fbpx

Szukając swego czasu materiałów do opisania historii Waltera Moore’a, natknąłem się na historię rzucającą nowe światło na kulisy powstania legendy – Nortona Manxa. Niemal nieprawdopodobną, a jednak potwierdzoną przez liczne źródła.

O kilku (w sumie dosyć nielicznych) konstruktorach polskich motocykli często mówimy „genialny” czy „wybitny”, a ich biografiami fascynują się wszystkie branżowe media. To co w takim razie mamy powiedzieć o człowieku stojącym za najbardziej spektakularnymi sukcesami Nortona Manxa, którego autorskie silniki montowane były w bolidach Formuły 1 i wygrywały eliminacje Grand Prix? Do momentu poznania tej historii dziwiłem się, że nazwisko Leona Kuźmickiego jest w Polsce praktycznie nieznane, a przecież to właśnie jego projekty do dzisiaj określane są mianem „legendarnych”. Chociaż historia jego życia to w zasadzie gotowy scenariusz na film kina akcji, po zapoznaniu się z nią zrozumiałem, czemu unikał on rozgłosu.

Inżynier i żołnierz

W początkowej fazie życia losy Leona Kuźmickiego toczyły się typowo dla przedstawiciela przedwojennej rodziny inteligenckiej. Urodził się w roku 1910, a więc jeszcze pod zaborami, jako syn lekarza i wykładowczyni Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie. Na studia udał się do Lwowa, gdzie studiował na wydziale mechanicznym tamtejszego uniwersytetu. W roku 1938 został asystentem prof. Witkiewicza, specjalizując się w silnikach z zapłonem samoczynnym. W roku 1939 został zmobilizowany i trafił do Sił Powietrznych. Po kapitulacji dostał się do niewoli i trafił w ręce NKWD do okrytego ponurą sławą więzienia na Łubiance. Tu mocno podupadł na zdrowiu, a do pełni sił nie wrócił już do końca życia. Został skazany na pobyt w kolonii karnej na Magadanie. Udało mu się jednak uciec z transportu, a następnie dotrzeć przez Taszkient i Samarkandę aż nad zatokę Perską i dalej do Bombaju. Jednak NKWD nie zapomniała o młodym polskim oficerze i w tajemniczych okolicznościach został porwany na radziecki okręt.

Tu rodzi się pytanie – czemu Kuźmicki był tak cenny dla komunistów, że ścigali go na krańcach świata? Trudno powiedzieć, ale najważniejsze, że przeżył dzięki rosyjskiej lekarce, która otoczyła go na statku opieką i prawdopodobnie pomogła w kolejnej ucieczce w którymś z afrykańskich portów. W „wolnym świecie” udało mu się bez większych problemów w roku 1942 dotrzeć do Wielkiej Brytanii, gdzie w Liverpoolu czekał już na niego brat – dowódca eskadry jednego z polskich dywizjonów myśliwskich RAF-u. Leon oczywiście także trafił do lotnictwa, gdzie dorobił się stopnia porucznika, specjalisty w zakresie nawigacji. 

Vanwall był niewielkim teamem wyścigowym, ale odnosił spore sukcesy.

Jedno z nielicznych zdjęć Kuźmickiego – stoi za silnikiem.

Bez wkładu Kuźmickiego Norton prawdopodobnie nigdy nie zdobyłby tytułu mistrza świata MotoGP.

Cichy bohater Nortona

Jako młody oficer po przybyciu do UK został skierowany do Birmingham, gdzie poznał Nancy, z którą wziął ślub w roku 1952. Po demobilizacji w roku 1947 znalazł zatrudnienie w firmie AJW (Arthur John Wheaton), niewielkim producencie motocykli działającym w Southborne w hrabstwie Hampshire. Czemu wybrał akurat ten kierunek? Otóż w czasie służby w Royal Airforce zaprzyjaźnił się z Jackiem Ballem, który nabył firmę po II wojnie światowej. Leo dołączył do przyjaciela wiosną 1947 roku. W numerze z 13 marca tego roku magazyn „Motor Cycle” potwierdził, że otrzymał korespondencję z AJW, która informuje, że już wkrótce na rynku pojawią się dwa nowe modele motocykli opracowane przez dyrektora i głównego konstruktora firmy Leo Kuzmickiego.

