fbpx

Jest takie angielskie powiedzenie: „Never meet your heroes”, co oznacza: „Nigdy nie spotykaj swoich bohaterów”. Trafiając osobiście na ikoniczną dla nas postać, możemy przeżyć niemałe rozczarowanie. Eliasz bez zastanowienia przyssał się do Rickiego Carmichaela i chyba nie żałuje…

Kiedy w 2006 roku wpisałem w Internecie hasło „motocross”, aby dowiedzieć się czegoś o tym sporcie, nazwisko Ricky Carmichael było jednym z pierwszych wyników. Zgłębiając jego historię, uczyłem się języka angielskiego i poznawałem piękno off-roadowego świata. Z 16 mistrzowskimi tytułami i 150 zwycięstwami na koncie, Ricky zakończył karierę z przydomkiem GOAT (Greatest of All Time), na zawsze zmieniając oblicze tego sportu. Odszedł jako mistrz, ale nie zniknął ze sceny – kontynuował pracę jako ambasador i komentator, dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem. Niedawno podjął się kolejnego wyzwania i został zaangażowany w budowę pierwszych crossowych Triumphów. To właśnie podczas prezentacji nowego TF450-RC udało mi się porozmawiać z moim idolem i zdobyć autograf.

Ricky Carmichael
Od samego początku na tle innych zawodników wyróżniał się talentem i ciężką pracą. Gdy w 2000 roku połączył siły z trenerem – Aldonem Bakerem, na zawsze zmienił oblicze motocrossu. Jako jedyny w historii dwukrotnie zaliczył perfekcyjny sezon, wygrywając wszystkie 24 wyścigi w sezonach 2002 oraz 2004.


Eliasz Dawidson: Cześć, Ricky! Miło Cię znowu spotkać, i to w takich okolicznościach oraz w takim miejscu!

Ricky Carmichael: Przyjemność po naszej stronie! Jak Ci się podoba nasza siedziba i tor?

Cały obiekt jest niesamowity! Byłem już w kilku elitarnych siedzibach zespołów, ale ten jest wyjątkowy. Szczególnie wyróżnia się tutaj atmosfera – jest niezwykle przyjazna, a wręcz rodzinna. Widać, że Triumph chce nie tylko budować dobre motocykle, ale pamięta również o tworzeniu pozytywnego wizerunku marki w świecie off-roadu.

To prawda. Triumph kładzie nacisk na budowanie silnych więzi i kultury, co przekłada się na zaangażowanie wszystkich zaangażowanych w projekt, a ostatecznie także na wyniki. Już w pierwszym roku startów w MXGP oraz SMX udało nam się sporo osiągnąć, co daje ogromną motywację do dalszego rozwoju i walki o kolejne sukcesy.

Do tej pory wyniki przywiozła Wasza pierwsza crossówka – TF250X, a teraz prezentujecie pierwszą 450-tkę. Ty pracujesz przy projekcie od samego początku – jaka była Twoja rola przy budowie tych motocykli?

Współpraca z Triumphem to dla mnie coś zupełnie nowego. Do tej pory brałem udział w rozwijaniu istniejących platform, więc budowanie motocykla od podstaw było dla mnie ogromnym wyzwaniem, ale i niezwykłą frajdą. Triumph zaprosił mnie do projektu w idealnym momencie mojej kariery. Mogłem wnieść swoje doświadczenie zarówno z wyścigów, jak i pracy z innymi zawodnikami. Miałem realny wpływ na każdy aspekt konstrukcji, aby pomóc stworzyć dokładnie taki motocykl, jakiego oczekiwał rynek.

Wiem, że od początku mocno naciskałeś na budowę motocykla wokół aluminiowej ramy. Dlaczego?

Jestem wielkim zwolennikiem aluminium. To materiał z ogromnym potencjałem, który pozwala stworzyć solidną bazę, doskonałą do dalszego rozwoju w kolejnych latach. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu zespołu projektowego udało się skonstruować podwozie, które niezwykle stabilnie prowadzi się w różnych warunkach.

Ricky zakończył karierę 18 lat temu, a wciąż potrafi wykręcić czas okrążenia równy najlepszym zawodnikom na świecie.

Muszę przyznać, że stabilność to zdecydowanie coś, co wyróżnia crossówki Triumpha. Model TF450-RC sygnowany jest dodatkowo Twoimi inicjałami, ale nie bez powodu.

