fbpx

Gdy w 2019 roku ruszała seria FIM Enel MotoE World Cup, wielu kibiców traktowało ją raczej jako ciekawostkę niż poważną rywalizację. Elektryczne motocykle miały być zapowiedzią przyszłości, ale w świecie zdominowanym przez ryk silników trudno było im o akceptację. Po siedmiu sezonach ta opowieść dobiegła końca – MotoE zakończyło działalność w 2025 roku, zamykając krótki, ale znaczący rozdział w historii wyścigów.

Seria MotoE zadebiutowała w sezonie 2019 jako oficjalna klasa towarzysząca MotoGP, rozgrywana jednak jako Puchar Świata. Założeniem było stworzenie w pełni elektrycznej kategorii, która pozwoli producentom i inżynierom testować rozwiązania przyszłości w realnych warunkach torowych. Za dostarczenie motocykli odpowiadała włoska firma Energica, która przygotowała model Ego Corsa – potężną, ale ciężką maszynę o mocy ponad 160 KM i prędkości maksymalnej sięgającej 260 km/h.

W pierwszym sezonie, choć kalendarz był krótki, emocji nie brakowało. Format rywalizacji, z krótkimi sprintami i ciasnymi różnicami czasowymi, szybko zyskał sympatię kibiców. Zawodnicy – często doświadczeni wcześniej w startach w Moto2, Moto3 czy World Superbike – podkreślali, że prowadzenie elektryka wymaga zupełnie innego podejścia, zwłaszcza w zakresie zarządzania mocą i oponami.

Pożar, który mógł wszystko zakończyć

Jednym z najgłośniejszych momentów w historii serii był pożar w Jerez w marcu 2019 roku, jeszcze przed rozpoczęciem pierwszego sezonu. Po nocnym zapłonie baterii w boksach całkowicie spłonęła cała flota motocykli Energica. Wydawało się, że projekt MotoE nie przetrwa nawet do pierwszego wyścigu. Jednak dzięki determinacji Dorny i Energiki, całą serię udało się odbudować – z opóźnionym, ale efektownym debiutem na torze Sachsenring. Ten moment pokazał, że za elektryczną rewolucją stoją ludzie naprawdę zaangażowani w przyszłość wyścigów.

Okres dojrzewania

W kolejnych sezonach MotoE zyskiwało coraz większą stabilność i profesjonalizm. Rywalizacja przeniosła się na legendarne tory, takie jak Mugello, Misano czy Le Mans, a charakterystyczny system kwalifikacji E‑Pole – oparty na pojedynczych okrążeniach – szybko stał się wizytówką serii, podkreślając jej unikalny charakter.

Pandemia w 2020 roku chwilowo zahamowała rozwój kalendarza, ale nie zatrzymała ewolucji samej klasy. Już rok później zaczęły pojawiać się pierwsze znaczące ulepszenia: krótszy czas ładowania, lepszy zasięg i stopniowe redukowanie masy motocykli.

Te zmiany przygotowały grunt pod przełomowy sezon 2023, kiedy to Energicę zastąpiło Ducati ze swoim znacznie lżejszym i mocniejszym modelem V21L. Do tego wprowadzono dwuczęściowe kwalifikacje, by ujednolicić system we wszystkich klasach Grand Prix, a kalendarz rozbudowano do siedmiu rund i czternastu wyścigów, dzięki czemu sama seria zyskała szyld Mistrzostw Świata. Wejście Ducati do serii wyniosło poziom rywalizacji na wyraźnie wyższy pułap, a ostatnie lata istnienia MotoE były pod względem sportowym najbardziej spektakularne – stawka była wyrównana, wyścigi ciasne i intensywne, a coraz większa liczba zawodników realnie walczyła o zwycięstwa.

Jednocześnie to właśnie w tym okresie najmocniej zaczęły uwidaczniać się ograniczenia organizacyjne serii. Choć rozwój technologiczny robił wrażenie, MotoE nadal funkcjonowało w cieniu MotoGP. Promocja była skromna, harmonogramy niezbyt korzystne, a przekaz medialny – sporadyczny. W efekcie nawet najbardziej ekscytujące wyścigi nie miały szans przebić się do szerokiej świadomości kibiców. Mimo rozwoju technologicznego i sportowego, MotoE przez cały okres funkcjonowania zmagało się jednak z ograniczoną promocją oraz statusem projektu pobocznego. Brak mocnego wsparcia marketingowego i słaba ekspozycja podczas weekendów wyścigowych sprawiły, że seria nigdy nie przebiła się do świadomości szerokiej publiczności.