Maszyny mają być wyposażone w dolnozaworowe jednostki napędowe JAP o pojemności 500 cm3. Inżynier jednak pracy nie dokończył, bowiem rozpoczął starania o posadę głównego inżyniera odpowiedzialnego za projektowanie i rozwój motocykli w Norton Motors Ltd. Rozmowę kwalifikacyjną w ścisłej tajemnicy przeprowadził dyrektor zarządzający Gilbert Smith we foyer hotelu w centrum miasta. O zatrudnieniu Kuźmickiego na tym stanowisku wiedziało niewiele osób, w tym jego bezpośredni szef ­– Joe Craig. Taka sytuacja wynikała poniekąd ze smutnych doświadczeń polskiego inżyniera z przeszłości – ciągle obawiał się długich ramion KGB. Z tych powodów większość pracowników Nortona uważała Leo Kuzmickiego za zwykłego tunera-amatora, który w zasadzie zajmował się zamiataniem zakładu. Jednak poważni historycy motoryzacji w swoich publikacjach (np. Mick Woolett w książce „Norton”) czy wtajemniczeni pracownicy firmy potwierdzają jego kluczową rolę w rozwoju konstrukcji silników 500 i 300 ccm. Doceniana była jego szczególna intuicja w zakresie geometrii krzywek rozrządu, kształtu komór spalania, zaworów i innych elementów. Bez jego wkładu Norton prawdopodobnie nigdy nie zdobyłby tytułu mistrza świata MotoGP.

Budowane przez Leo jednocylindrowe silniki były tak doskonałe, że potrafiły pokonać ówczesnego głównego rywala – szybszą czterocylindrową Gilerę 500. Wśród znawców tematyki panuje przekonanie, że to właśnie nasz rodak, a nie Joe Craig, stał za spektakularnymi sukcesami wyścigowych Nortonów Manxów DOHC w latach 1949-54. Geoffrey Duke – wielokrotny zwycięzca motocyklowych Grand Prix – bardzo wysoko ceniąc sobie wiedzę i doświadczenie Leo, współpracował z nim jeszcze w latach 60., budując wyścigowe maszyny dla Royala Enfielda. „Leo był genialnym inżynierem – moim zdaniem Norton nigdy nie docenił jego zasług. Był odpowiedzialny za fenomenalny wzrost mocy o 30%” – napisał mistrz MotoGP z 1951 roku Geoff Duke w swojej autobiografii „In Pursuit of Perfection”.

To była najzabawniejsza rzecz w przypadku drugiego i ostatniego brytyjskiego motocykla, który zdobył tytuł MotoGP. Zwycięski Norton 500 wykorzystywał silnik dostrojony przez Polaka i podwozie zaprojektowane przez Irlandczyka Rexa McCandlessa, którego słynny projekt Featherbed pozostał wzorem dla ram motocykli aż do lat 80.

Niestety, z tego okresu zachowało się bardzo niewiele zdjęć Kuźmickiego – słusznie czy niesłusznie obawiając się komunistycznej bezpieki, konsekwentnie unikał jakichkolwiek eksponowanych stanowisk czy udziału w publicznych wystąpieniach. Jak twierdzi Mick Walker w jego biografii, do końca życia starał się ukrywać nawet swoje miejsce zamieszkania. 

Vanwall miał unikatowy silnik z czterech zblokowanych gór od Nortona.

Po prawej od zawodnika konstruktor Leon Kuźmicki.

Dopracowany do perfekcji singiel Nortona skutecznie walczył z czterocylindrową Gilerą.

