fbpx

Z wypowiedzi prasowych można by sądzić, że dotąd były tylko błędy i wypaczenia minionego okresu, teraz natomiast świat ogarnie szczęśliwość absolutna, wynikająca z Nowych Rewelacyjnych Rozwiązań (N.R.R.). Czasem niepokoi pewna niekonsekwencja, bo np. dowiedziawszy się, jak złe było wszystko, co było dotąd, a jak N.R.R. radykalnie usuwają wszelkie bóle głowy, czytamy nagle, że ktoś nie mógł zdobyć mistrzostwa świata, no bo przecież startował na motocyklu zaopatrzonym właśnie w owo N.R.R.

Coś mi tu nie gra, ale to jest boczny tor. Warto postarać się rozważyć sprawę w sposób bardziej spokojny i obiektywny. Dla lepszego zrozumienia motywów wprowadzania dziś nowych systemów, warto wspomnieć trochę o historycznym aspekcie podstawowego rozwoju zawieszenia przedniego koła w motocyklach.

Na początku był widelec

Na początku był czysty widelec. Z perspektywy 3/4 wieku zarzuca mu się, że był taki, w przybliżeniu, jak w bicyklu, welocypedzie, czyli po prostu w rowerze. Nic dziwnego, gdyż wczesny motocykl powstał przez wstawienie do roweru silnika spalinowego.

Rys. 1. To zdjęcie wyraźnie ilustruje, jak bardzo „rowerowe” było pochodzenie amerykańskich widelców. Gdyby ktoś chciał swój rower zaopatrzyć w swoje własne resorowanie przodu, to prawdopodobnie poszedłby po podobnej drodze

Dzięki bardzo podstawowo rozumianej geometrii tego „rowerowego” widelca, pojazd dwukołowy (później tak brzydko nazwany „jednośladem”) potrafił utrzymywać równowagę w czasie jazdy. Oczywiście wyłącznie w czasie jazdy. Może właśnie dzięki tej podstawowej własności widelec, rozbudowywany, ale ciągle zachowujący ten swój postrowerowy schemat, utrzymał się aż do dziś.

Bardzo szybko, jeszcze w tych prymitywnych motocyklach, zaczęto wprowadzać resorowanie przedniego widelca. Musiano wprowadzać, bo pojazdy te były cięższe i jednak szybsze od roweru.

Potem przyszły bardzo różne resorowania

Początki były czasem nieciekawe. Tak np. angielski Triumph kiwał całym widelcem w przód i w tył wokół poprzecznej osi, położonej w okolicy dolnego końca główki ramy, podczas gdy wyboje działają przede wszystkim w górę i w dół.

Amerykanie poszli po drodze najbardziej rowerowej. Na dole tego w zasadzie rowerowego widelca umieścili krótkie wahacze, działające poprzez pomocnicze widelczyki na takie lub inne sprężyny: u Harleya na cały system sprężyn śrubowych, w Indianie był to resor piórowy, a Henderson, przy indianowskiej kinematyce układu, sprężynę miał jedną, centralnie umieszczoną nad kołem. 

I ciekawe, że właśnie jedno z tych najbliższych rowerowi rozwiązań, w harleyowskiej postaci, przetrwało dłużej niż europejskie systemy, które od roweru odeszły znacznie dalej. Dziś nawet obserwuje się nawrót do klasycznego harleyowskiego widelca, w formie „Springera”, wprowadzonego do niektórych modeli H-D, ze względów nostalgicznych, ale nostalgii towarzyszy także czysto techniczna argumentacja.

Rys. 2. Pomimo to, w harleyowskim wykonaniu to „postrowerowe” resorowanie było jednym z najlepszych w okresie międzywojennym i stosowane poza Harleyem także przez inne dystyngowane firmy. Sterowność była też bardzo dobra

W Europie w tym czasie sytuację opanował tzw. trapezowy system widelca. W lepszym lub gorszym wykonaniu, z mniejszymi lub większymi wadami. Ale zawsze z wadami. Podstawową było to, że ten, coś niecoś jednak ważący, widelec musiał być zbyt odsunięty w przód od osi główki ramy, co źle wpływało na sterowność motocykla. ,,Shimmy” było częstym zjawiskiem. Poza tym, wadą było stosowanie krótkich wahaczy w miej­scu, gdzie wszelkie siły działające od koła, a więc zaczepiające na końcu wi­delca, działały na najwięk­szym ramieniu. Luzy, jakie musiały wyrabiać się w ło­żyskowaniach wahaczy, sil­nie odbijały się na zmien­ności położenia osi koła.