W ostatnich latach istnienia MotoE udowodniło, że potrafi dostarczać emocji na poziomie równym pozostałym klasom Grand Prix. Ducati jako dostawca motocykli zapewniło wysoki poziom technologiczny, a stawka była coraz bardziej wyrównana. Mimo to seria przez cały okres funkcjonowania zmagała się z ograniczoną promocją i statusem „dodatku” do MotoGP. Trudno więc było oczekiwać, by w takich warunkach elektryczne wyścigi zdobyły szerokie i trwałe grono fanów.

Koniec pewnej ery

Mimo sukcesów organizacyjnych i technologicznych, rok 2025 był ostatnim sezonem MotoE w ramach weekendów Grand Prix. Dorna Sports potwierdziła, że po finałowej rundzie w Portugalii seria zakończyła swoją działalność. Nie oznacza to jednak końca wyścigów elektrycznych – trwają rozmowy nad nowym formatem, być może bardziej niezależnym i otwartym na większą liczbę producentów.

Decyzja ta wynikała częściowo z chęci odświeżenia weekendów Grand Prix, ale też z faktu, że MotoE osiągnęło swój pierwotny cel – udowodniło, że elektryczne motocykle mogą dostarczać emocji na najwyższym poziomie. Teraz przyszedł czas na kolejny krok w rozwoju technologii i formatu rywalizacji, być może poza ramami tradycyjnego MotoGP.

Kontrowersyjne zakończenie i mieszane opinie

Choć MotoE znalazło swoich oddanych kibiców, wielu obserwatorów motorsportu uważa, że decyzja o zakończeniu serii była nie tylko naturalna, ale wręcz potrzebna. Elektryczne motocykle od początku budziły skrajne emocje: części fanów brakowało dźwięku, charakteru i dynamiki znanej z silników spalinowych, inni podkreślali, że rywalizacji brakowało intensywnej promocji, przez co trudno było przebić się do szerszej świadomości.

Dorna od początku traktowała MotoE jako projekt poboczny – harmonogramy treningów ustawiano zwykle wcześnie rano, transmisje rzadko nagłaśniano, a sama komunikacja medialna była skromna. W takich warunkach seria miała niewielkie szanse, by zbudować masową widownię, niezależnie od jakości samych wyścigów. Nic więc dziwnego, że część środowiska odebrała decyzję o jej zawieszeniu jako logiczne domknięcie projektu, który nigdy nie dostał pełnowartościowej szansy.

Organizatorzy zastrzegli jednak, że MotoE może w przyszłości powrócić – być może w nowym formacie, z większym zapleczem marketingowym lub nawet w pełni niezależnym cyklu.

Finał z przytupem

Seria MotoE zakończyła swoją historię w wielkim stylu. W finałowej rundzie w Portugalii emocje sięgnęły zenitu – aż siedmiu zawodników miało matematyczne szanse na tytuł mistrzowski. Wyścigi na torze Algarve były pełne zwrotów akcji, wyprzedzeń i walki do ostatnich metrów. Ostatecznie to Alessandro Zaccone zachował zimną krew i sięgnął po ostatnie (na razie) w historii mistrzostwo świata MotoE.

Dziedzictwo i przyszłość elektrycznych wyścigów

Choć MotoE znika z kalendarza Grand Prix, jej wpływ na sport motocyklowy pozostaje zauważalny. Seria stworzyła przestrzeń do testowania nowatorskich rozwiązań technologicznych i była ważnym etapem w eksplorowaniu elektryfikacji w motorsporcie. Jednocześnie jej zakończenie pokazało, że sam postęp technologiczny nie wystarcza, jeśli brakuje odpowiedniej strategii, zaangażowania i promocji.

Organizatorzy podkreślają, że MotoE może kiedyś powrócić – w zmienionej formule, z większym wsparciem marketingowym lub jako niezależny projekt. Czy tak się stanie? To pokażą kolejne lata.
Na razie jednak historia MotoE – od pożaru w Jerez, przez lata rozwoju, aż po zacięty finał sezonu 2025 – pozostaje zamkniętym, ale ważnym rozdziałem w dziejach wyścigów motocyklowych.


Zdjęcia: MotoGP

KOMENTARZE