Polska ma szczęście do dyscyplin motorsportowych, które nie są w światowym głównym nurcie. Zapełniamy stadiony na wyścigach Super Enduro, jesteśmy światową potęgą w żużlu, na której zresztą skorzystać może inna dyscyplina, czyli Flat Track. I po tym, co zobaczyłem podczas Pluscom Flat Track Challenge w Świętochłowicach, byłbym przeszczęśliwy, gdyby w Polsce ten sport się przyjął.
Motorsport jest cudowny, ale czasami nie dla każdego. A dokładniej nie dla tych osób, które nie znają specyfiki danego rodzaju jazdy. I nie chodzi tu o tworzenie tzw. grupy wybrańców z kibiców MotoGP, WSBK czy motocrossu. Po prostu, jak nie jesteś w stanie wychwycić smaczków z jazdy, manewrów wykonanych przez zawodników itd., to wyścigi czy rajdy mogą się szybko nudzić.
A jaki jest najpopularniejszy, dwukołowy motorsport w Polsce? Oczywiście żużel. Dlaczego? Bo jest prosty w odbiorze i ekscytujący nawet dla osób, które nigdy nie siedziały na motocyklu. Krótki i intensywny wyścig na łokcie, ryk silników, wszystko widać z trybun, proste zasady, szybkie wyniki. Ładunek emocji dostarczony w krótkim czasie, po prostu musi się podobać!
Podobnie można powiedzieć o Flat Tracku. Dla niektórych może to być podróba żużla, bo i co do zasady, te sporty są podobne. W obu przypadkach przecież jeździsz w lewo na torze o luźnej nawierzchni. Jednak będąc w Świętochłowicach na pierwszych w Polsce zawodach Flat Track, stwierdziłem, że jednak nie można powiedzieć, że FT to ubogi krewny żużla. Oprócz tego, że motocykle są inne, bo zawodnicy ścigają się na zmodyfikowanych crossowych 450, to jeszcze format wyścigu daje dodatkowe emocje. Zawodników na starcie jest 10-12 (zależy od fazy rozgrywki), a ich style jazdy mocno różnią się od siebie. Flat Track wydaje się bardziej nieokrzesany, dziki, mniej sprofesjonalizowany i choć na trybunach jest mniejsza wrzawa, to przez całą niedzielę średnio co 15 minut miałem ciarki na ciele. Na pewno największy wpływ na to miała stawka, jaka pojawiła się na torze Speedway Śląsk Świętochłowice. Organizatorzy faktycznie się postarali, bo zaproszenie przyjęli zawodnicy ze światowej czołówki, w tym obecny Mistrz Świata Sammy Halbert z USA, Tim Neave z Anglii (4. w MŚ) czy Kevin Coradetti z Włoch(5. w MŚ). Byli także zawodnicy z Holandii, Niemiec, Argentyny, a także z Polski! Pośród przyjezdnych, na starcie stanęli Łukasz Bujniewicz, który jako jedyny „z naszych” ma doświadczenie w międzynarodowych zawodach Flat Track oraz Bartosz Tymoszuk, prowadzący Szkołę Ślizgu, gdzie sami możecie spróbować tej dyscypliny, także na pit bike. Oczywiście największe show zrobili trzej pierwsi panowie, których tempo, umiejętności i zawziętość zwiększały przyciąganie szczęki do ziemi. A zbieranie jej było o tyle niekomfortowe, że tor początkowo przypominał budyń.

W biegach finałowych walka na łokcie przybrała formę niewyobrażalną dla osoby niezaznajomionej z Flat Trackiem. Już myślisz, że zaraz zawodnicy się zderzą, a jednak wszystko mają pod kontrolą. I tak co zakręt.

Łukasz dostał ultimatum – jeśli nie wygra, to opłaca honorarium operatora. Został zatem mecenasem filmu na YT, bo zajął 15. miejsce. Ale i tak miło patrzyło się na jego niemałe umiejętności.

Tor w Świętochłowicach był bardzo mokry, ale nadal nadawał się do jazdy. Według zawodników, to dość unikalna cecha na tle innych torów.

Na starcie stawało 12 zawodników (10 w fazie finałowej). Taka liczba startujących 450-tek wywołuje ciarki na plecach.
Przyznam, że biorąc pod uwagę deszczowe warunki, nie spodziewałem się spektakularnej jazdy, ale okazało się, że dla tych kosmitów, nie było to przeszkodą. Co ciekawe, od Sammiego Halberta usłyszałem, że po takich opadach, w USA nie byłoby mowy o wystartowaniu, bo tor byłby śliski jak lodowisko. U nas tory są mniej zbite, przez to woda nie stoi na powierzchni i po zruszeniu treningowymi przejazdami robiło się już przyczepnie. A jeśli jesteśmy przy treningach, to tutaj ciekawostka – na pierwszych sesjach zawodnicy z czołówki pozamieniali się motocyklami, żeby przetestować sobie różne ustawienia. Nie spotkałem się z czymś takim w żadnej dyscyplinie motocyklowej, tym bardziej na poziomie najwyższym. I to moim zdaniem dobrze oddaje urok tej swobody flat tracku. Tu nie ma jeszcze zmanierowania kontraktami, prototypowymi częściami, przesadnej profesjonalizacji. W tej dyscyplinie widać, że ścigają się przede wszystkim zawodnicy, budżet ma mniejsze znaczenie dla wyniku. Poza tym chyba nie spotkałem się z dyscypliną, w której panowałby tak swojski klimat, a kibic był tak blisko rozgrywek i zawodników.
Zdecydowanie, błędem byłoby choć raz nie wybrać się na zawody FT, a będzie ku temu jeszcze okazja. Organizatorzy Pluscom Flat Track Challenge nie kończą na jednej imprezie i jest niemal pewne, że niebawem odbędą się kolejne zawody, a na dobrej drodze jest także organizacja rundy Mistrzostw Świata. Bardzo mnie to cieszy, bo to jest dyscyplina, która nie tylko emocjonuje, ale też jest względnie przystępna do spróbowania dla zwykłego motocyklisty głodnego adrenaliny. A jeśli chcecie choć trochę posmakować tych emocji, o których piszę, to koniecznie obejrzyjcie pełną relację z tej imprezy.
Tekst po raz pierwszy ukazał się w drukowanym wydaniu magazynu „Świat Motocykli” [11-12/2024]