W Formule 1 też dał radę

W 1953 roku, na krótko przed wycofaniem się na zawsze Nortona z wyścigów GP, Kuźmicki został zatrudniony jako główny konstruktor przez wyścigowy zespół finansowego potentata Tony’ego Vandervella. Zadaniem konstruktora było stworzenie silnika do samochodu F1 opartego na czterech zespolonych silnikach Nortona. Pierwszym silnikiem  bolidu Vanwall był czterocylindrowy rzędowy silnik o pojemności 1992 ccm, umieszczony wzdłużnie i zasilany czterema gaźnikami motocyklowymi AMAL. Kuźmicki dodał chłodzenie wodne, a motocyklową „górę” zainstalował na skrzyni korbowej silnika  Rolls-Royce’a, zaprojektowanego do pojazdów wojskowych. Vanwall nie odnosił większych sukcesów, dopóki Kuźmicki nie rozwinął silnika do 2489 ccm, aby w pełni wykorzystać przepisy F1 dotyczące silników 2,5-litrowych. Ta jednostka generowała ok. 285 KM, czyli 112 KM na litr, w porównaniu do mocy 80 KM na litr Nortona 500 z 1951 r. (osiąganej na powojennej niskooktanowej benzynie typu „pool”).

W tym samym czasie oryginalne podwozie Vanwalla zostało zastąpione ramą przestrzenną z rur stalowych zaprojektowaną przez Colina Chapmana, czym skusił rozpoczynającego karierę młodego zawodnika Stirlinga Mossa (mimo że w zasadzie miał on już podpisany kontrakt z Maserati na mistrzostwa świata F1 w 1957 roku). W tym samym roku Moss poprowadził Vanwalla z napędem Nortona do zwycięstw w Grand Prix Wielkiej Brytanii, Włoch i Pescara. W 1958 roku Moss wygrał kolejne trzy GP, podobnie jak jego kolega z zespołu Tony Brooks. To wystarczyło, aby zapewnić Vanwallowi tytuł mistrza świata konstruktorów F1 z ośmioma punktami przewagi nad Ferrari. Niezwykłe osiągnięcie dla maleńkiego brytyjskiego koncernu walczącego z największym nazwiskiem F1.

Kuźmicki po raz kolejny udowodnił, że skrupulatnie dopracowana prosta konstrukcja (wsparta oczywiście maestrią Mossa) może pokonać brutalną moc, reprezentowaną w tym przypadku przez 2,4-litrowy silnik V6 Ferrari. Ze względu na kłopoty zdrowotne właściciela team Vanwall zakończył działalność w roku 1958, a Leo przeniósł się do Humbera, w którym został głównym inżynierem w roku 1963. Wtedy najważniejszym zadaniem Kuźmickiego było zaprojektowanie silnika do samochodu Hillman Imp. Podczas prezentacji nowego modelu na torze Silverstone samochód z numerem 10 prowadził wówczas 52-letni Leo Kuzmicki. Jego talenty zostały w końcu docenione – został członkiem Brytyjskiej Rady Technicznej, członkiem Komitetu Badawczego MIRA (Motor Industry Research Association) oraz członkiem komitetu BSI (British Standards Institution).

Co ciekawe, mimo że do Wielkiej Brytanii trafił jako wykształcony i doświadczony inżynier, cały czas poszerzał swoją wiedzę na studiach inżynierskich. Na początku lat 80. został zatrudniony przez lorda Hesketha do rozwiązania problemów technicznych z silnikiem legendarnego superbike’a Hesketh V1000, ale niestety zmarł, nie rozpocząwszy prac nad projektem, w dniu 22 maja 1982 roku. Przyczyny przedwczesnej śmierci lekarze upatrywali w trwałym uszkodzeniu układu krążenia spowodowanym przez głód i wycieńczenie, jakiego zaznał podczas pobytu na Łubiance i zsyłki do łagru. Zapewne gdyby nie trauma związana z tymi wojennymi wydarzeniami i wynikająca z niej niechęć Kuźmickiego do udziału w życiu publicznym, ale także szczelność „żelaznej kurtyny” oddzielającej PRL od wolnego świata, postać wspaniałego konstruktora byłaby nam lepiej znana. Przy okazji tego materiału zachęcam wszystkich entuzjastów roli polskich konstruktorów w dziejach motoryzacji do głębszego zbadania tematu, bo z pewnością ten materiał nie wyczerpuje go całkowicie.

Materiał powstał w oparciu o publikacje Micka Walkera „The Norton Manx” oraz Ryszarda Romanowskiego „Do Anglii przez Łubiankę. Leon Kuźmicki i jego niesamowite silniki”.

KOMENTARZE