Organizacja zlotu motocyklowego nigdy nie była sprawą łatwą, dotyczy to rownież końcówki ubiegłego wieku. W felietonie z marca 1994 roku Lech opisuje ryzyko, jakie związane było z zebraniem w jednym miejscu tabunu motocyklistów i niezapewnieniem im rozrywek wypełniających cały wolny czas…
Powoli zbliża się czas gdy pierwsi, ci najbardziej niecierpliwi wyciągną swoje ukochane maszyny z piwnic, garaży. czy komórek. Przetrą zakurzone baki i kanapy, napompują opony, sprawdzą olej w silniku i rozpoczną próby uruchomienia silnika. Tylko ten, kto spędził wiele godzin nad pojazdem wie, ile radości może sprawić „ odpał z pierwszego kopa” (lub, jak to się coraz częściej zdarza – od dotknięcia rozrusznika) po prawie półrocznej przerwie.
Takich właśnie niezapomnianych, ciekawych wrażeń może dostarczyć zlot motocyklowy. I tylko od organizatorów zależy czy będzie to „ludożerka”, czy niezła impreza, mile wspominana nie tylko przez uczestników, ale także przez okolicznych mieszkańców.
W pierwszym przypadku recepta jest bardzo prosta. Wystarczy zdobyć pozwolenie od władz gminy, dogadać się z ajentem campingu, napisać w zaproszeniu „piwo całą dobę” i frekwencja zapewniona. Wszyscy na pewno będą zadowoleni. Organizator – zbierze wpisowe nic za to nie dając. Ajent – ma zapewnioną mało wymagającą, a liczną klientelę, a bar będzie cieszył się powodzeniem rzeczywiście przez całą dobę. Należy jeszcze zebrać całe, mocno już nietrzeźwe towarzystwo do kupy i puścić ulicami najbliższego miasta w tzw. „paradzie”. Jeżeli nikt nie zginie, a cały teren nie spłonie, imprezę można uznać za udaną. Takie drobiazgi jak zniszczone motocykle rany kłute i szarpane czy kac-gigant tylko dodają zlotowi smaczku.

Rys. Witold Parzydło
Ale mówiąc poważnie – to właśnie tego typu imprezy są najczęściej zapamiętywane przez postronnych obserwatorów i to właśnie one kreują tak niekorzystny obraz motocyklistów. Jeden z moich znajomych twierdzi, że podobne zachowania leżą w naturze każdego posiadacza jednośladu, który na zlocie zawsze jest pijany, niedomyty i agresywny. Taki właśnie wizerunek jest moim zdaniem wynikiem działań nieodpowiedzialnych organizatorów nastawionych na spore zyski przy minimalnym wkładzie pracy.
Istnieje w Polsce kilka klubów, które robią naprawdę niezłe imprezy będące całkowitym zaprzeczeniem ukazanego wyżej schematu. Przykładem może być chociażby rajd o kilkunastoletniej tradycji organizowany przez Rotor Olsztyn. Ale przygotowania do takiego zlotu trwają prawie pół roku, a w działania zaangażowany jest cały klub wraz ze znajomymi, rodzinami i sympatykami. Jeżeli rajd zaplanowano na lipiec, to już w kwietniu wyznaczone są trasy, wymyślone próby i opracowane itinerery. Dużo zaangażowania wymaga także znalezienie i przekonanie sponsorów, aby przy niewielkim wpisowym atrakcyjne nagrody zmusiły zawodników do zaciętej walki o zwycięstwo. Długie, malownicze trasy, kilka interesujących konkurencji potrafią całkowicie wypełnić zlot. Na awantury i pijaństwo po prostu może zabraknąć czasu. Ale wszystko to wymaga bardzo dużo pracy i zaangażowania wielu ludzi.






