Duże Suzuki V-Stromy nie są motocyklami podążającymi za trendami regularnych, dużych zmian. Ich producent co jakiś czas po prostu odświeży konstrukcję, doda to, czego brakowało i poprawi to, co szwankowało. Na swoje 20 urodziny flagowe adventure Suzuki dostały więc pakiet usprawnień, ale i nową, terenową wersję DE.
Na skróty:
V-Stromy od samego początku nie były motocyklami gadżeciarskimi ani szpanerskimi, które wymagały poważnych zmian co dwa sezony. „Sztormiak” w każdej odmianie był po prostu solidną marką dla turystów potrzebujących niezawodnego, wygodnego i przyjaznego turystyka do karmienia podróżniczego bakcyla.
W takiej sytuacji, bardzo często lepsze jest wrogiem dobrego. Wciąż zatem jest to duży adventure z silnikiem V2 i bardzo solidnym podwoziem, którego znamy od 2019 roku. Ale kilku usprawnień nie zabrakło. Po pierwsze, pojawił się quickshifter, który w tej klasie śmiało można już określić jako obowiązkowy. Co istotne, działa on zarówno przy zmianach na wyższe, jak i niższe przełożenia. A jeśli zestrojono go tak samo genialnie jak chociażby w nowym GSX-S 1000GT, to komfort jazdy zdecydowanie na tym zyska.
Pochylając się już nad operowaniem skrzynią biegów, inżynierowie zajęli się także samą przekładnią i przełożenia pierwszego i szóstego biegu są odrobinę dłuższe, a sama skrzynia ponoć lepiej przystosowana do pracy z quickshifterem. Napęd ze skrzyni biegów, przekazywany jest natomiast za pośrednictwem nowego łańcucha, ponoć mocniejszego. Zakres zmian mechanicznych wieńczą nowe zawory wydechowe, które dzięki dodatkowi sodu, mają sprawniej odprowadzać temperaturę.
Niepełna aktualizacja
W długich podróżach powinny zaprocentować także zmiany wprowadzone w stelażu siedzenia, który przerobiono tak, by skuteczniej tłumił nierówności i drgania. Co ciekawe, sama kanapa jest o ok. 700 gramów lżejsza.
Oczywiście jak na dzisiejsze standardy, lifting nie może ominąć elektroniki, która starzeje się szybciej niż V-Strom. Dlatego w odświeżonym modelu zastosowano poprawione sterowniki i czujniki oraz dopracowano oprogramowanie systemów wspomagania jazdy. Co ciekawe, poprawiono też pracę rolgazu, który ma się poruszać z większym oporem dla poprawy wyczucia.
Idąc za trendami, do sztormiaka zawitał duży, kolorowy wyświetlacz, który nie tylko jest czytelny, ale wypełniony informacjami po brzegi. O dziwo, producent nic nie wspomina o łączności z aplikacją Suzuki MySpin, ani w ogóle o łączności Bluetooth. Trochę to zastanawiające przy takim ekranie.
V-Strom 1050 DE – Tego było trzeba
Największą nowością w sztormiakowej rodzinie jest jednak pojawienie się nowej wersji. DE, bo o niej mowa to terenowy wariant, który zastępuję dotychczasowe XT. W przeciwieństwie do poprzednika, teraz zmiany nie ograniczają się jedynie do zmiany kół na szprychowe. Owszem, wciąż są one obecne, ale przednie ma większą średnicę, bo „prawilne” 21 cali, zapewniające większą stabilność i komfort jazdy. Ponadto na taką średnicę felgi dostępnych jest więcej opon z grubą i wysoką terenową kostką. Na feldze na szczęście się nie skończyło. DE dostało także zawieszenie o większym skoku z przodu o 10 mm (170 mm), z tyłu o 9 mm (169 mm), prześwit 190 mm, czyli 25 mm wyższy, a do tego odrobinę dłuższy wahacz, co zwiększyło rozstaw osi.
W obliczu tych zmian geometria oczywiście nie została obojętna i także uległa zmianie, ale Suzuki zapewnia, że na korzyść dla poprawy stabilności prowadzenia. Nie zapomniano też o zmianach w elektronice i w wersji DE pojawił się tryb jazdy Gravel, w którym kontrola trakcji jest mocno leniwa, a ABS możliwy do wyłączenia na tylnym kole. Wisienką na torcie jest także wyposażenie terenowej odmiany – w standardzie zamontowane są aluminiowa płyta silnika, gmole, bardziej ergonomiczna kanapa i niższa szyba, poprawiająca widoczność podczas jazdy na stojąco.
To wystarczy
Złośliwi powiedzą zapewne, że Suzuki jak zwykle nie zrobiło nic i pokazuje niby nowe modele. Owszem, zmiany nie są potężne, właściwie to kosmetyczne, a mimo to rozciągnięto je na 50 stron informacji prasowej. Ale między Bogiem a prawdą – czy duży V-Strom potrzebuje dużych zmian? Przecież sam zamysł tego modelu jest taki, by był to sprzęt nowoczesny, ale dość nieskomplikowany, solidny, wygodny oraz pewny. I taki nadal jest!
Najważniejsze jest jednak pojawienie się wersji DE, która bez dwóch zdań była w ofercie potrzebna. Wielu „sztormiarzy” zakładało do swoich motocykli terenowe koła, osłony itd., by móc bezpiecznie i pewnie zjechać z asfaltu. Co prawda V-Strom nigdy nie nadawał się do ambitnego dzikowania w terenie i teraz zapewne też tak będzie. Ale do przyjemnego, rekreacyjnego zwiedzania świata po nieutwardzonych drogach nadaje się znakomicie. Od teraz nadaje się do tego już w standardzie, dzięki seryjnym osłonom. Co ważne, cena V-Stroma wciąż jest konkurencyjna jak na obecne czasy – 66 900 zł za standardową wersję i 70 900 zł za DE.