fbpx

Pamiętacie Lotusa C-01? Po premierze w 2014 roku został okrzyknięty najpiękniejszym motocyklem na świecie. Za projekt odpowiadał Daniel Simon, guru designu, znany ze współpracy z Bugatti, Bentleyem i Singerem. Monolityczne nadwozie z włókna węglowego, inspirowane kultowym Lotusem 49, zostało połączone z silnikiem typu V-twin Rotaxa o pojemności 1195 cm3, generującym 200 koni mechanicznych mocy.

Motocykl co prawda był sygnowany logotypem Lotusa, jednak za jego produkcję odpowiadała firma Kodewa, należąca do Colina Kollesa, byłego szefa kilku zespołów F1. Sto sztuk C-01 rozeszło się jak świeże bułeczki. Niezbyt tanie bułeczki, bo każda kosztowała ponad pół miliona złotych. Oficjalnie prace nad C-01 rozpoczęły się w 2013 roku. Jeśli nawet nieoficjalne działania zostały podjęte już w 2012, okazuje się, że to i tak dwa lata po premierze motocykla Renard GT.

Estońska myśl motocyklowa

Firma Renard Cycles powstała w 1938 roku i swoją działalność rozpoczęła od produkcji rowerów napędzanych silnikami spalinowymi Sachsa. Niestety w marcu 1944 roku fabryka została całkowicie zniszczona podczas bombardowania, a sen o estońskim przemyśle motocyklowym miał się już nigdy nie ziścić. W 2008 roku grupka przedsiębiorców, inżynierów i projektantów postanowiła to zmienić, wskrzeszając markę Renard z wielkim rozmachem. Ich Renard GT miał być ekskluzywnym power cruiserem wykorzystującym karbon wszędzie, gdzie się tylko da. Za napęd miało służyć włoskie serce – zamontowany wzdłużnie silnik V2 z Moto Guzzi, generujący po zmianach 125 KM i 120 Nm momentu obrotowego. Niby nic spektakularnego, jednak przy masie całkowitej motocykla na poziomie 169 kilogramów, to wynik w zupełności wystarczający. Rama z włókna węglowego ważyła zaledwie 11 kilogramów, a Renard GT był dosłownie naszpikowany niestandardowymi rozwiązaniami. Jednym z nich było przednie zawieszenie przypominające Hossacka z 1979 roku, jednak wykorzystujące na wskroś nowoczesny amortyzator Ohlinns S26DR1L. W latach 2012-2016 firma wypuściła limitowaną serię modelu GT i mam wrażenie, że osoby odpowiedzialne za spektakularnego Lotusa C-01, przynajmniej tak zwanym kątem oka, łypały na estoński wynalazek. Może też być tak, jak mówiła Eleanor Roosvelt – „Wielkie umysły myślą podobnie”.

Po co zatem ten wywód? Ano po to, by ktoś nie wypalił za moment, że to warsztat z Tallina kopiuje design Lotusa C-01 w swoim nowym projekcie.

Kilku gości z Tallina sprawiło, że o estońskich motocyklach usłyszał cały świat.

Przemiana

Projekt „Reimagined” ma bardzo dużo nawiązań do Renarda GT, choć opiera się na współczesnym BMW R 1250 R. Moim zdaniem to dość nieoczywisty wybór bazy, ale wystarczy spojrzeć na pozostałe projekty Renard Speed ​​Shop, by zrozumieć, że 90% z nich bazuje właśnie na BMW.

Wizualnie motocykl niczym nie przypomina bazowego bawarskiego nakeda. Dwuosobowa kanapa z uchwytami dla pasażera i mocowaniami pod kufry turystyczne, została zastąpiona minimalistycznym siedziskiem, z genialnie wkomponowaną lampą LED. Panele nadwozia tworzące monokok zostały tym razem wykonane nie z karbonu, ale z aluminium. Z tego samego tworzywa powstał także nowy zbiornik paliwa. O godzinach spędzonych na projektowaniu świadczą dobrze przemyślane otwory na sety, dźwignię zmiany biegów, dźwignię tylnego hamulca, a nawet stopki bocznej, która w trakcie jazdy ukrywa się w szczelinie.

W przedniej części motocykla wzrok przyciągają wydrukowane technologią 3D osłony zawieszenia, dwa reflektory i wycięta na obrabiarce CNC z jednego kawałka aluminium, osłona chłodnicy. Te elementy, w połączeniu z wielkimi filtrami K&N, rurami dolotowymi i wyeksponowanymi cylindrami boxera, nadają motocyklowi muskularnego charakteru. Felgi pochodzą z oferty włoskiej firmy JoNich Wheels, lusterka od Motogadgeta, a reszta osprzętu to seryjne BMW, bo budowniczym zależało na tym, by wszystkie nowoczesne systemy wspomagające działały bez zarzutu. Kolorowy ekran jest dość kontrowersyjny, ale i tak wygląda o niebo lepiej, niż zegary z KTM-a w Lotusie C-01.

Na osobny akapit zasługuje układ wydechowy. Ten pochodzi z oferty Akrapovia i pierwotnie był zaprojektowany pod Ducati Panigale Superleggera. Wygląda obłędnie i brzmi ordynarnie, a właśnie tak musi brzmieć customowy power cruiser.

Nie mam pojęcia, czy cena takiego customa wzrośnie po latach, jak w przypadku Lotusa, ale jedno wiem na pewno. To BMW wygląda równie spektakularnie, nie jest tanią kopią czegoś, co powstało wcześniej, i przede wszystkim można je kupić bez pozbywania się nerek i innych narządów wewnętrznych.

Zdjęcia: Renard Speed ​​Shop

KOMENTARZE