fbpx

Już w najbliższy weekend rozstrzygną się losy tegorocznego mistrzostwa świata klasy MotoGP. Chociaż lider mistrzostw Jorge Martin ma aż 24 punkty przewagi nad obrońcą tytułu Pecco Bagnaią, to historia widziała już różne przypadki. Co ciekawe, po raz szósty od 2013 roku losy mistrzostwa MotoGP rozstrzygną się dopiero podczas finału sezonu. Co się wtedy działo?

W całej, ponad siedemdziesięcioletniej historii Motocyklowych Mistrzostw Świata, losy tytułu mistrzowskiego klasy królewskiej aż dwadzieścia razy rozstrzygały się podczas ostatniego wyścigu sezonu. W ostatnich latach, wbrew pozorom, zdarzało się to dość często. Podobnie będzie w najbliższy weekend, gdy oficjalnie poznamy nazwisko mistrza świata MotoGP sezonu 2024.

W uprzywilejowanej pozycji będzie Jorge Martin, który do Barcelony – po odwołaniu GP Walencji i przeniesieniu finału sezonu właśnie na Circuit de Barcelona-Catalunya – przyjeżdża z przewagą 24 punktów nad Pecco Bagnaią. Biorąc pod uwagę fakt, że podczas jednego Grand Prix do zdobycia jest 37 punktów, to Włoch nadal ma matematyczne szanse na tytuł. Jeśli jednak „Martinator” wygra w sobotnim sprincie – już wtedy będzie mógł świętować mistrzostwo. Generalnie Hiszpanowi mistrzostwo już w sobotę daje każdy wynik, podczas którego zgarnie o co najmniej 2 punkty więcej od Włocha, dzięki czemu przed niedzielnym wyścigiem będzie miał co najmniej 26 „oczek” przewagi nad rywalem. W przypadku ewentualnego równego wyniku punktowego tej dwójki, mistrzostwo przypadłoby bowiem Bagnaii jako temu, który wygrał więcej niedzielnych wyścigów głównych. 

Przed finałem sezonu w Barcelonie Jorge Martin jest liderem mistrzostw z przewagą 24 punktów nad Pecco Bagnaią, podczas gdy maksymalnie do zdobycia będzie 37 „oczek”.

Historia zdecydowanie przemawia na korzyść Martina. W dwudziestu przypadkach, gdy losy mistrzostwa klasy królewskiej ważyły się podczas ostatniej rundy sezonu – tylko trzykrotnie wygrywał zawodnik, który przed finałem nie zajmował pozycji lidera klasyfikacji generalnej. Oczywiście najbardziej niespodziewanym rozstrzygnięciem zakończyła się runda w Walencji w 2006 roku, gdy „Dawid pokonał Goliata”, a dokładniej mówiąc – Nicky Hayden wygrał z Valentino Rossim

Pierwsza sytuacja, gdy to ostatnia runda zadecydowała o tytule, miała miejsce jeszcze w 1950 roku! Umberto Masetti finiszował na Monzy na drugim miejscu, ale wystarczyło mu to, by zdobyć mistrzostwo klasy 500 ccm… z przewagą zaledwie jednego punktu nad Geoffem Duke, który wygrał tamten wyścig. Ponad siedemdziesiąt lat później, w sezonie 2023, po raz ostatni losy mistrzostwa rozstrzygnęły się w finale sezonu. W międzyczasie mogliśmy podziwiać takie pojedynki o tytuł, jak ten w finale 1983 roku pomiędzy Freddie Spencerem i Kennym Robertsem, kiedy to „Fast Freddie” sięgnął po swój pierwszy tytuł w „pięćsetkach”. Warto wspomnieć też 1992 rok, kiedy to Mick Doohan wracał do rywalizacji w zaledwie kilkanaście tygodni po pamiętnym wypadku w Assen, w którym prawie stracił nogę. Ostatecznie Australijczyk, choć robił co mógł, przegrał tytuł w finale sezonu z Waynem Raineyem o zaledwie dwa punkty.

Nicki Hayden w 2006 roku, wbrew przeciwnościom, sięgnął po mistrzostwo świata MotoGP. Te obrazki zapamiętamy na zawsze!

GP Walencji 2006

Runda w Walencji od lat kończy sezon MotoGP, a w 2006 roku była areną tak niesamowitego rozstrzygnięcia sezonu, że scenariusz śmiało przyjąłby się w Hollywood. Nicky Hayden był liderem od trzeciej rundy, potem jednak tracąc sporo punktów z przewagi nad Valentino Rossim. Obaj mieli swoje problemy – Yamaha z numerem #46 w pierwszej fazie sezonu regularnie zawodziła i psuła się. Amerykanin z kolei walczył o mistrzostwo nie tylko z rywalami, ale też… z własnym motocyklem. Tajemnicą poliszynela było, że Honda zdecydowanie faworyzowała debiutującego Daniego Pedrosę, a „Kentucky Kid” dostawał części, z których po prostu nie chciał korzystać Hiszpan.

