Darek to nie tylko szef zespołu, który zgarnął w zeszłym sezonie tytuły mistrzowskie serii Alpe Adria w klasach Superbike i Supersport. To przede wszystkim pasjonat oddany budowaniu jak najlepszych i jak najbardziej emocjonujących motocykli wyścigowych.
Andrzej Drzymulski: Cześć, to ja, Andrzej. A to mój ulubiony „modelarz” motocyklowy – Dariusz Małkiewicz.
Dariusz Małkiewicz: Witam, cześć, to ja, Darek.
A.D.: Darek, to ja skrócę, żebyśmy szybciej dobili do brzegu. Jesteś, prowadzisz salony motocyklowe, serwisy motocyklowe, zespół wyścigowy… czy coś jeszcze mi umknęło?
Chyba wszystko.
A.D.: Wszystko mi umknęło?
D.M.: Wszystko ująłeś.
A.D.: Właśnie. Ale zacznijmy od początku, jak się małymi krokami dochodzi do takich rzeczy. Bo jak zwykle dochodzi się przez motocykle.
D.M.: No tak, przez motocykle poznajesz ludzi, ci ludzie cię nakręcają, poznajesz następnych ludzi, ci ludzie mają swoje potrzeby… I tak to się napędza.
A.D.: A jak u ciebie się to rozkręciło? Skąd w ogóle w twoim życiu wzięły się motocykle?
D.M.: Jednoślady były od zawsze, pewnie jak u niejednego motocyklisty, od małego dziecka, na podwórku. Wszedłem z nimi w bardziej dorosły wiek, a potem, kiedy już miałem już takie „poważne” motocykle, to stwierdziłem, że jednak fajnie byłoby, gdybym umiał sam je sobie naprawić. Od tego się to wszystko wzięło.
A.D.: A twój pierwszy własny motocykl w ogóle?
D.M.: Pierwszy motocykl, a w zasadzie motorower, to był Romet, taki dwubiegowy. Pamiętam, że tata kupił go dla mnie od jakiegoś znajomego. Wtedy były takie czasy, że nie można było dostać nic nowego, więc kupił mi to, co było, motorower na dużych kołach. Oczywiście cała ekipa z podwórka jeździła na motorynkach, ja miałem dużego Rometa. Nie byłem zbytnio zadowolony, chociaż fajnie, że w ogóle coś miałem. Na tym Romecie byłem najszybszy.
A.D.: No właśnie, on miał największe koła, więc przecież był najszybszy. Pewnie wtedy jeszcze nie wiedziałeś nic o przełożeniach.
D.M.: Zgadza się, nie miałem żadnej wiedzy na ten temat. Znaczy wiedziałem tyle, że tata kazał mi na początku jeździć tylko na jedynce, żebym nie wbijał dwójki, bo będzie za szybko.
A.D.: No dobrze, a później? Czekaj, szukam…
D.M.: Pierwszy etap był wiadomo, jak u każdego w naszym wieku, na tych komunistycznych sprzętach – emzetkach, wueskach, wszystkim, co było wtedy dostępne. Potem był chwilowy przestój, kiedy przerzuciłem się na rowery, ale do tych motocykli mnie jednak ciągnęło. Zaczęło się wtedy pojawiać na naszym rynku dosyć dużo motocykli japońskich. I prowadziło to wszystko do tego, żebym sobie tego japończyka w końcu kupił. Była to Honda CBR600, mój taki pierwszy porządny motocykl.
A.D.: No dobra, a sport? Bo sport, jakaś aktywność fizyczna, towarzyszyły ci przez całe życie. W którym momencie sport zlał się u ciebie z motocyklami?
