Gdyby ludzi w wieku moich rodziców spytać o to, kto jest polskim dobrem narodowym, z dużym prawdopodobieństwem wymieniliby Jana Pawła II, Fryderyka Chopina i Lecha Wałęsę. Niestety wszyscy trzej nie mają ostatnio dobrego PR-u, ale to temat na zupełnie inny tekst. Na to samo pytanie przedstawiciele generacji Z (urodzeni po 2000 roku) odpowiedzieliby zgoła inaczej. Dla nich dobra narodowe to przede wszystkim Dawid Podsiadło, Robert Lewandowski i „Wiedźmin 3”.
Na skróty:
Powiecie, że postradałem zmysły, umieszczając grę komputerową obok tak znamienitych postaci. Kto do cholery gra w gry? Garstka pryszczatych małolatów, którym rodzice, w pogoni za karierą i nowym Audi Q7, zapomnieli wyjaśnić, czym są podwórko, trzepak i gra w kapsle. Trzymajcie się foteli! Otóż wydawca „Wiedźmina”, firma CD Projekt Red, ta sama, która dwadzieścia parę lat temu zajmowała się sprzedażą tandetnych gierek na płytach CD, jest dziś wyceniana na GPW wyżej niż PKN Orlen, Lotos, PZU, Cyfrowy Polsat czy bank PKO S.A. Szach mat niedowiarki!
Łaska tłumu na pstrym koniu jeździ!
Kolejnym krokiem milowym dla polskiego producenta miała być premiera tytułu „Cyberpunk 2077”. Od ogłoszenia startu prac nad grą minęło osiem długich lat, dział marketingu napompował oczekiwania konsumentów do poziomu ego Donalda Trumpa i 10 grudnia 2020 roku wszystko trafił szlag! 



Stary poczciwy olejak
Osiem lat to wystarczający czas, by klimat zapowiadanej gry zaczął przenikać do świata rzeczywistego. Każda branża wykorzystała to na swój sposób: mamy krzesła „Cyberpunk”, czapeczki, figurki, napoje, koszulki i wspomniany wcześniej zupełnie nowy styl w customizacji motocykli. Wcześniej nie podejrzewałbym siebie o to, że spodoba mi się stary GSX-R w krzykliwym malowaniu. Dziś z chęcią przyjąłbym go do swojego garażu.
Projektem „Neo Tokio”, bazującym na poczciwym olejaku z 1986 roku, budowniczy z Holandii wyniósł styl cyberpunk na nowy poziom. Jak mówi: „Zawsze chciałem mieć GSX-R-a pierwszej generacji. Lubię jego linie i historię, dlatego cztery lata temu kupiłem jednego w opłakanym stanie.”
Suzuki cyberpunk
Michel doprowadził olejaka do stanu używalności i jeździł nim przez kilka lat, cały czas myśląc, co dalej. W międzyczasie przeglądał historię wyścigowych motocykli Suzuki i krok po kroku tworzył w głowie wizję nowego projektu. Na początku włożył silnik od nowszej 750, o mocy wyższej o całe 12 koni mechanicznych. By usprawnić jego pracę, seryjne 29-milimetrowe gaźniki Mikuni zastąpił modelem Mikuni BST36 z dyszami Tovami. Kolejnym krokiem była wymiana chromowanego wydechu Motad Nexxus na egzemplarz włoskiej marki Mass Moto.

Niestety, z pozoru prosty zabieg wywołał kolejne problemy. Nie pasowała przednia owiewka. Michel kombinował z gotowymi owiewkami, w pewnym momencie zaczął tworzyć własną, ale żadne rozwiązanie nie było dla niego satysfakcjonujące. Gdzieś u znajomego zauważył stare Suzuki GSX 750EF. Przymierzył przednią owiewkę do swojego projektu i uznał, że jest idealna. Kupił używaną sztukę i w ten sposób GSX-R zyskał kwadratową dziurę na reflektor. By motocykl wyróżniał się z tłumu, dostał trzy LED-owe lampy, pierwotnie przeznaczone do wózka widłowego. Nie mają homologacji UE, za to wyglądają niekulawo! Później była mała walka z instalacją elektryczną i montaż detalu w postaci małego prędkościomierza Daytona. Moim zdaniem lepiej pasowałby tu analogowy, ale i z cyfrowym nie wygląda to najgorzej.
Zanim zarząd CD Projektu wypłaci mi sześciocyfrową sumę za genialny pomysł na wejście w nową branżę, wybiorę się pod dom Simpsona. Tam od dłuższego czasu stoi porzucony GSX-R750 pierwszej generacji i jestem przekonany, że uda mi się go odkupić za butelkę trunku z jeleniem w logo. Trzymajcie kciuki!








