Nie jesteś obywatelem świata. Nie jesteś Europejczykiem. Nie jesteś Włochem. Jesteś Rzymianinem.
Nazywasz się Francesco Bagnaia, choć większość zwykła mówić do Ciebie „Pecco”. Nie jesteś obywatelem świata. Nie jesteś Europejczykiem. Nie jesteś Włochem. Jesteś Rzymianinem – potomkiem Juliusza Cezara, Oktawiana Augusta, Cycerona i wielu innych znamienitych postaci. W wieku 6 lat dostałeś Betę z silnikiem o pojemności 50 cm³ i tak rozpocząłeś motocyklową przygodę. Gdy byłeś 12-latkiem Twój ojciec Pietro zadzwonił do swojego dalekiego kuzyna – Umberto Milesiego, dyrektora generalnego firmy Galfer i dzięki jego kontaktom trafiłeś pod opiekę Emilio Alzamory z Monlau Competicion. W 2009 roku zdobyłeś tytuł mistrza Europy serii MiniGP. Rok później wywalczyłeś 2. miejsce w serii Mediterranean Pre-GP.
Do Motocyklowych Mistrzostw Świata trafiłeś w sezonie 2013, debiutując w klasie Moto3. Powiedzieć, że to trudny debiut, to nie powiedzieć nic. W 17 wyścigach nie zdobyłeś ani jednego punktu. Sezon 2014 przejeździłeś w barwach Sky Racing Team VR46, kończąc na szesnastej pozycji w generalce. Lekcja pokory była szybka, a konsekwencją mógł być koniec kariery, bo twoim zespołowym partnerem był nieprzewidywalny Romano Fenati – chłop zdolny do tego, by podczas wyścigu wcisnąć hamulec w motocyklu rywala. Przeraził cię. Przytłoczył. Byłeś zrezygnowany. Nie miałeś kontraktu z żadnym zespołem. Z nieba spadł Ci Gino Borsoi. To on przekonał szefa zespołu Aspar, by zorganizował ci miejsce. Wiele razy pokazałeś się z dobrej strony, kończąc sezon na 14. miejscu. Przełom nadszedł w 2016 roku. Właśnie wtedy zdobyłeś 145 punktów, które dały ci 4. pozycję w generalce i bilet do klasy Moto2.
W pośredniej klasie jeździłeś w ekipie Sky Racing Team VR46 na motocyklu Kalex. Ukończyłeś wszystkie wyścigi sezonu i uplasowałeś się na piątym miejscu w generalce. W sezonie 2018 zdobyłeś 306 punktów, co dało ci upragniony tytuł mistrza świata klasy Moto2.
Nazywasz się Francesco Bagnaia. Twój debiut w królewskiej klasie nie należał do najwybitniejszych. W 2019 roku w satelickim Pramac Racing wywalczyłeś zaledwie 54 punkty i skończyłeś na 15. miejscu w klasyfikacji generalnej. Rok 2020 przyniósł pandemię COVID-19, sezon wyścigowy zaczął się dopiero w lipcu, a ty na Ducati GP20 złamałeś kość piszczelową podczas GP Czech. Sezon uratowało podium podczas GP San Marino. Pomimo trudności dostałeś szansę w fabrycznym zespole Ducati i nie zmarnowałeś jej, bo wywalczyłeś wicemistrzostwo świata MotoGP.
W 2022 byłeś faworytem do tytułu, choć pierwsza część roku nie była dla Ciebie zbyt optymistyczna. Dopiero od rundy w Assen powstałeś niczym Feniks z popiołów, wygrywając cztery wyścigi z rzędu. Tytuł mistrza świata MotoGP wywalczyłeś w GP Walencji.
Nazywasz się Francesco Bagnaia. Jesteś Rzymianinem, a Twoje plany zdobycia trzeciego tytułu pokrzyżowali Hiszpanie. Twoi przodkowie tłumili ich w powstaniach. Ich kraj przez wiele lat był niczym więcej niż prowincją imperium rzymskiego.
Pierwszy był Jorge Martin. To on w ostatnim wyścigu sezonu 2024 w Barcelonie zgarnął ci tytuł sprzed nosa. Drugi to Marc Marquez. Złote dziecko Hondy, które po wypadku na torze Jerez w 2020 roku przez wielu zostało spisane na straty. Niestety jego przesiadka na satelickie Ducati już w 2024 roku zaczęła spędzać ci sen z powiek. Był szybki. Był agresywny. Był tym wcieleniem Marqueza, którego nienawidził twój nauczyciel Valentino Rossi.
I co? W tym roku dzielisz z nim garaż fabrycznego zespołu. Po 12 rundach mały Hiszpan ma na koncie 381 punktów. Ty na takim samym motocyklu zaledwie 213. Między wami jest jeszcze jeden Marquez – młodszy Alex. Jeśli można wyśnić najgorszy sen zawodnika motocyklowych mistrzostw świata, to właśnie jesteś w jego szczytowym momencie. Co możesz zrobić? Poczekać aż Ducati popełni błąd Hondy i zacznie rozwijać motocykl pod jednego zawodnika, a ten w końcu przestrzeli własny talent. Możesz odpuścić. Stoner, Sheene i Spencer to dobre towarzystwo podwójnych mistrzów świata. Możesz też spiąć zwieracze i przedsięwziąć atak. W końcu jesteś Rzymianinem, i nie wiedzieć czemu po cichu trzymam za Ciebie kciuki.
Tekst po raz pierwszy ukazał się w drukowanym wydaniu magazynu „Świat Motocykli” [04/2025]

