Przepis na sukces w świecie, który już wszystko widział? Weź grupę doświadczonych kierowców, posadź ich na maszynach całkowicie nieodpowiednich do jazdy torowej, dodaj rywalizację sięgającą dobrze ponad stu lat, dopełnij wszystko piwem i cheeseburgerem, a co otrzymasz? Odpowiedzią jest „King of the Baggers”, najbardziej szalone i bez wątpienia najzabawniejsze ostatnich czasów!
Na skróty:
Bagger to część tradycyjnego, amerykańskiego folkloru: cóż mogłoby być lepszego niż wielki, ciężki motocykl, stworzony specjalnie do niespiesznej, lanserskiej jazdy po autostradach Big Country lub malowniczych trasach w kierunku zachodzącego słońca? Wygodne siedzenia, solidne owiewki, ryczące silniki V-Twin i przede wszystkim sakwy, sięgające jeszcze do tradycji kowbojskich, po bokach. Jeśli kiedykolwiek marzyłeś o przemierzeniu Route 66, to prawdopodobnie byłoby to za kierownicą Mustang Cabrio albo jeszcze lepiej – na Baggerze. King of the Baggers bierze na warsztat te cruisery, zdejmuje z nich niepotrzebne elementy i podkręca do absurdalnych wartości moc ich silników. Te niesamowite maszyny ścigają się na najbardziej znanych torach Ameryki, w ramach mistrzostw MotoAmerica. Rezultat? Czysto amerykańska seria wyścigów, która budzi ogromne zainteresowanie wśród gawiedzi. Ostatnio chyba nawet większe niż inne sporty torowe.
KTOŚ, KTO WYMYŚLIŁ WYŚCIGI MOTOCYKLAMI ABSOLUTNIE SIĘ DO TEGO NIENADJĄCYMI JEST GENIUSZEM!
Dlaczego te ekstrawaganckie wyścigi są tak popularne?
Ortodoksyjnych wyznawców tradycyjnych wyścigów, seria ta początkowo zaskoczyła. W Stanach tego rodzaju mistrzostwa to przedsięwzięcie biznesowe, całkowicie komercyjne, a ich produkt to rozrywka. Jeśli ludzie nie są wystarczająco zabawiani, zostają w domu, seria notuje straty i kończy działalność. Motocykle King of the Baggers mają się do kategorii Superbike i Supersport tak, jak nie przymierzając hałaśliwe „stock cars” NASCAR do bolidów Formuły 1. Przypomnijmy sobie wyścigi American Superbike Series z lat 70., gdzie gwiazdy takie jak Eddie Lawson, Freddie Spencer czy Wes Cooley Jr. ujarzmiali (jak dzikie rumaki łapane na preriach) swoje maszyny, które trzęsły się, niebezpiecznie przechylały i ślizgały we wszystkich kierunkach. W Ameryce po prostu wiedzą, jak robić show. King of the Baggers, produkt w 100% „made in America”, daje widzom to, czego potrzebują.
Geneza
Wayne Rainey, trzykrotny mistrz świata 500cc i prezydent MotoAmerica, zgromadził zespół ludzi, przed którymi postawiono zadanie wymyślenia serii, mogącej ożywić zainteresowanie publiczności. Wszystko zaczęło się w 2020 roku jako trochę zwariowane wyzwanie: pokazowy wyścig na torze Laguna Seca z motocyklami najmniej przystosowanymi do toru – baggerami, czyli będącymi całkowitym przeciwieństwem wyścigowych maszyn. Tego dnia na starcie stanęło trzynaście motocykli: jedenaście Harleyów-Davidson i dwa Indiany. Szalony wyścig i widok jeźdźców próbujących okiełznać te olbrzymy w ostrych zakrętach, od razu przypadł do gustu publiczności, a MotoAmerica włączyła serię do swojej oferty, wpuszczając nową krew do mistrzostw.









Liczą się tylko dwie marki
Harley-Davidson i Indian zaciekle rywalizują od ponad 120 lat. Indian założono w 1901 roku, Harley powstał dwa lata później. Obie marki wystawiają do mistrzostw potężne maszyny o charakterystycznym wyglądzie, zachowujące elementy oryginalnego stylu. Ze stylem idą w parze niesamowite osiągi. Prowadzenie tych maszyn to wyzwanie, bo są duże, ciężkie i nieprzystosowane do sportu. Osiągana moc oscyluje wokół 185 KM, moment obrotowy przekracza 175 Nm, a prędkość maksymalna zbliża się do magicznej bariery 300 km/h.
Walka jest naprawdę zażarta, bo naprawdę jest o co się ścigać. Współpraca organizatorów z biznesowymi partnerami mistrzostw zapewnia cenne nagrody pieniężne. Zwycięzca wyścigu otrzymuje 2500 USD, drugie miejsce 1500 USD, trzecie 1000 USD, a nagrody są przewidziane do dziesiątego miejsca.
Te atrakcyjne nagrody przyciągają plejadę zawodowych jeźdźców. Przez trzy sezony w serii wzięło wielu doświadczonych zawodników, takich jak Jeremy McWilliams i Ruben Xaus, co dodatkowo zwiększa jej popularność, a co za tym idzie i oglądalność, a przecież o to chodzi w tym biznesie. W kwietniu minionego roku, podczas Grand Prix USA w Austin, te hałaśliwe maszyny były częścią programu weekendowego, co wzbudziło zainteresowanie inżynierów i kierowców MotoGP, a także zwiększyło rozpoznawalność tej serii. MotoAmerica notuje świetne wyniki oglądalności telewizyjnej, a relacje z wyścigów osiągają rekordowe oglądalności na FOX Sport, ESPN i MAVtv, a także na YouTube.
TE Z POZORU OCIĘŻAŁE PAROWOZY POTRAFIĄ BYĆ NAPRAWDĘ BARDZO SZYBKIE.
Tym razem Indian
Mistrzostwa 2024 osiągnęły swój kulminacyjny moment w ostatnią niedzielę września, kiedy dwie rywalizujące ikony Ameryki stanęły naprzeciw siebie, a różnica po wcześniejszych eliminacjach wynosiła zaledwie dwa punkty. Walka była bardzo zacięta trwała do ostatnich metrów. Na koniec, to Indian pod Troyem Herfossem zdobył upragniony tytuł. Dla Farleya to było duże upokorzenie, więc możemy się spodziewać, że w przyszłym sezonie walka będzie jeszcze bardziej zacięta.
Można postawić sobie pytanie: czy takie wyścigi mogłyby odnieść sukces w Europie? Wielu fanów czeka na to z nadzieją, ale wydaje się, że brakuje nam tego swoiście pojętego patriotyzmu i umiejętności, oraz tradycji w organizowaniu spektakularnych wielkoskalowych show, które zmontować potrafią tylko Amerykanie.
Co dalej?
Mistrzostwa King of the Baggers w sezonie 2025 toczą się w najlepsze, a organizatorzy postanowili zrobić kolejny krok naprzód. Po testach na torze w Barcelonie tuż po finale sezonu 2024 MotoGP, zgodnie z przewidywaniami ogłoszono, że w 2026 roku wyścigi na Harleyach-Davidsonach Road Glide towarzyszyć będą Motocyklowym Mistrzostwom Świata podczas wybranych rund Grand Prix! Nie możemy się doczekać, by zobaczyć to widowisko na własne oczy!
Tekst i zdjęcia: Jonathan Godin
Tekst po raz pierwszy ukazał się w drukowanym wydaniu magazynu „Świat Motocykli” [11-12/2024]