Jest to edycja limitowana naszej czterystapięćdziesiątki, ale na ten moment to jedyna „duża” crossówka Triumpha. TF450-RC jest wyjątkowy nie tylko dlatego, że posiada mój numer startowy i logotypy. Jest również efektem mojej ścisłej i wieloletniej współpracy z takimi partnerami jak Fox, Hinson, ODI czy Dunlop. Posiada również specjalny tryb RC wbudowany w komputer ECU, ale sam musisz sprawdzić, jak działa – nie chcę psuć niespodzianki. Chciałem, żeby motocykl oferował jak największą możliwość dostosowania pod indywidualne preferencje, a przy tym doskonale się prowadził.

Projektując motocykl, większym priorytetem było dostosowanie go pod motocross czy supercross – który w końcu jest najpopularniejszą serią w USA?

Chcieliśmy zachować balans. Od początku zależało nam, żeby motocykl dobrze sobie radził zarówno w motocrossie, jak i supercrossie, i cały czas mieliśmy to w głowie podczas testów. Moim zdaniem w tej kwestii nasz motocykl radzi sobie lepiej niż wszystkie inne maszyny dostępne na rynku.

Jaki był Twój główny cel przy tworzeniu TF450-RC?

Chciałem stworzyć motocykl, który pozwoli czerpać przyjemność z jazdy, niezależnie od poziomu zaawansowania. Maszyna miała być dla każdego – od amatora po zawodowca. Patrząc na reakcje dziennikarzy i testerów już po pierwszych jazdach, wygląda na to, że udało nam się to osiągnąć. Dzięki opiniom, które słyszę i uśmiechom na twarzach, które widzę, jestem dumny z maszyny zbudowanej wspólnie z Triumphem.

Czy jest coś, co byś zmienił w TF450-RC? Może dodałbyś więcej mocy?

(Śmiech) Mocy zdecydowanie nie brakuje, a celem było zapewnienie możliwie najbardziej płynnego sposobu jej oddawania, bo to jest najważniejsze w motocyklach tej klasy. Na ten moment nic bym nie zmienił i szczerze mówiąc, jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, jak dobry produkt uzyskaliśmy już w pierwszej generacji tego modelu. Aż szkoda, że sam nie mogłem się nim ścigać.

Jak już jesteśmy przy Twoich wyścigach… Muszę przyznać, że zakochałem się w tym sporcie również dzięki Twoim niesamowitym wyczynom czy niezapomnianym wyścigom z Jamesem Stewartem. Które zawody najbardziej zapadły Ci w pamięć?

Myślę, że najbardziej pamiętny wyścig to mój ostatni start w supercrossie. To było w Orlando w 2007 roku. Moje dzieci urodziły się dzień wcześniej i ostatni raz w karierze ścigałem się wtedy na stadionie. Co prawda nie wygrałem, ale pojechałem świetnie i stoczyłem fantastyczną walkę z Jamesem Stewartem. To było coś, czego nigdy nie zapomnę.

Eliasza trzeba było siłą zmuszać do kończenia wywiadu, bo oprócz pytań o sam motocykl, miał przygotowaną drugą listę dotyczącą wyścigów supercrossowych, które Ricky komentuje na żywo od kilku sezonów.

Pamiętam, jak oglądałem ten wyścig z wypiekami na twarzy i nie ukrywam, że mocno Ci wtedy kibicowałem. Cała Twoja kariera była niesamowita i dziękuję za wszystkie emocje, których nam dostarczyłeś. Ogromny wkład w Twój sukces mieli również Twoi rodzice, dla których mam ogromny szacunek. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że presja na wyniki nigdy nie pochodziła od nich – żądza sukcesu pochodziła wyłącznie od Ciebie.

Dziękuję, bardzo to doceniam.

Teraz, jako rodzic, wielokrotny mistrz i ambasador tego sportu – jaką radę dałbyś młodym zawodnikom, którzy również chcieliby się ścigać i być częścią tego świata?

Najważniejsze, aby robić to, co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi, i podążać za sercem. Jeśli kochasz jazdę, to pamiętaj, aby zawsze jeździć w granicach swoich możliwości i czerpać z tego jak najwięcej radości. W końcu to jest w tym wszystkim najważniejsze.

Dziękuję za świetną rozmowę i mam nadzieję, że do zobaczenia!

Również dzięki!


Zdjęcia: Bella Rosborg, Triumph Motorcycles

Tekst po raz pierwszy ukazał się w drukowanym wydaniu magazynu „Świat Motocykli” [01/2025]

KOMENTARZE