Mam wrażenie, że trik z uwalnianiem się z kaftana bezpieczeństwa opanowałbym nader szybko.
Astro-Anżelika z Instagrama tłumaczyła mi jakiś czas temu, że człowiek zmienia się co siedem lat. Perorowała o wpływie planet na tyle długo, że nawet ja, urodzony sceptyk, zacząłem w myślach przeliczać, czy akurat Saturn nie przechodzi przez ascendent horoskopu. Szybko straciłem zainteresowanie, gdyż Anżelika za zdradzenie przyszłości wymagała dołączenia do „magicznej subskrypcji” za 69,99 zł miesięcznie.
Trudno więc wyrokować, czy to przypadek, czy układ planet, jednak po fascynacji astrologią, zapragnąłem życiowej zmiany. Postanowiłem zostać coachem – człowiekiem bez pojęcia o czymkolwiek, ale sprawnie mówiącym, jak inni mają żyć. Przemianę rozpocząłem od wykonania wiwisekcji nowej branży. Muszę przyznać, że spotkało się to z dość chłodną reakcją. Jedni chcieli ukrzyżować mnie głową w dół, relacjonując spektakl na Tik Toku. Drudzy byli gotowi sprzedać mnie na pchlim targu, mniej więcej w cenie zbitych jaj z oznaczeniem „3 – chów klatkowy”.
Porzuciłem marzenia, licząc, że za siedem lat planety będą łaskawsze. Jeśli nie, zapłacę za subskrypcję i odkryję przyszłość, nim ta zmiecie mnie z planszy. Nie przewidziałem, że rosnąca inflacja dotknie wszechświat i planety ułożą się szybciej, niż zapowiadała Anżela. Słońce w koniunkcji z Merkurym zesłało mi karierę magika. Może nie kogoś w stylu Davida Copperfielda, speca od zniknięć Statuy Wolności i przemiany Harleya-Davidsona w skąpo ubrane asystentki. Bliżej byłoby mi do Houdiniego. Mam wrażenie, że trik z uwalnianiem się z kaftana bezpieczeństwa opanowałbym nader szybko.
Pierwszej sztuczki nie musiałem nawet wymyślać. Drzwi do kuglarskiej kariery otworzyłby mi trik polegający na zmuszaniu przypadkowych ludzi do wykręcenia mojego numeru telefonu. Wyłudzacze pieniędzy „na wnuczka”, eksperci od fotowoltaiki i wszyscy posiadający mój numer w wyniku złamania ustawy RODO, są w zasięgu czarów. Jak to działa? Wystarczy, że założę odzież termiczną, spodnie motocyklowe, kurtkę z ochraniaczami D3O, wypchnę motocykl na trzydziestostopniowy upał i voilà!
Tak zdarzyło się kilka dni temu. Przeszedłem wspomnianą procedurę, założyłem kask i od razu coś zaczęło rytmicznie podskakiwać w plecaku. Wygrzebałem telefon i przez wrodzoną nieasertywność odebrałem go.
– Cześć, tu Tomek z warsztatu jakiegoś tam. Poznaliśmy się gdzieś tam. Pamiętasz?
– Jasne!
– Możesz rozmawiać?
– Oczywiście – powiedziałem bez wahania – W zasadzie, to tak jakby czekałem na ten telefon.
– Tak? To szybko opowiem ci o moim pomyśle!
Tu nastąpił przydługi monolog z propozycją inwestycji w jego warsztat. Do tej pory chłop specjalizował się w ozdabianiu motocykli drogimi akcesoriami, ale to się zmieni. Wszyscy o tym usłyszą. Wystarczy, że zainwestuję pięćdziesiąt tysięcy złotych, a on zbuduje za to motocykl demonstracyjny. Nie jakoś szybko. Przecież szybkość nie idzie w parze z jakością. Wypromujemy biznes na zagranicznych imprezach i nim się obejrzymy, teczka ze zleceniami będzie pękała w szwach, a moja inwestycja zwróci się wielokrotnie.
– Słyszysz? Wielokrotnie! – wykrzyczał z entuzjazmem kogoś, kto właśnie porzucił weganizm i stoi z nożem nad bogu ducha winną jałówką.
Nim się rozłączyłem, temperatura mojego organizmu oscylowała już w granicach 40-41°C, po wodospadzie potu została biała plama, a buty na dobre przywarły do asfaltu. Zamiast na przejażdżkę Thruxtonem RS, chciałem skierować się na zamknięty oddział pobliskiego szpitala, by zacząć ćwiczenia z kaftanem.
O całym zajściu opowiedziałem koledze. Ten jak z karabinu podał mi rozwiązanie.
– Kup sobie interkom. Będziesz mógł rozmawiać w trakcie jazdy, a muzyka będzie płynęła, jak ze sprzętu tej firmy „Bang & Gang”.
Dla mnie jeździć motocyklem z interkomem w kasku to jak wybrać się do tybetańskiego klasztoru z rozśpiewanym Zenkiem Martyniukiem. To jak wejść na Mount Everest i zorientować się, że na szczycie trwa typowe cygańskie wesele. To powinno być karane! Jeśli piekło istnieje, producenci interkomów będą mieli w nim specjalne miejsce w garze ze sprzedawcami Thermomixów, producentami instrumentów dętych dla dzieci, pomysłodawcami rodzinnych wycieczek do Ikei i urzędnikami od norm emisji spalin.
PS Listę cyrków oraz rozkład jazdy podam niebawem. Muszę tylko dopracować trik „Jak namówić żonę na kolejny motocykl”.