Pomimo to, ten system, znany na całym świecie pod angielską nazwą „girder fork”, w międzywojennych latach nadał ton europejskim motocyklom i utrzy­mał się aż do powojennych czasów, zwłaszcza w jego najbardziej do perfekcji zbliżonej postaci: Vincent (dawniej nazywany także HRD). 

Rys. 3. Trapezowy system widelca był powszechny w Europie w latach międzywojennych, ale stosował go w późniejszych latach takie Indian. Nie tylko w 500 Scout Junior, które można było kupić
w Warszawie na ul. Świętokrzyskiej, zanim trafiły do różnych armii, lecz także i w większych motocyklach. Widać tarcie między piórami resoru nie dawało spać konstruktorom tych konserwatywnych pojazdów

I przyszła era teleskopów

Kiedyś modne było po­wiedzenie „już wtedy”. Otóż Anglicy twierdzą, że „już wtedy”, to jest w roku 1919, brytyjski ABC stoso­wał widelec, który był tele­skopem. Tak, ale w rynko­wym sensie to dopiero BMW wprowadziła telesko­py do motocykli. Nieważne, że R 12 w roku 1935, waż­ne, że R 5 w roku 1936. Był to chyba pierwszy motocykl tej firmy, który miał szanse podbić świat. Podobał się wszystkim, nawet przeciwnikom w poprzek kręcą­cych się bokserów i sztywnego, kardanowego napędu, a jego teleskopowy widelec wyjątkowo ładnie „leżał” w całej linii zgrab­nego motocykla. Ach tak, miał bezstopniową regula­cję hydraulicznegp tłumie­nia, którą po dwóch latach BMW wycofa, a pół wieku później wprowadzą Japończycy. 

Rys. 4. Pierwszym, w rynkowym sensie, udanym teleskopem był widelec BMW R 5 z roku 1936. W dwa lata później motocykl ten otrzymał także resorowanie tylnego kola i nazwę R 51. Te wyjątkowo zgrabne modele stanowiły niewątpliwie przełom w produkcji bawarskiej firmy

Od czasu, kiedy Anglicy przyjęli powszechnie tele­skop, tj. zaraz po II wojnie światowej, stał się on najpowszechniejszym syste­mem przedniego widelca, zwłaszcza gdy w 1949 na­wet Harley-Davidson porzucił dla niego swój kla­syczny układ w najwięk­szych modelach, a następ­nie oparł na nim wszystkie swoje nowe modele. 

Teleskopowe resorowa­nie miało jednak wady. By­ły one bardzo dokładnie omówione w „Świecie Motocykli”, toteż nie warto ich teraz wszystkich wyliczać, wystarczy wspomnieć o najważniejszej z nich: nieuchronnym wewnętrz­nym tarciu w teleskopie. Pracując całe życie na zgi­nanie, teleskop musi prze­nosić wewnętrzne siły po­przeczne. Dawniej przeno­siły je tuleje ślizgowe, dziś na ogół rozkładają się na całą, w danej chwili zaan­gażowaną powierzchnię wewnętrzną dolnego kieli­cha, ale zawsze powodują one tarcie między dolnym kielichem a rurą nośną teleskopu. To tarcie powodu­je, że teleskop cechuje się tym gorszym resorowa­niem, im lepsza nawierzch­nia i im mniejsza szybkość. Brutalny, np. motocrosso­wy użytek pozwala zapo­mnieć o tej wadzie tele­skopu. 