W przedostatniej rundzie sezonu to właśnie Pedrosa, wykonując niezwykle ambitny manewr wyprzedzania, ściął z toru Haydena. Kilkanaście okrążeń później Rossi finiszował na drugim miejscu, o 0,005 sekundy przegrywając z Tonim Eliasem. Efekt był jednak taki, że Valentino objął prowadzenie w mistrzostwach i przed finałem w Walencji miał ośmiopunktową przewagę nad Nickym.

Wszyscy w zasadzie już przyznawali „The Doctorowi” kolejne mistrzostwo, bo przecież jedyne, co musiał zrobić, to nie stracić zbyt wielu punktów do Haydena. Mógł nawet finiszować za nim, a i tak zostałby mistrzem. Stało się jednak to, czego nie spodziewał się nikt. Choć Rossi ruszał z pole position, to bardzo słabo wystartował. Chcąc jak najszybciej odrobić straty, Włoch przewrócił się na czwartym okrążeniu. Co prawda podniósł swoją Yamahę i finiszował na trzynastym miejscu, ale…

W tym samym czasie Hayden dobrze wystartował i jechał bardzo dobrym tempem. Ostatecznie finiszował na trzecim miejscu, za jadącym z dziką kartą Troyem Baylissem oraz Lorisem Capirossim. Najważniejsze było jednak to, że Amerykanin minął linię mety jako mistrz świata MotoGP sezonu 2006! Ostatecznie Amerykanin sięgnął po swój pierwszy i jedyny tytuł z dorobkiem 252 punktów i przewagą pięciu nad Rossim. Dawid faktycznie pokonał Goliata!

GP Walencji 2013

W sezonie 2013 w MotoGP zadebiutował niejaki Marc Marquez. A reszta, to już historia. Hiszpan już w drugiej rundzie tamtego cyklu zmagań sięgnął po pole position i zwycięstwo, bijąc przy okazji kilka rekordów. Potem wcale nie zwalniał tempa, zgarniając po drodze szereg finiszów na podium, a nawet wygrywając cztery wyścigi z rzędu.

Dzięki temu przed finałem sezonu miał trzynastopunktową przewagę w tabeli nad drugim, broniącym tytułu mistrzowskiego Jorge Lorenzo. Zawodnik Yamahy także miał za sobą niesamowity rok, wygrywając do czasu GP Walencji siedem wyścigów i regularnie finiszując na podium.

Lorenzo do ostatniego wyścigu sezonu startował z trzeciego miejsca, ale nie przeszkodziło mu to w sięgnięciu po przekonujące zwycięstwo. Jorge wiedział, że musi wygrać i liczyć na to, że Marquez – który ruszał z pole position – finiszuje na czwartym, lub gorszym miejscu. W takim przypadku duet ten zrównałby się punktami, ale na korzyść Lorenzo przemawiałaby liczba zwycięstw.

Marquez na metę wpadł jednak na pozycji numer trzy, zgarniając tytuł mistrza świata już w swoim debiucie w MotoGP i pokonując Lorenzo o cztery punkty. Przypomnijmy, że Marc był pierwszym zawodnikiem od czasu Kenny’ego Robertsa w 1978 roku, który został mistrzem świata królewskiej klasy w swoim debiutanckim sezonie! Marquez przy okazji pobił kilka rekordów, zostając najmłodszym czempionem MotoGP, czy… finiszując na podium we wszystkich wyścigach, w których dojeżdżał do mety.

GP Walencji 2015

Po dwuletniej dominacji Marca Marqueza (zwłaszcza w 2014 roku), w sezonie 2015 to duet Yamahy – Valentino Rossi i Jorge Lorenzo – walczył ze sobą o tytuł mistrza świata. Włoch świetnie rozpoczął rok, wygrywając dwa z trzech pierwszych wyścigów i regularnie włączając się do walki o podium. To Rossi był liderem mistrzostw przez większą część sezonu. Tymczasem Lorenzo rozpoczął nowy cykl zmagań nieco wolniej, ale wygrywając cztery wyścigi z rzędu – wrócił do walki o tytuł. Potem zaliczył imponującą końcówkę sezonu.

Do wyścigu w Walencji Rossi przystępował jako lider tabeli z przewagą siedmiu punktów nad drugim Lorenzo. Po karze (nie, nie wracamy tematem do Sepang 2015), Valentino startował jednak z ostatniego pola i wiedział, że aby przypieczętować mistrzostwo, musi stanąć na podium. Jorge tymczasem wywalczył pole position i pojechał bezbłędny wyścig, zgarniając zwycięstwo i czekając na to, co zrobi jego team-partner. Rossi, choć odrabiał straty, ostatecznie na mecie był czwarty. Zwycięstwo Lorenzo sprawiło, że w klasyfikacji generalnej zgromadził on 330 punktów i o pięć wygrał walkę z Rossim.

