Poprzednia MT-03 była motocyklem całkiem udanym, jednak nie osiągnęła takiego sukcesu jak jej większe siostry czyli MT-07 i MT-09. W dodatku przegrała z niemalże bliźniaczą konstrukcją czyli Yamahą R3. Powodów na taki stan rzeczy było kilka, ale zdaje się, że Yamaha w najnowszym wcieleniu swojej trzysetki uwolniła potencjał jaki drzemie w ich małolitrażowym nakedzie

Na skróty:

Dzieje MT-03 są trochę zagmatwane. Pierwsza generacja z 2006, dobrze realizowała wizję serii MT – starannie wykonana, z charakterem i faktycznie jak na swoją konstrukcję była „master of torque” (stąd nazwa MT). Druga generacja, ta z 2016 kompletnie zerwała jakiekolwiek kontakty z poprzedniczką i stała się mocno przeciętna.

Co prawda miała bardzo fajny silnik i była zwinna, jednak zawieszenie działało kiepsko, a stylistyka nie porywała – dlatego przegrywała z bliźniaczą konstrukcyjnie, ale znacznie atrakcyjniejszą wizualnie Yamahą R3. Na rok 2020 sytuacja ma się jednak zmienić, bo Yamaha trochę popracowała nad ich średniakiem i w końcu może godnie reprezentować mroczną stronę Japonii.

Jak Lego

Jeśli kiedykolwiek miałeś styczność z klockami Lego, to zapewne ryjek nowej MT-03 od razu skojarzył Ci się z serią Bionicle, no ewentualnie maską Predatora. Mniejsza ze skojarzeniami, ważne, że w końcu motocykl zaczął wyróżniać się z tłumu. Oczywiście to nie koniec zmian. Nowe są także nakładki zbiornika i boczki, dzięki czemu całość wygląda naprawdę świetnie. Tył co prawda pozostał praktycznie po staremu, ale motocykl jest węższy w kanapie. Niby nieznacznie, ale dla niskich osób może to być ułatwienie. Wyżej położona jest za to kierownica. Rama i wahacz pozostały po staremu, ale do tego akurat ciężko się przyczepić, bo już w poprzedniczce było czuć, że podwozie ma potencjał.

Zastrzeżeń nie można było też mieć do silnika. Rzędowa dwucylindrówka o pojemności 320 ccm generowała 42 KM, fajnie reagowała na gaz, ochoczo wchodziła na obroty i była po prostu dynamiczna, a przy tym oszczędna. A jednak, Yamaha trochę przy nim podłubała. Wymieniła korbowody na lżejsze i nawęglane, tłoki na kute i również lżejsze oraz cylindry na aluminiowe, które lepiej rozpraszają ciepło. Na pierwszy rzut oka można podejrzewać, że pozytywnie wpłynie to na żywotność silnika oraz lepszą reakcję na gaz i płynność pracy na niskich obrotach.

No i najważniejsze

Największą bolączką, zarówno MT-03 jak i R3 było oczywiście przednie zawieszenie. Za miękkie, brakowało tłumienia, sprężystości i w sumie jakiejkolwiek sprawności. W zeszłym sezonie nowe widelce dostała R3. Oczywiście kwestią czasu było aż trafią do MT-03 i tak się w końcu stało. Z przodu, w nowych półkach wylądowały teleskopy upside-down. Z tyłu amortyzator pozostał taki sam, ale zestrojono go od nowa, zastosowano twardszą sprężynę i zamontowano pod innym kątem. Co prawda jedyna dostępna regulacja dotyczy napięcia wstępnego tylnej sprężyny, ale jeśli producent zestroił zawias tak jak w R3 (a pewnie tak jest), to nie będzie można narzekać.

Coś czujemy, że producent, też nie będzie miał powodów do narzekania na wyniki sprzedaży nowej MT-03, bo ta w końcu kusi czymś motocyklistów i to nie tylko początkujących.

P.S jeśli obejrzeliście film promocyjny, to obejrzyjcie go jeszcze raz, uważniej i zwróćcie uwagę na miejsca, w których go kręcono – sporo tam przebitek z warszawskiego śródmieścia oraz z mostu na dźwigowej. Warszawa sprawnie udaje ciemną stronę Japonii 😉

KOMENTARZE