D.M.: Sport tak naprawdę też uprawiałem od dzieciaka, może nie tak „na pełnej”, bo rodzice niestety nie zgadzali się na to, żebym aktywnie uprawiał sport motocyklowy, Zacząłem od szkółki żużlowej, kręciłem się gdzieś tam wokół żużla. Te zawody żużlowe też mnie trochę wciągnęły w rywalizację sportową. Natomiast później, z wiekiem, zaczęły pojawiać się wyścigi, zacząłem się tym bardziej interesować, wiadomo, MotoGP w telewizji itd. Nadarzyła się w końcu okazja, żeby pojechać na tor i tak to się zaczęło, jak pewnie u wielu, że jak raz się pojedzie, to zostaje się na zawsze.
A.D.: No dobrze, ale nie każdy po tym, jak pojedzie pierwszy raz, kończy z własnym zespołem wyścigowym. W którym momencie stało się tak, że twój biznes pozwolił ci na to, żeby móc się zaangażować na serio w wyścigi?
D.M.: Myślę, że to nastąpiło zaraz po tym, jak otworzyliśmy salon Ducati w Toruniu. Ducati zaprezentowało wtedy nowy model Panigale i to była taka trochę rewolucja, bo ten motocykl do dzisiaj jest bardzo konkurencyjny, a wtedy to było wow, naprawdę światowe. Te motocykle do dzisiaj są ujeżdżane na torze i robią bardzo dobre wyniki. Ja stwierdziłem, że nie jestem w stanie pojechać na tyle szybko, by pokazać potencjał tej maszyny, więc uznałem, że warto posadzić na niej kogoś, kto pokaże, jak się jeździ takimi porządnymi sprzętami. Stąd wziął się pomysł, żebyśmy stworzyli team wyścigowy. I od tego się zaczęło.
A.D.: Czyli w sumie pasja budowy motocykli połączyła się też trochę z biznesem i marketingiem. Bo te wyścigi chyba napędzają was przez cały czas?
D.M.: Tak, ja myślę, że tak naturalnie określiliśmy sobie to, jak chcemy być postrzegani na rynku motocyklowym. Są firmy motocyklowe, których działalność jest nastawiona na turystykę, na zloty, na takie różnego typu rzeczy. My natomiast ukierunkowaliśmy się na sport. Mam również w firmie taką ekipę, w której wszyscy są sportowcami, w mniejszym lub większym stopniu lubią tę rywalizację, każdy był jakoś tam wcześniej związany ze sportem. Może to właśnie dlatego obraliśmy taki kierunek.
A.D.: Sport to ciągły rozwój, a sport motorowy, to jest, umówmy się, głównie lub w bardzo dużej mierze rozwój maszyn. Jak ważny jest kierowca, a jak sam motocykl? To się teraz bardzo miesza, jesteśmy na takim etapie zaawansowania, że nawet świetny zawodnik na kiepskim motocyklu nie pojedzie. Nawiązuję do tematu budowania tych maszyn, bo cały czas widzę u ciebie innowacje, cały czas szukasz części, nowych rozwiązań, dostępu do tych komponentów. Posiadasz takie, których nie da się normalnie kupić w sklepie. Ile w tym jest biznesu, a ile wciąż przyjemności?
D.M.: Najlepszą częścią sezonu jest moment, kiedy się do niego przygotowujemy. Potem to już jest czysta praca i trzeba to, co przygotowaliśmy w zimie przekuć w to, czym się jeździ. Natomiast ja lubię to robić, bo lubię szukać nowych rozwiązań w motocyklach. Czasami okazuje się, że z czymś trafiliśmy, a czasami, że nie. To poszukiwanie jest fajne. Ja osobiście nie rywalizuję na torze, umiejętnościami w jeździe na motocyklu, natomiast lubię rywalizować z innymi zespołami tym, jak my ten motocykl przygotowujemy. To jest dla mnie ta wewnętrzna rywalizacja, którą sam sobie narzucam. Dla mnie wyścigi zaczynają się, gdy kończy się poprzedni sezon, bo ja już szykuję się do kolejnego.
A.D.: Musisz też wprowadzić jakąś rutynę, rygor do swojej pracy, bo to dzięki temu zdobyliście w zeszłym roku tytuł Serwisu Roku?
