fbpx

Być czy mieć? | Okiem Lecha

Co chwilę potykam się na chodniku o porzucone bezpańsko elektryczne hulajnogi. Takie to już są znamiona współczesnych czasów. Porzucone, znaczy niczyje?

Te pancerne urządzenia, skonstruowane właśnie tak, aby porzucenie gdziekolwiek nie robiło im większej krzywdy, nie są jedynie dowodem na neoelektryfikację miast, ale także (a może i głównie) na zmianę mentalności społeczeństwa. Nie mam większego pojęcia o socjologii, więc mogę się jedynie domyślać, że ich użytkownicy to ludzie młodzi. I nie chodzi tu jedynie o ich zdolności fizyczne, tylko raczej o umiejętność w poruszaniu się w świecie wirtualnych aplikacji, umożliwiających korzystanie z tych urządzeń. Przyznam się – ja nie umiem – jakoś przykłada się gdzieś telefon komórkowy i hulajnoga ożywa. Mało tego, w niczym to cyfrowe wykluczenie mi nie przeszkadza.

Ale generalnie nie tego miały dotyczyć moje nieco pokrętne dywagacje. Chodzi o fakt, że ich użytkownicy wolą jedynie z nich korzystać, a nie posiadać na własność. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Każdy, komu rodzice w czasach PRLu sprawili jakikolwiek pojazd wyposażony w dwa koła, pilnował go jak największego skarbu. Mam nawet takie podejrzenie, że niektórzy z czystego sentymentu trzymają te precjoza w piwnicach czy komórkach, mimo że wagowo dawno już przekroczyli założony przez konstruktora dopuszczalny nacisk na oś.

Nie tak dawno w odmętach internetu wyszperałem artykuł, w którym autor zastanawia się, czy lepsze, a przynajmniej bardziej pragmatyczne, jest posiadanie własnego motocykla, czy korzystanie z coraz liczniejszych wypożyczalni. Pod uwagę wzięte zostały koszty zakupu (raty kredytu, czy leasingu), ubezpieczenia, serwisy, garażowanie versus prosty wynajem. Przy pomocy liczb, z którymi trudno przecież dyskutować, udało się udowodnić tezę, że jeżeli jeździsz sporadycznie (do 3 tysięcy km rocznie) i lubisz to robić nowymi i drogimi motocyklami, to rzeczywiście wypożyczenie może mieć sens. Przy nieco szerszych założeniach – większe przebiegi roczne i tańszy własny motocykl, to takie kalkulacje się już nieco rozjeżdżają. Ale to tylko jeden – można powiedzieć merkantylny – aspekt problemu. Oczywiście, że każdy właściciel motocykla ponosi koszty, ale ma za to coś, czego nie da mu wypożyczalnia. Jak najdzie go ochota, to po prostu wyciąga maszynę z garażu i jedzie, gdzie mu się podoba. Nawet w Boże Ciało, czy Lany Poniedziałek. Bez konieczności wcześniejszych poszukiwań wypożyczalni, rezerwacji i limitu kilometrów. Jak ma taki kaprys, to w środku nocy zadzwoni do kumpla, zaprosi go na piwko i wspólne polerowanie chromów.

Z drugiej jednak strony – gdy chcę popływać żaglówką, czy spędzić urlop w kamperze, nie muszę ich przez cały rok trzymać pod parą. Mało tego – wersja wypożyczenia domu z żaglami czy na kołach, wydaje mi się być zdecydowanie bardziej rozsądną, niż kosztowne ich utrzymanie i wcale nie dziwią mnie takie wybory. W takim rozumowaniu można przecież pójść dalej – znacznie łatwiej i przyjemniej dla portfela jest wynająć sobie na tydzień dom na Bali, niż kupować go na własność.

Jest tylko pewna różnica, która stawia motocykl w nieco innej pozycji. Jest znacznie mniejszy i mniej kłopotliwy w utrzymaniu, niż jacht, kamper, czy najskromniejszy nawet domek na Bali. Znacznie łatwiej jest, nawet w centrum wielkiego miasta, zakotwiczyć przy latarni dwa koła, niż przyczepę z łodzią, nie mówiąc już o jakichś większych gabarytach. Taki jestem cwany w swoich przemyśleniach, ale gdybym miał okazję skoczyć na kilka dni do Hiszpanii czy Grecji „na motorki”, to przyznam szczerze – nie chciałoby mi się gonić autostradami kilka tysięcy kilometrów, żeby na miejscu chwilę pokręcić się po górskich serpentynach. Można przecież polecieć na miejsce samolotem i już tam wypożyczyć maszynę. Zdaje się nawet, że z takiego rozwiązania korzysta coraz większa liczba naszych motocyklistów.

No to w końcu jak? Posiadać, czy tylko użytkować? Ten dylemat – być czy mieć, postawiony dawno temu przez Ericha Fromma moim zdaniem akurat w przypadku motocykli nie ma zastosowania, bo jedno drugiemu nie przeszkadza. Oczywiście, że najlepiej jest mieć i to kilka motocykli do różnych zastosowań, a jak jest potrzeba, to jeszcze coś tam dopożyczyć na chwilę!

KOMENTARZE