę okazję do granic możliwości. Głównie moich.
Dwusuwowe zauroczenie
Choć miałem do wyboru pełną gamę motocykli, złamałem tradycję i zamiast od najmocniejszego sprzętu testowałem je po kolei, zaczynając od najmniejszego – SX 125 – żeby podczas swojego pierwszego od roku motocrossu dotrwać do końca testów.
Jeżeli chodzi o dwusuwową „stodwudziestkępiątkę”, to nie zrobiła ona na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia. Może dlatego, że spędziłem już trochę czasu na tych motocyklach i wiem, na co je stać, a model 2019 został poprawiony bardziej pod względem wytrzymałości niż osiągów.
Silnik jest bardzo żwawy i na zawołanie wkręca się na wysokie obroty, jednak spore zjazdy i podjazdy potrafiły obnażyć fakt, że jej moc dostępna jest jedynie w wysokim zakresie obrotów. Trzeba być specjalistą od jazdy pełnym ogniem, żeby ją szybko poprowadzić. Nawet niewielkie przymknięcie gazu sprawia. że tracimy pęd i będziemy potrzebowali sporo czasu, zanim maszyna znowu się napędzi.
Sprawę ratuje bardzo czułe sprzęgło, które w mgnieniu oka reaguje na ruch palca na lewej klamce. Może dzięki niemu motocykl pozwala na niesamowitą zabawę, kiedy już uda się nam wykorzystać jego możliwości (chociażby w dwóch zakrętach) i np. bez odpuszczaniu przekładać go w szybkich wirażach. Nie wiem, czy cokolwiek innego może dać takie poczucie spełnienia.
Jakież zaskoczenie nas czeka, gdy weźmiemy wersję większą zaledwie o 25 ccm. Różnica, jaką robi taka mała zmiana pojemności jest wprost szokująca. Motocykl prowadzi się równie świetnie, jak klasyczna „setka”, jednak zachowuje się przynajmniej jak nafaszerowana dobrymi anabolikami. Wprost nie może się doczekać, aż ktoś da jej ostro w palnik. Wymaga zdecydowanie mniej pracy sprzęgłem i wybacza dużo więcej dziur w gazie. Zdecydowanie nie chce się zsiadać z tego motocykla, co potwierdzają zarówno amatorzy, jak i profesjonaliści.
„Szatan” do pokochania
Choć doświadczenia z „setkami” były dobre, moim ulubieńcem szybko został duży dwusuw, który na sezon 2019 doczekał się sporego pakietu zmian. SX 250, mimo że jest prawdziwym szatanem, od pierwszych sekund po odpaleniu dającym znać o swoim potencjale, da się kochać.
Serio! Trzeba oczywiście podejść do niego z ogromnym respektem i najlepiej startować już z trzeciego biegu albo od razu po ruszeniu go wbijać, ale potrafi odwdzięczyć się niesamowitą elastycznością. Na gaz reaguje szybciej niż uczniowie w podstawówce na dzwonek, dostarczając przy tym jeszcze więcej adrenaliny i emocji niż wizyty rodziców na wywiadówkach.
Żeby wykorzystać potencjał tej maszyny i sprawdzić, co oferuje na wysokich obrotach, trzeba mieć nie tylko świetną technikę, ale również dobrze zapierać się rękoma i nogami. W innym przypadku, przy braku uwagi i zbyt gwałtownym odwinięciu gazu może nas po prostu zrzucić z pokładu.
Choć „ćwiartka” dysponuje potężnym potencjałem, to nie prowadzi się jak duży motocykl. W lekkości jazdy nie odbiega mocno od małych dwusuwów i można się świetnie nią bawić w zakrętach. Dobrą robotę robi zastosowanie wałka wyrównoważającego, który, skutecznie tłumiąc wibracje znane z poprzednich generacji, ukrywa potencjał silnika i pozwala zapomnieć, jak mocnego motocykla dosiadamy. Ta wersja całkowicie podbiła natomiast moje serce, gdy w głębokim, rozjeżdżonym błocie przecinała koleiny i szła wierzchem. Bez żadnej potrzeby wkręcania jej na wysokie obroty.
Wersja dla leniwych
Wśród czterosuwów najwięcej uwagi poświęcono największemu – SX-F 450. Prawie półlitrowa crossówka dysponuje ogromną mocą, ale w żadnym wypadku nie mamy wrażenia, że chce nas zabić. W zależności od wybranej mapy sterowania silnikiem, może być bojowym czołgiem, nacierającym na kolejne przeszkody, albo bardziej przyjazną ciężarówką, która ekspresowo zbliża się do kolejnego zakrętu.
„Czterystapięćdziesiątka” jest piekielnie mocna, ale to, co ma, oddaje nam niezwykle przewidywalnie i liniowo. Pozwala szybko jechać i nie piłować silnika. Mimo ograniczenia mas wirujących i przesunięcia ich do środka ciężkości motocykla, gabaryty maszyny dają się odczuć i potrzeba sporo pary, aby być w stanie szybko nią jeździć przez dłużej niż dwa okrążenia. To trochę sprzęt dla leniwych, którzy nie lubię zmieniać biegów.