GP Walencji 2017

Pięć lat temu finałowa runda sezonu także zadecydowała o losach mistrzostwa. Wszystko miało rozstrzygnąć się między Marcem Marquezem a Andreą Dovizioso. Chociaż Hiszpan świetnie rozpoczął sezon, to jednak Włoch wkrótce podkręcił tempo i wygrał sześć wyścigów. Po drodze dwójka ta zaliczyła ze sobą kilka epickich pojedynków, walcząc o wygrane w wyścigach dosłownie do ostatnich centymetrów.

Wszystko przemawiało jednak za tym, że to Marquez sięgnie po tytuł – miał aż 21 punktów przewagi nad „Dovim” w mistrzostwach. Marc musiał więc finiszować nie niżej, niż na jedenastym miejscu, by nie oglądać się na wyniki Włocha i zdobyć tytuł. Hiszpan startował z pole position, ale niedługo później – w sobie tylko znany sposób – wyratował się przed uślizgiem przodu i cudem nie upadł! Ostatecznie finiszował na trzecim miejscu i wystarczył mu to do przypieczętowania mistrzostwa. Tym bardziej, że Dovizioso przewrócił się na kilka okrążeń przed metą.

GP Walencji 2022

Przed rokiem w uprzywilejowanej pozycji przed finałem sezonu był Pecco Bagnaia, który do Walencji przyleciał z przewagą 23 punktów nad Fabio Quartararo. Chociaż to Francuz świetnie radzi sobie w pierwszej połowie sezonu, w drugiej Bagnaia jechał jak natchniony. Wygrywał wyścig za wyścigiem, dzięki czemu odrobił gigantyczną wręcz stratę w tabeli. Chociaż jeszcze w czerwcu po GP Niemiec tracił aż 91 punktów do Quartararo, to już podczas przedostatniej rundy sezonu w Malezji to Bagnaia położył jedną rękę na mistrzostwie.

Przed wyścigiem w Walencji Quartararo wciąż miał szanse na obronę tytułu. Musiał jednak wygrać wyścig i liczyć na to, że jeśli Bagnaia dojedzie do mety, to zrobi to nie wyżej niż na 15. miejscu. Ewentualne zrównanie się punktami tego duetu (wygrana Fabio i 14. miejsce Pecco), dawałoby mistrzostwo Włochowi jako że miał on lepszy bilans zwycięstw. Ostatecznie po nerwowym weekendzie i wyścigu, Pecco Bagnaia finiszował dopiero na dziewiątym miejscu. To jednak, przy czwartej lokacie Quartararo, wystarczyło Włochowi do zdobycia wymarzonego mistrzostwa.

GP Walencji 2023

Podobnie jak w 2022 roku, do Walencji w roli lidera mistrzostw przyleciał Pecco Bagnaia, który miał 21 punktów przewagi nad drugim Jorge Martinem. Obaj dosiadali motocykli Ducati Desmosedici w fabrycznej specyfikacji, tyle że Włoch znów w fabrycznym składzie, a „Martinator” – w Pramacu. W drodze do finału na torze im. Ricardo Tormo obaj potrafili hurtowo wygrywać i zgarniać pełną pulę 37 punktów w jeden weekend, ale zdarzało im się popełniać stosunkowo głupie, niewymuszone błędy.

W Walencji co prawda to Maverick Viñales wygrał kwalifikacje z rekordowym wynikiem, ale w sprincie nie było już mocnych na Martina. Jorge wygrał kolejny sprint w 2023 roku i zrobił wszystko, co mógł, by walka o tytuł rozstrzygnęła się dopiero w ostatnim wyścigu sezonu. Mało tego, Bagnaia sprint zakończył „dopiero” na piątym miejscu i przed niedzielną rywalizacją miał tylko 14 punktów przewagi nad Hiszpanem. To sprawiało jednak, że Włochowi do obrony tytułu, nawet w przypadku wygranej Martina, wystarczyłby finisz w TOP5. W niedzielę to jednak Pecco Bagnaia wygrał wyścig, w najlepszym możliwym stylu przypieczętowując mistrzostwo. Po drodze było jednak gorąco, gdy na początku trzeciego okrążenia Jorge uderzył na hamowaniu do jedynki w tył motocykla Bagnaii i nieomal ściągnął go z toru. „Martinator” spadł na ósme miejsce i rozpoczął pogoń za czołówką, ale kilka okrążeń później uderzył w tył motocykla Marca Marqueza i dla obu był to koniec rywalizacji.

Pecco Bagnaia mistrzem świata po raz trzeci w karierze, a drugi w MotoGP!

W najbliższy weekend poznamy z kolei mistrza świata MotoGP sezonu 2024. Choć wszystko przemawia na korzyść Jorge Martina, warto pamiętać, że dopóki piłka w grze, a koła w ruchu… wszystko może się wydarzyć! 

KOMENTARZE