D.M.: Dilera Roku Ducati, tak.
A.D.: Z tego, co wiem, jest ogromna ilość narzędzi specjalistycznych, i do Ducati, i do innych marek. Czy to prawda, że ty jako jedyny masz je wszystkie?
D.M.: Jakość serwisów na pewno się poprawiła przez te wszystkie lata. Wiem, że na początku, kiedy zaczynaliśmy działalność serwisową i dilerską, na pewno mieliśmy jako jedyni w Polsce pełne wyposażenie. Teraz standardy są już takie, że od salonów i serwisów po prostu wymaga się określonych narzędzi. Natomiast wciąż jest tak, że my zawsze mamy ich najwięcej, i to nie tylko tych, które są wymagane. Ułatwia nam to pracę i oszczędza czas. Zarówno w wyścigach, jak i w serwisie i salonie dążymy do tego, żeby zawsze być ten jeden krok do przodu.
A.D.: Mam pewne wrażenie i powiedz mi, jak to wygląda z Twojej perspektywy. Osiągnęliśmy pewien poziom rozwoju mechanicznego, a teraz wygląda to tak, jakby zaczęła dominować elektronika. Co jest w tym momencie ważniejsze?
D.M.: Tak jak mówisz, elektronika zaczyna dominować nad mechaniką, natomiast trzeba pamiętać o tym, że ta mechanika też jest mega ważna. Mając słabą mechanikę nie dojdziemy do niczego, nawet z najlepszą elektroniką. W ściganiu musi być zachowany balans między tymi wszystkimi elementami. Kierowca, motocykl, obsługa, właśnie elektronika itd. Te wszystkie elementy muszą się ze sobą zazębiać i nie można powiedzieć, że z tylko jednym z nich uda nam się wygrać. Musimy mieć wszystkie te rzeczy dobrze ogarnięte, podopinane, bo to się potem składa na sukces.
A.D.: Jesteś takim motocyklistą z krwi i kości, takim jak ja i wielu innych. Jak ty w ogóle zapatrujesz się na tę elektronikę? Bo wiemy, że są fronty, które mówią, że elektronika zabija przyjemność z jazdy. Ty jesteś w tym cały czas. Jaka jest twoja opinia po tych wszystkich latach?
D.M.: Ja uważam, że elektronika to jest super fajne narzędzie i dla zawodników, i dla amatorów, bo każdy może dopasować ją do swoich umiejętności, wymagań i poziomu jeżdżenia. OK, są tacy radykalni motocykliści, którzy nie uznają elektroniki, ale wydaje mi się, że taka dyskusja musiałaby się odbyć po jakimś bardzo dokładnym teście zrobionym przez profesjonalnych zawodników, którzy jeździliby z elektroniką i bez niej. Bez tego jest według mnie ciężko określić, czy ta elektronika pomaga, czy też nie pomaga. Wydaje mi się, że w przypadku zwykłego kierowcy-amatora, w niczym mu tak naprawdę nie przeszkadza.
A.D.: A teraz podstawowe pytanie: masz dostęp do całej telemetrii, widzisz jak to wszystko działa. Czy można powiedzieć, że motocykl jeździ już za motocyklistę?
D.M.: Nie, na pewno nie. Trzeba też popatrzeć, jak to wygląda w wyścigach. Pomimo rozwoju elektroniki przez wiele, wiele lat czasy, które zawodnicy osiągali, powiedzmy, 20 lat temu są raptem tylko o sekundę czy dwie gorsze niż teraz. Na niektórych torach, przy tym rozwoju zawieszeń, opon i mechaniki, to jest naprawdę niewiele. Elektronika pomaga, ale nie jest też aż tak dominującym elementem.
A.D.: Ale charakter motocykla potrafi zmienić diametralnie. Rozmawialiśmy o V4S, że silnik masz ten sam, mechanika jest ta sama, ale jest zupełnie inna kalibracja silnika i nagle czuć pod manetką, że jest to zupełnie inna maszyna.