Alternatywa dla „czterystapięćdziesiątki”
Nieco mniej zmian zaszło w SX-F 350. W strefie większych pojemności ta wersja (oprócz Husqvarny FC 350) pozostaje jedyną alternatywą dla „czterystapięćdziesiątek”. To wciąż jest ciekawy sprzęt, który z pewnością zyska liczne grono odbiorców. Dzięki sporej mocy, agresywnej charakterystyce i przyjemnej wadze wydaje się taką dobrze „nasterydowaną ćwiartką”. Oznacza to, że również lubi jazdę na wysokich obrotach i bezlitosne traktowanie roll-gazu, ale potrzeba nie lada kozaka, żeby tak tym motocyklem jeździć.
By należycie panować nad „trzystapięćdziesiątką”, potrzebne Ci będą niemałe zasoby sił, bo wymaga ona od zawodnika intensywnej pracy ciałem. Żeby szybko przemieszczać się po torze, trzeba wybierać dobre linie. Bez dwóch zdań to nadal motocykl, który wybiorą amatorzy, mający na wglądzie wolniejsze niż w „ćwiartce” zużywanie się części lub miłośnicy ostrej jazdy, których „czterystapięćdziesiątki” po prostu nudzą, bo lubią agresywną jazdę.
Jeżeli chodzi o SX-F 250, to spotkaliśmy go w niemal niezmienionej postaci. Na próżno w nim szukać jakichś rewolucji. Choć zmiany są drobne, to dalej świetny motocykl. Uwielbia, gdy nie puszcza się mu gazu i często sprawdza, przy ilu obrotach ma „odcinkę”. A kręci się bardzo wysoko, bo aż do 14 000 obrotów na minutę!
Jak przystało na czterosuw, dysponuje – powiedzmy – przyzwoitym dołem. Jeżeli jednak chcemy nim jechać szybko, nie ma kompromisów: albo gaz albo nic. Do ostrego upalania zachęca również lekkość jego prowadzenia, która jest naprawdę imponująca.
Cechy wspólne
Wszystkie „pomarańczowe” crossówki korzystają z tego samego podwozia, więc można je również wspólnie ocenić. Imponująca lista zmian, którą chwali się KTM, nie przekłada się wprost na równie rewolucyjną przemianę, jeśli chodzi o jazdę motocyklami. Nadal mają one sporo wspólnego z poprzednia generacją. Pozwalają jednak poczuć, że faktycznie prowadzą się jeszcze lepiej i zachowują dużo stabilniej, szczególnie gdy warunki na torze szybko się pogarszają.
Z pewnością można byłoby jeszcze więcej z nich wycisnąć i przekonać się, na co je naprawdę stać, ale w moim odczuciu ograniczają je trochę powietrzne widelce. Zdecydowanie nie jestem ich fanem. Pracowały dosyć tępo i nie nadążały za tym, co oferuje tylny amortyzator i rama. Pewnie gdyby poświęcić im trochę czasu na strojenie i ustawić odpowiednio do własnych preferencji, sporo by nadrobiły. Niestety, przy dużej liczbie modeli do wypróbowania w zaledwie kilkugodzinnym teście po prostu nie było na to czasu. Szkoda, bo przez to niezbyt pewnie czułem się na stromych, dziurawych zjazdach.
Pochwalić natomiast trzeba nowe kanapy, które są dużo wygodniejsze i pozwalają „mocniej” siedzieć na motocyklu, szczególnie w zakrętach, w których niekiedy trzeba przesunąć się na sam róg. A nowe układy wydechowe? Konkurencja ma szansę rywalizować dźwiękiem dopiero, gdy wyposaży swoje motocykle w akcesoryjne układy FMF lub Akrapović.
Warte uwagi
Jeśli szukalibyśmy motocykla, który miałby nas najwięcej nauczyć, z pewnością byłby to któryś z małych dwusuwów. Jeżeli potrzebna jest maszyna, która każdy trening czy każdą przejażdżkę przekuje w niezapomniane przeżycie, wybór padłby na dwusuwa SX 250. Natomiast jeżeli chciałbym się na poważnie ścigać, w ciemno brałbym SX-F 250. No chyba, że celujecie w wyższą klasę. Jeżali nie obawiacie się, że zabraknie Wam sił, SX-F 450 mógłby stać się Waszym nowym przyjacielem.
Jeżeli zakup nowej „pomarańczy” nie wiąże się z zaciągnięciem kredytu i zastawieniem mieszkania, to śmiało – odwiedźcie dilera. No chyba, że nie macie czym jeździć. W takim przypadku bierzcie pożyczkę! Nowe KTM-y bez wątpienia są warte Waszej uwagi.
Warunki pogodowe
temperatura: 20 st. C
przelotne ulewy
Odzież testera
Kask Fox V3
Gogle Fox VUE
strój Fox Legion
Buty Fox Instinct 2.0