Za nami dwa z planowanych dwudziestu jeden Sprintów w MotoGP. Gdy emocje po rozpoczęciu sezonu 2023 nieco opadły, postanowiliśmy przyjrzeć się im nieco bliżej i sprawdzić, czy jest to produkt doskonały, czy jednak istnieje kilka niedociągnięć. W końcu zawsze da się coś poprawić, ale nie zawsze jest to możliwe.
Na skróty:
Aby uatrakcyjnić MotoGP, przed sezonem 2023 organizatorzy zdecydowali się na pierwsze od lat tak drastyczne zmiany w harmonogramie. Teraz piątkowe sesje to już nie treningi wolne, a trening numer jeden i trening numer dwa. Łączne wyniki obu tych sesji decydują o bezpośrednim awansie do drugiej, finałowej części kwalifikacji. Zanim jednak do niej dojdzie, w sobotni poranek zawodnicy biorą udział w treningu wolnym – czyli w sumie trzeciej sesji treningowej – oraz dwóch częściach kwalifikacji. Po południu, o 15:00 lokalnego czasu odbywa się Sprint, w którym do zgarnięcia jest połowa „głównych” punktów. Niedzielny poranek to z kolei 10-minutowa sesja rozgrzewkowa, parada wokół toru, spotkanie z fanami podczas Hero Walk i wreszcie – start wyścigu o godzinie 14:00.
Przyznajemy bez cienia wątpliwości, że Sprinty zarówno w Portugalii jak i Argentynie nie zawiodły oczekiwań i faktycznie dostarczyły mnóstwa emocji. Jest jednak kilka „ale”, które nieco psują obraz całości. Czy zatem organizatorzy MotoGP mają nad czym pracować? Tak, ale nie tylko oni – trzeba wymagać także od zawodników.
Wszystkie szczegóły dotyczące sprintów – znajdziecie tutaj.
Zawodnicy pod nieustanną presją
Trzeba przyznać, że taki plan weekendu stawia zawodników pod nieustanną presją już od pierwszej sesji treningowej. W piątkowe popołudnie muszą jechać oni na maksimum, by wywalczyć sobie miejsce w drugiej części kwalifikacji. Sobotni trening wolny nie ma w zasadzie większego znaczenia, bo i tak odbywa się w zupełnie innych godzinach i tym samym warunkach, aniżeli ściganie. Potem Sprint, w którym albo jedziesz na maksimum od startu do mety, albo kończysz z pustymi rękoma, bo punktuje tylko najlepsza dziewiątka. Niedziela to ten dzień, kiedy ryzykuje się jednak najwięcej, bo do zgarnięcia jest najwięcej punktów.
„Było oczywistym, że Sprint będzie niezwykle spektakularny i z tego punktu widzenia, nowe zmiany sprostały oczekiwaniom” – przyznawał Livio Suppo, były szef teamów Hondy i Suzuki w MotoGP, w wywiadzie dla GPOne.com. „Problem polega jednak na tym, że obecny format sprawia, że zawodnicy bardzo mało myślą o wyścigu, a znacznie więcej o kwalifikacjach. Robią to już od piątku i oznacza to większe ryzyko. To niedziela jest najważniejsza, bo daje szansę zdobycia największej liczby punktów. Sobota jest jednak dniem, gdy rozbudowany harmonogram jest psychologicznie i fizycznie niezwykle wymagający dla zawodników”.
Warto zauważyć, że za zawodnikami i zespołami dopiero dwa z dwudziestu jeden zaplanowanych Grand Prix. Początek sezonu już był niezwykle intensywny, bo dwie rundy rozgrywano w dwa kolejne weekendy. Aż strach pomyśleć, jak będzie wyglądała sytuacja pod koniec tegorocznej rywalizacji, gdy w dziesięć tygodni rozegranych zostanie siedem rund, a zawodnicy (oraz inżynierowie i mechanicy) będą już po prostu zmęczeni. Im bardziej przemęczony organizm, tym większe ryzyko popełnienia błędu – już nawet na etapie samego przygotowania motocykla, a nie w bezpośredniej walce na torze.
Walki jak na ringu
Co do tej rywalizacji – też jest kilka uwag. Problemy były widoczne zwłaszcza podczas inauguracji w Portugalii, gdzie nie do końca było wiadomo, czego się spodziewać. Zawodnicy w Sprincie jechali jednak na totalnym limicie, i wielu z nich wyjechało z Portimao z większymi lub mniejszymi urazami. W Argentynie od początku weekendu nie ścigało się aż czterech kierowców, a po wypadku w Sprincie w Termas de Rio Hondo dołączył do nich jeszcze Joan Mir.
Trzeba przyznać, że większość zawodników była jednak zadowolona z wprowadzenia Sprintów, ale wielu też za bardzo podczas niego ryzykowało. Fabio Quartararo wypowiadał się na temat nowego formatu niezwykle krytycznie, podobnie jak Aleix Espargaro. Obaj przyrównywali Sprinty do walk Gladiatorów.
Sytuację świetnie podsumowywał, jeszcze w Portugalii, Luca Marini. „W normalnym wyścigu najtrudniejszych jest kilka pierwszych okrążeń, kiedy każdy próbuje zająć lepszą pozycję. Potem jest etap stagnacji i oszczędzanie opon. Ostatnich pięć okrążeń to wyprzedzanie i walka. W Sprincie wygląda to tak, jakby każde okrążenie było jednym z tych początkowych lub końcowych z niedzielnego wyścigu” – mówił Włoch.
