fbpx

Szofer | Okiem Lecha

Pewien znajomy powiedział mi ostatnio – Ty nie jesteś motocyklista, tylko szofer. Natychmiast poprosiłem o wyjaśnienia, bo nie wiedziałem, czy traktować to jako komplement, czy lekką obelgę.

Na szczęście dla obu nas nie musiałem natychmiast zrywać znajomości (ani nawet żądać satysfakcji), bo okazało się, że „szofer” w ustach kolegi miało znaczenie pozytywne, a być może stanowić miało pochlebstwo (na które akurat jestem wyjątkowo łasy). Szofer bowiem to coś więcej niż tylko kierowca-użytkownik. To ktoś, kto nie tylko umie w miarę sprawnie kręcić fajerą i bez zgrzytania trybami zmieniać biegi. To ktoś, kto potrafi samodzielnie zadbać o pojazd — dokonać inspekcji, regulacji, a w trudnych sytuacjach poradzi sobie nawet z lekkim remontem. Jeżdżąc przez większość życia motocyklami — nazwijmy to klasycznymi, za rzecz naturalną uważam konieczność co jakiś czas skontrolowania przerwy na stykach przerywacza, stanu platynek, luzów zaworowych, napięcia łańcucha, czy innych takich drobiazgów. Tego typu czynności w starszych maszynach wykonuje się przecież dosyć często, nawet w drodze. Nie zajmują wiele czasu, ani nawet nie wymagają jakiejś tajemnej wiedzy, tylko odrobiny praktyki. Uważam te operacje za absolutnie naturalne, nieodłącznie wpisane w proces eksploatacji. Zatem rzeczywiście, biorąc pod uwagę nawet samą tylko archaiczność słowa “szofer”, musi się on co nieco znać na maszynie, której dosiada.

Jednak chyba w tej narracji zapomniałem, że przez ostatnie 50 lat technika poszła nieco do przodu i motocykle w sposób naturalny wymagają coraz mniejszej uwagi użytkownika. Gaźniki zastąpione zostały wtryskami paliwa (przy których raczej nie grzebie się podczas podróży), linki zamieniają się na systemy ride by wire, styki przerywacza dawno już wyszły z użycia, a całość maszynerii naprawdę nie wymaga regulacji co 500 km. Po prostu wsiadasz i jedziesz. Co tu więcej myśleć? Współczesne motocykle po prostu nie wymuszają zdobywania przez użytkownika mechanicznej wiedzy.

Zawsze dręczyło mnie pytanie: czy Luke Skywalker walcząc mieczem świetlnym z Lordem Vaderem wiedział, jak to ustrojstwo działa? I czy umiał w nim samodzielnie wymienić baterie (albo może malutki stosik atomowy)? Pewnie nie. I mniej więcej tak traktowane są przez użytkowników motocykle najnowszych generacji. Działają i mało kogo obchodzi w jaki sposób. Wcale się nie dziwię, bo po co grzebać w czymś, co dobrze działa? Są jednak moim zdaniem granice motocyklowej indolencji. Nikt nie wymaga od Ciebie, żebyś samodzielnie skonstruował mapy zapłonu, ale obwisły łańcuch napędowy, kończące się klocki hamulcowe, czy sflaczałą oponę powinieneś umieć rozpoznać. Nie mówię, żeby od razu samodzielnie poprawić co trzeba, ale przynajmniej umieć rozpoznać potencjalne zagrożenie.

Nie tak dawno miałem do czynienia z takimi oto sytuacjami — pytam gościa, jaki olej leje do Scottoilera (takie coś do automatycznego smarowania łańcucha), a on na to, że nie wie, bo jak się skończy, to jedzie do serwisu. Rozpaczliwy telefon – przyjeżdżaj, stoję w lesie, chyba silnik w moto się zatarł. Zajeżdżam, rzeczywiście nie pracuje. Otwieram korek wlewu paliwa, a tu ani kropelka nie chlupie. A gość zdziwiony, bo wskaźnik pokazywał jeszcze ⅓ zbiornika… Sorki, ale do takich operacji, czy diagnoz naprawdę nie trzeba być “szoferem”.

Tak się tu na łamach mądrzę, ale właśnie uświadomiłem sobie, że sam nie jestem lepszy. Gdy znajomi pytają – jakim jeździsz samochodem, odpowiedź jest prosta — Fordem. Z określeniem modelu jest już pewien problem, wiem jednak, że z silnikiem diesel, bo na stacji paliw używam odpowiedniego węża. Co do mocy i innych parametrów, uwierzcie na słowo, nie mam o nich najmniejszego pojęcia i szczerze powiedziawszy g…no mnie to obchodzi. Moc jest wystarczająca jak na zwykłe wozidło. Raz do roku jadę autem do serwisu, żeby zobaczyli czy wszystko jest na swoim miejscu. Tyle tylko, że ja samochód (współczesny) traktuję chyba jak teleporter, albo jak Luke swój miecz świetlny. Skoro sprawnie obcina ręce, to po co się zastanawiać jak to robi? Ale motocykl to już zupełnie inna bajka. Nie jest przecież zwykłym bezdusznym środkiem transportu, tylko moim przyjacielem. A o przyjaciół trzeba dbać!

KOMENTARZE