fbpx

Dla powodzenia w Rajdzie Dakar kluczowe są dwa czynniki – umiejętności zawodnika i przygotowanie sprzętu. Czasem jednak do gry potrafi wejść pech, z którym właściwie nie da się walczyć. Dobitnie przekonywał się o tym Paulo Goncalves, niestety w tym roku po raz ostatni.

Miejscowość Esposende na północy Portugalii pewnie wielu osobom nic nie mówi. A to właśnie tam, w 1979 roku urodził się Paulo Goncalves – jeden z najbardziej charakterystycznych weteranów Rajdu Dakar. Początki jego kariery nie wyróżniają się specjalnie na tle większości zawodników. Zaczął jako dwunastolatek od startów w motocrossowych mistrzostwach Portugalii w klasie 80 ccm. Jeśli zaś chodzi o umiejętności, to szybko zaczął rozstawiać rywali po kątach. Przez wiele lat, właściwie nikt nie mógł mu podskoczyć. Dowód? 13 tytułów mistrza kraju w motocrossie, do których później doszło sześć tytułów supercrossowego mistrza Portugalii. Do tego jeszcze wykazał się wszechstronnością i obok startów na torach ziemnych, ruszał jeszcze na próby enduro. W tej dyscyplinie zdobył zresztą cztery tytuły mistrza kraju, jeden wicemistrza świata w juniorach i trzy medale w sześciodniówce!

Przez długi czas jego główną dyscypliną był jednak motocross. Choć po głowie chodził mu też start w rajdzie Dakar. Marzenie udało się zrealizować w 2006 roku. Swój debiutancki Dakar, jeszcze organizowany w Afryce, ukończył na 25. miejscu, czyli nieźle jak na świeżaka i co najważniejsze – nadal czynnego zawodnika motocrossowego. Pogodzenie przygotowań do motocrossu i Dakaru nie jest przecież łatwe. MX to sprint, Dakar to natomiast ultra maraton. Paulo jednak podkreślał, że Dakar to dla niego przede wszystkim rozrywka i odskocznia od profesjonalnego motocrossu. Dlatego też na początku nie startował w innych rajdach.

Dakar na całego

Niestety, dosyć szybko przekonał się o tym, że najtrudniejszy rajd świata to impreza, w której fortuna jest zmienna. W roku 2010 wypadł z rywalizacji już na 6. etapie. Rok później, to samo przytrafiło się na 8. etapie, jednak na koncie miał już jedno zwycięstwo etapowe. Sukces, może się wydawać, że mały, ale miał spory wpływ na jego karierę rajdową. Doszedł wtedy do wniosku, że czas na motocrossową emeryturę i warto zająć się rajdami na poważnie.

Umożliwił mu to zespół Speedbrain Husqvarna, w szeregach którego startował od 2012 roku. Dogadanie się z motocyklem nie było jednak łatwe i choć Paulo dojechał do mety, to wynik chyba nie był dla niego satysfakcjonujący. Dlatego też w Dakarze 2013 po raz ostatni wystartował na Husce, choć miejsce nie było złe, bo 10. Później zaczął przymierzać się do Hondy. Do zespołu fabrycznego HRC dołączył dopiero pod koniec cyklu, ale to właśnie na CRF 450 Rally wygrał Rajd Maroka, co zdecydowało o zdobyciu pucharu świata.

O włos od wygranej

Długo można dyskutować, czy przejście do Hondy było dobrą decyzją. W pierwszym Dakarze na CRF450 Rally w 2014 roku Paulo przejechał zaledwie cztery odcinki. Na piątym etapie, po raz kolejny odezwał się pech. Z nieznanej przyczyny, jego Honda na 5. etapie stanęła w płomieniach i nie było już czego ratować. Dla odmiany, 2015 rok okazał się jego najszczęśliwszym. Co prawda wygrał wtedy tylko jeden etap, ale dzięki równej jeździe i dużej cierpliwości, z czego Goncalves był znany, walczył łeb w łeb z Marciem Comą. Ostatecznie musiał mu ustąpić i zadowolić się 2. miejscem. Ciekawostką jest fakt, że miał raptem 16 minut i 53 sekundy straty do Comy, ale… składała się na to także kara 17 minut, którą zarobił na 3. etapie. Luźno gdybając, wykręcił jednak lepszy czas od Marca Comy! Wydawało się, że wynik poprawi w 2016 roku, ale na 8. etapie, po skoku jego motocykl „skantował” i zamiotło nim jak lalką. Co zaskakujące, wstał, otrzepał się, naprostował kierownicę i pojechał dalej, ale już nie z takim tempem jak wcześniej. Na 11. odcinku, po raz kolejny zaliczył upadek, ale znacznie poważniejszy w skutkach. Tym razem, skończyło się w szpitalu.

 

Na dziesięć startów Paulo, przypadały więc już cztery przedwczesne zakończenia. Dla odmiany w 2017 było nieco lepiej i Speedy Goncalves, bo taki miał pseudonim, dojechał do mety i zajął 6. miejsce, choć często ocierał się o podium. Potem było jednak gorzej… W 2018 nie wystartował w ogóle ze względu na zły stan zdrowia – decyzja została podjęta raptem kilkanaście dni przed rajdem. W 2019 udział też stał pod znakiem zapytania, bo startując w jednej z rund mistrzostw enduro w Portugalii, solidnie się poturbował. Warto zaznaczyć, że było to nieco ponad miesiąc przed Dakarem. Ostatecznie udało się jednak stanąć na rampie startowej, ale powtórzyła się sytuacja z 2016 roku. Na 155 kilometrze 5. etapu, Goncalves miał wypadek, po którym kontuzjowany, został zabrany przez ratowników medycznych. To był jego ostatni Dakar w barwach Hondy. Od kolejnego sezonu, reprezentował barwy HeroMotorsport – indyjskiego producenta małolitrażowych motocykli, który wystawia w Dakarze motocykle bazujące na starych rajdowych Husqvarnach.

Żegnaj mistrzu

Największy pech dorwał Paulo w tym roku, podczas 7. etapu. O 10:08 służby ratunkowe rajdu dostały zgłoszenie, że zawodnik może mieć problem. Zanim jednak dojechały, z pomocą przyszedł Toby Price, który znalazł nieprzytomnego Portugalczyka na trasie. Gdy na miejscu zjawili się lekarze, stwierdzili zatrzymanie akcji serca. Oficjalną przyczyną śmierci został uznany atak serca. Do historii przeszedł jako jedna z legend rajdu Dakar. Choć nie wygrał żadnej z 12. edycji, w których startował, a 7 z nich nie ukończył w ogóle, to zasłużył sobie na to miano.

Niewątpliwie znajdował się w światowej czołówce, a między innymi dzięki niemu, Honda rozpoczęła swój powrót do dakarowej ekstraklasy. Wielu zawodników oceniało go jako miłego faceta, a przede wszystkim bardzo inteligentnego zawodnika. Był świetnym nawigatorem i wykazywał się bardzo dużą cierpliwością. Zawsze starał się jechać rozważnie, bez motocrossowej agresji, tak żeby bezpiecznie wrócić do żony, córki i syna. Niestety, w tym roku to nie pomogło. Spoczywaj w spokoju „Speedy”!

 

KOMENTARZE