Nieudana próba z wahaczem

W połowie lat 50. za­równo na kontynencie eu­ropejskim, jak i w Anglii pojawił się wahaczowy przedni widelec. I to właśnie pionier teleskopu – BMW – znalazła się wśród wiodących prym w tym ru­chu. Potentaci niemieccy i czołowy angielski, waha­czowy system Earls stoso­wali pełne wahacze, łoży­skowane za obrysem przedniego koła. Anglicy bardziej skupiali masy wo­kół główki ramy i wiedzieli dlaczego. Nie od rzeczy bę­dzie wspomnieć, że moje zainteresowanie tematem sterowności motocykla i w związku z tym cykl arty­kułów w czasopiśmie „Auto Moto Sport” na przełomie lat 1957/1958 były zainicjo­wane właśnie przez artykuł konstruktora firmy Royal Enfield R.A., Wilson-Jonesa, w angielskiej prasie moto­cyklowej pod tytułem „Steering and Stability”. Rozwinąłem jego twierdzenia o podbudowę teoretyczną, o własne obserwacje z praktyki i opinie o aktual­nych wówczas tenden­cjach w konstrukcji przed­niego zawieszenia. W każ­dym razie, przekonany je­stem, że Anglicy znacznie wcześniej i znacznie więcej wiedzieli o tych sprawach niż ich kontynentalni kon­kurenci. Dziś mam wraże­nie, że sytuacja się znako­micie wyrównała. 

Dla skupienia mas bliżej osi główki ramy próbowa­no stosować także krótkie wahacze, kinematycznym schematem przypominające klasyczne amerykańskie systemy, choć wykonanie było inne, a także pełne wa­hacze, ale krótko łożysko­wane. Wśród pierwszych, choćby znany u nas K-750 lub NSU Max, wsród drugich czołowym przedstawi­cielem był angielski Gre­eves.

Rys. 5 Widelec wahaczowy Earls, choć miał masy ładnie skupione wokół osi skrętu koła, przyczynił się do ostatecznego upadku tego systemu

Ze względów omówio­nych w artykule „Skąd bie­rze się stabilność motocy­kla?” (ŚM 3/ 95), tzn. wadli­wego rozłożenia mas w sto­sunku do osi głowki ramy, konieczności stosowania zwiększonego wyprzedze­nia, a w sumie niemożności osiągnięcia dobrej sterow­ności, wahacz w przednim widelcu zniknął około poło­wy lat 60. Świat wrócił do teleskopowego widelca.

Bezpośrednim sygnałem do odwrotu był wypadek, ja­kiemu uległ Les Graham na motocyklu MV Agusta 500 z widelcem Earlsa, na słyn­nym zjeździe z Bray Hill w początku okrążenia Tourist Trophy na wyspie Man, długim, prostym, po­falowanym zjeździe, na którym tylko najlepsi odwa­żali się na „full bore” na najwyższym biegu. Les Graham należał do najlep­szych, ale na końcu zjazdu pojawiło się tragiczne „shimmy”, zakończone upadkiem, pożarem moto­cykla i śmiercią zawodnika w płomieniach. Od tego momentu wahacz w przednim zawieszeniu nie miał już czego szukać na angielskim rynku. Tym samym na żad­nym rynku, bo wtedy anglo­saskie rynki decydowały.

Połączyć przyjemne z pożytecznym

To, co się dzieje teraz w dziedzinie „N.R.R.” w przednich zawieszeniach motocyklowych, można zrozumieć jako chęć połą­czenia obu czołowych obo­wiązków, spoczywających na tym zawieszeniu: dosko­nałego resorowania (osiąganego dotąd w wahaczo­wych systemach) z dobrą sterownością, osiąganą w teleskopowych widel­cach, ale kolidującą z ideą widelca wahaczowego. Nic dziwnego, że rozwiązania zaczęto szukać w wykorzy­staniu układu wahaczowe­go, ale oderwanego od osi główki ramy. Skasowano główkę ramy. 

Oś, wokół której skręca się przednie koło w lewo lub w prawo, oczywiście musiała pozostać, ale wa­hacz przestał skręcać się wokół niej wraz ze skrętem koła. Jest to zasadnicza sprawa, ponieważ właśnie to, że wahacz resorowania przedniego koła musiał być związany z widelcem i wraz z nim obracał się wokół osi „X-X” przy skręcaniu przedniego koła, stanowiło o jego dyskwalifikacji.

Rys. 6 Pierwszy chyba bezwidelcowy system zawieszenia przedniego koła: OEC. Zauważmy, jak niewidzialna oś skrętu przedniego koła wędruje w przestrzeni w miarę powiększania skrętu: X0 – X1 (proporcje na rysunku zupełnie fałszywe!)