D.M.: Zobacz jak jest np. z Panigale V4: masz modele V4 i V4R. Ta sama elektronika tak naprawdę, ale dwa różne motocykle, więc mechanika też ma znaczenie. W V4R jest lżejszy wał, motocykl się łatwiej przekłada, trochę wyżej się kręci i automatycznie łatwiej się nim jeździ.
A.D.: Ducati… rozmawiałem kilka dni temu z inżynierem Ducati. Mówił, że północne Włochy to jest takie trochę zagłębie rozwoju motocyklowej elektroniki. Ty też widzisz różne systemy, z różnymi się zetknąłeś. Teraz macie zupełnie nowy system do Panigale V2 do startu w mistrzostwach Włoch. Czy w twojej ocenie Włosi naprawdę dominują w tej materii?
D.M.: No tak, Włosi dominują. Wszystkie komponenty wyścigowe, których potrzebujemy do budowy motocykla, od ostatnich czterech czy pięciu lat mamy właśnie z Włoch. Tam jest najwięcej ludzi od elektroniki, tam jest najwięcej teamów wyścigowych i tam jest, wydaje mi się, stworzony taki fajny system. Nie wiem, jak to dokładnie działa, ale tych ludzi, najlepszych fachowców, przychodzi najwięcej właśnie stamtąd. Oni potem awansują do coraz wyższych klas, nabierają doświadczenia i tak jak mówisz, Włochy to kraj, gdzie to wszystko się napędza.
A.D.: Nie wiem, czy byłeś świadom, że gdy Lenovo weszło do MotoGP, to nie była to tylko forsa, ale też miało to jeszcze przyspieszyć rozwój elektroniki. Wiedziałeś o tym?
D.M.: Nie.
A.D.: To jest szok, że tak duża marka światowa widzi potencjał w rozwoju elektroniki motocyklowej.
D.M.: No i fajnie. Takie podejście różnych firm z zewnątrz, które mają doświadczenie w jakiejś tam dziedzinie, jeszcze mocniej napędza te wyścigi i podnosi poziom rywalizacji. Zafiksowanie się na czymś tylko grupy motocyklistów mogłoby spowolnić ten rozwój, a ludzie z zewnątrz potrafią wnieść nowe pomysły, nowe rozwiązania. Wydaje się, że tak też było w przypadku Lenovo.
A.D.: Ciekaw jestem, do czego to doprowadzi, bo gdy na którejś wspólnej kolacji rzuciłem hasło „a sztuczna inteligencja w motocyklach?!”, to oni tak dziwnie zamilkli.
D.M.: Kiedyś rozmawialiśmy na ten temat, że kiedyś pewnie przyjedziemy na tor i powiesz, że przód ci ucieka i tył się ślizga, a za chwilę będziesz miał gotowe ustawienia.
A.D.: A motocykl powie „spoko, spoko, ja sobie z tym poradzę”. Ty jednak wciąż chyba jeździsz „analogowo” na motocyklach dla przyjemności, nie?
D.M.: Tak, dużo jeżdżę na motocyklach offroadowych i supermoto, bez elektroniki lub w których ta elektronika jest minimalna.
A.D.: Duży świat do ogarnięcia, tak mi się wydaje. Umówmy się, ja i ty lubimy tę elektronikę, chcemy ją poznawać i rozumieć to, jak bardzo zmienia ona motocykle. Z drugiej strony chcemy też jak najmocniej pielęgnować tę „mechaniczną” stronę jazdy. Strasznie dużo roboty, Darek.
D.M.: Owszem, jest dużo roboty, ale przyjemnej.
A.D.: No właśnie, fajnie, że mamy wiosnę i zobaczymy się niedługo na torze.
D.M.: Mam nadzieję, że znajdziesz czas.
A.D.: Ty też!
D.M.: Jesteśmy umówieni.