fbpx

Jak można się było spodziewać, kolejny dzień Rajdu Dakar 2020 wcale nie był łatwiejszy od poprzedniego. Przyniósł za to wiele niespodzianek i z pewnością mniej pecha naszym zawodnikom.

Rajdy pustynne większości z nas kojarzą się z jazdą głównie po piasku, jednak drugi etap zdecydowanie stał w opozycji do tego stereotypu. Piasek stanowił jedynie 5% odcinka specjalnego, natomiast ziemia i kamienia kolejno 65% i 30%. To sprawiło, że trasa z Al-Wajh do Neom nie należała do najszybszych w tegorocznej edycji. Nie dość, że nawigacja w takim terenie jest poważnym wyzwaniem, to wszechobecny kurz tylko utrudniał zadanie. Na własnej skórze przekonał się o tym Toby Price, wczorajszy lider, który otwierał dzisiejszy odcinek.

Początkowe problemy z nawigacją sprawiały, że z każdym kilometrem spadał w klasyfikacji, ostatecznie tracąc 10 minut do lidera, którym niespodziewanie został Ross Branch z Botswany, dla którego jest to drugi start w rajdzie. To nie tylko jego pierwsze zwycięstwo etapowe, ale także pierwsze zwycięstwo Afrykanina od czasów Alfiego Coxa z RPA! Zaraz za nim (1:24 min) uplasował się Sam Sunderland (KTM), który wskoczył także na prowadzenie w generalce. Trójkę motocyklistów tego dnia, zamknął Pablo Quintanilla (Husqvarna), który jest drugi w generalce. Zadowolony może być także Kevin Benavides z zespołu Hondy, który dzięki 4. miejscu etapowemu, podciągnął się na 3. w generalce. Zdecydowanie swojego tempa nie może nadal złapać Adrien Van Beveren, któremu ogromny problem sprawia nawigacja, a dzisiaj swoje dołożyła jeszcze skrzywiona felga, destabilizująca motocykl.

Dakar 2020. ORLEN Team równo i do celu

Swoje tempo odnajdują na szczęście zawodnicy ORLEN Team. Adam Tomiczek dojechał na 26. miejscu co dało mu 27. miejsce w generalce. Wynik zdecydowanie zasługujący na brawa, bowiem Adam Tomiczek startował z odległej 63. pozycji, a więc musiał przebijać się przez tumany kurzu i sporo ryzykować. Stało się tak przez omyłkowo nałożoną karę 40 minut. Sędziowie popełnili błąd, dopisując karę Tomiczkowi jadącemu z numerem 30, zamiast koreańczykowi Myunull Ryu jadącemu z numerem 130. Bez takich ekscesów obyło się w przypadku Maćka Giemzy, choć i tak fortuna nie była po jego stronie. Na start stawił się z zapaleniem gardła, ale nie przeszkodziło mu to w dojechaniu na 28. pozycji i wskoczeniu na to samo miejsce w generalce. „Musiałem włożyć dużo siły, żeby pomimo choroby pokonać dzisiejszy odcinek specjalny. Gdyby nie to, sprawiłby mi on sporo przyjemności, bo był fajniejszy od wczorajszego. Cieszę się, że jestem już na mecie i mam nadzieję, że jutro będę się czuł lepiej” – powiedział Maciej Giemza.

Bez większych przygód, etap zaliczył Krzysztof Jarmuż startujący w kategorii Original By Motul. W klasyfikacji ogólnej zajmuje 58. miejsce etapowe i 64. w generalce, natomiast w swojej klasie dojechał na pozycji 9. co sprawia, że w generalce zajmuje 8. miejsce. Warto jednak wspomnieć, że wczoraj w klasie OBM był 4., więc można się spodziewać, że jeszcze może namieszać. Choć bez względu na wynik, Krzysztof jest prawdziwym kozakiem – w końcu oprócz jazdy, sam musi dbać o biwak, serwis i inne rzeczy, o które w profesjonalnych zespołach dbają mechanicy i asystenci!

 

Gdzie są łatki!?

Wydawać by się mogło, że po wczorajszym etapie, Kuba Przygoński wyczerpał limit pecha, ale jednak nie do końca. „Podczas tego etapu przebiliśmy łącznie 5 opon, a mamy tylko 3 koła zapasowe. Po wymianie jechaliśmy więc już bardzo spokojnie, a i tak jakiś kamień przeciął nam kolejną oponę. Następnego kapcia złapaliśmy przed samą metą i minęliśmy ją na trzech kołach” – powiedział Kuba po dojechaniu na metę. Mimo to, załodze orlenowego Mini udało się dojechać na 18. miejscu.

Kuba zdążył pokazać, że jego umiejętności spokojnie pozwalają na walkę raczej o podium niż zamknięcie pierwszej 20., ale przyłożył się do tego start z 19. pozycji i jak powiedział: „Dzisiaj nie byliśmy w stanie wyprzedzać zawodników przed nami. Był straszliwy kurz, nic nie było widać przez całe 360 kilometrów. Niestety konsekwencje jednego złego etapu ciągną się przez dwa-trzy dni, dlatego teraz skupiamy się na powrocie do naszej grupy, żeby jechać wysoko. Ale nie poddajemy się i walczymy do końca”. Etapowo, czołówka samochodowa ukształtowała się następująco 1. G. De Villers 2. O. Terranova 3. Sk. Al Qassimi, w generalce natomiast kolejno Terranova, Sainz i Al-Attiyah.

 

 

Bez awarii, ale z karą

Po wczorajszej awarii i ominięciu punktu kontrolnego, Kamil Wiśniewski mógł dziś w pełni wykorzystać potencjał swojego quada, ale na koncie miał aż 40 minut kary. Przez to, choć dojechał na 5. miejscu, spadł na 7. w generalce.

Zmian nie uświadczył Rafał Sonik, który kolejny dzień spędził na zaciętej walce ze swoim największym rywalem – Igniacio Casalle. Po raz kolejny jednak, Argentyńczyk okazał się szybszy i RS zameldował się na mecie na 2. pozycji i tak samo wygląda sytuacja w generalce. Pozostali polscy quadowcy – Arkadiusz Lidner i Paweł Otwinowski zajmują kolejno 14 i 15 miejsca etapowe oraz 21. i 15. miejsca w generalce.

KOMENTARZE