I tu uwaga na margine­sie. Mówi się czasem, że te nowe układy oddzielają ste­rowanie od resorowania. Owszem, tak jest i to właśnie jest to, co powiedzieli­śmy wyżej: zawieszenie nie skręca się wraz z kołem. Ale nie należy rozumieć te­go tak, jak kilkakrotnie przeczytałem w różnych publikacjach, że odciąża to jakoby ramiona kierowcy od przenoszenia sił pocho­dzących od nierówności drogowych. W żadnym sys­temie ramiona kierowcy nie ponoszą żadnych sił od resorowania. Ani bezpo­średnich wstrząsów, ponie­waż kierownica zawsze znajduje się na resorowa­nej masie motocykla. Ina­czej resorowanie straciłoby sens swego istnienia.
 
A w gruncie rzeczy cho­dzi o to, że założeniem tych tendencji jest nie tylko zwolnienie z pracy najlep­szego dotąd systemu zawie­szenia przedniego koła, ja­kim jest widelec teleskopo­wy, lecz pozbycie się widel­ca w ogóle. Jest to próba powrotu do wahaczowego resorowania przodu w bez­widelcowym motocyklu. I, jak to bywa w technice, rozwój tej tendencji wy­szedł poza jej założenia. Po­jawiły się rozwiązania, któ­rym z góry wyznaczono za­danie ominięcia granic, ja­kie posiada ściśle „zwrotni­cowy” system.
 
Można po­stawić pytanie, czy te naj­nowsze rozwiązania są wobec tego zwrotnicowe, czy jest to w jakimś stopniu na­wrót do widelca, skoro koło jest (znów) obejmowane z obu stron. Myślę, że na­zwa nie jest ważna. Chodzi o to, jak to będzie funkcjo­nować. Osobiście nawet i tych nowszych rozwiązań nie będę nazywał widelco­wymi, skoro nie mają „szty­cy” łożyskowanej w główce ramy. Inaczej mowiąc, skoro nie ma główki ramy.

Bo w ogóle widelec ma wady

 
Przy okazji usunięto jedną z podstawowych wad wszelkich widelco­wych systemów zawiesze­nia przedniego koła w mo­tocyklach. Mam na myśli niekorzystną relację mię­dzy długością widelca a rozstawem, w tym przy­padku, łożysk główki ra­my. Podobnie jak to było w wahaczach widelca tra­pezowego, tak w każdym widelcu ta niekorzystna relacja powoduje obciąże­nie tych łożysk dużymi si­łami dynamicznymi. W bardzo wielu motocy­klach te łożyska sprawiają kłopoty. 
 
W historycznym aspek­cie można uznać, że to też „już wtedy”, bo na przeło­mie lat 20. i 30., angielski OEC usiłował wprowadzić pierwszy bezwidelcowy system. Nie nazwałbym go zwrotnicowym, bo tam nie ma zwrotnicy. Tam nie ma nawet stałej osi obrotu w układzie skrętu przedniego koła. Jest układ wa­haczy, pozwalający na skręt przedniego koła wo­kół wyobrażalnej i wędru­jącej w przestrzeni osi, a resorowanie jest suwako­we. Jeżeli ktoś chce ko­niecznie szukać podobień­stwa do samochodów, to mógłby w resorowaniu do­patrywać się analogii do Lancii typ Lambda, później także Aprilia. Ale to na­prawdę nieważne, bo nie o system resorowania tu chodziło, lecz o system skrętu koła. A kinematyka skrętu koła była oczywiście zupełnie inna w OEC niż w Lancii.
 
To, co dotąd powiedzia­no, przeczy właściwie opi­niom często wyrażanym przez niektórych komenta­torów, że to zupełnie nowy i niezależny sposób myśle­nia, że to tak, jakby kon­struktorowi kazano two­rzyć w pełnym zapomnie­niu tego, co było dotąd, że to rozpoczęcie konstrukcji od czystego arkusza papie­ru itd. 
 
Wygląda na to, że nie. Można to równie dobrze in­terpretować jako następny krok w udoskonalaniu zawieszenia przedniego koła, przy akceptacji tego, co było dotąd najlepsze i pozbawieniu układu ciążących na nim wad.
 
W następnych odcin­kach postaramy się zdać sobie sprawę z tego czego można oczekiwać od tych nowych kierunków. Czy „N.R.R.” pozostanie nieco kostycznym komentarzem, czy też raczej wypełni się treścią technicznego uza­sadnienia.
 
KOMENTARZE