Jeszcze w Portugalii wspomniany Marini ściął z toru nie tylko siebie, ale i Eneę Bastianiniego, w wyniku czego ten drugi złamał łopatkę. Joan Mir wyprzedzając Quartararo upadł i wywiózł Francuza szeroko poza tor. W głębi stawki także nie brakowało odważnych i czasami przesadzonych manewrów wyprzedzania. Trzeba jednak przyznać, że już w Argentynie sytuacja nieco uspokoiła się i choć Sprint był porywający, to nie było w nim tak szalonych manewrów (może też dlatego, że stawka była przerzedzona?).
Sprint to wyścig, ale… w sumie to nie wyścig
Przyznajemy, że mamy też problem z nazewnictwem. Sprint to taki wyścig MotoGP, tyle że na połowie niedzielnego dystansu. Formalnie jednak nie jest to wyścig sprinterski (czy jak w WSBK – Wyścig Superpole), ale po prostu Sprint. Tym samym zwycięstwa czy podia wywalczone w Sprincie nie są traktowane jako triumfy i „pudła” wywalczone w Grand Prix. Wszystko po to, by to nadal niedzielny wyścig był tzw. wisienką na torcie MotoGP i aby Sprint nie odbierał mu należytego prestiżu.
Oficjalnie triumf w Sprintach ma być wpisywany do osobnej tabeli w statystykach zawodników. Formalnie jednak, gdy wejść w profile kierowców MotoGP na oficjalnej stronie motogp.com – wciąż brak takich informacji.
Pojawia się też pytanie, czy epicki triumf Brada Bindera w argentyńskim Sprincie, gdy wygrał pomimo startu z piętnastego pola, ma mniejsze znaczenie, niż np. jego wygrana na slickach przy padającym deszczu w GP Austrii w 2021 roku? Albo podium Luki Mariniego w sobotę w Termas de Rio Hondo, które formalnie finiszem na podium nie było, więc w statystykach Włocha nadal nic się nie zmieniło…
Warto przypomnieć, że podobne wątpliwości towarzyszyły także organizatorom World Superbike cztery lata temu, gdy wprowadzano tam wyścig Superpole. Początkowo także wygrana w nim i podia miały być traktowane jako dodatek do statystyk, a nie formalny triumf w danej rundzie. Taki stan rzeczy utrzymał się jednak przez zaledwie jeden weekend. Potem organizatorzy stwierdzili, że „jakość tak zaciętych wyścigów, jaką zapewnił wyścig Superpole, to idealna definicja czegoś, co nazywamy ekscytującymi wrażeniami z wyścigów. Postanowiliśmy więc nadać większą wartość wyścigowi Superpole i uwzględniać jego wyniki w statystykach i danych historycznych” – mówił ówczesny szef sportowy WSBK Gregorio Lavilla.
Przeciwnicy takiego stanu rzeczy mogą powiedzieć, że zawodnicy obecnie ścigający się w mistrzostwach świata mogą Sprintami/wyścigami Superpole po prostu „podkręcać” swoje statystyki. Jonathan Rea w WSBK zdecydowanie powiększył swoją przewagę w tabeli tych, którzy wygrywali najwięcej razy. Ścigający się stosunkowo niedługo w WSBK Alvaro Bautista czy Toprak Razgatlioglu już są w TOP10 najczęściej triumfujących zawodników. Ale czyż szansą na „podbicie” statystyk nie jest też fakt nieustannie rozrastającego się kalendarza MotoGP?
Jako przyszłość czeka Sprinty MotoGP?
Jesteśmy szalenie ciekawi, jaka przyszłość – bardziej jednak od strony formalnej – czeka Sprinty MotoGP. Bo w to, że zawodnicy przyzwyczają się do nowego formatu i nie będą jeździć aż tak agresywnie – nie wątpimy. Czy jednak wkrótce wyniki zdobywane w Sprintach będą traktowane jako pełnoprawne zwycięstwa i podia? A może rezultaty ze Sprintów, tak jak w WSBK czy Formule 1, decydować będą o ustawieniu na starcie niedzielnego, głównego wyścigu? I wreszcie, czy może Sprinty zobaczymy też w Moto2 i Moto3? Na poznanie tych odpowiedzi przyjdzie nam nieco poczekać…
Zapewne dłużej niż do kolejnej, trzecie rundy sezonu 2023 Motocyklowych Mistrzostw Świata – Grand Prix Ameryk, które odbędzie się już w dniach 14-16 kwietnia na Circuit of the Americas. Przed rokiem w MotoGP triumfował tam Enea Bastianini, wyprzedzając Alexa Rinsa (wtedy na Suzuki) oraz Jacka Millera (na Ducati). Obecnie liderem „generalki” w MotoGP jest Marco Bezzecchi, który o 9 punktów wyprzedza obrońcę tytułu Pecco Bagnaię i o 15 Johanna Zarco.
Zdjęcia: Red Bull Content Pool, Monster Energy Yamaha MotoGP, Gresini Racing MotoGP, Mooney VR46 Racing Team