Jak każda nietypowa historia, tak i ta ma dosyć zawiłe początki. No bo kto wymyśliłby, że kradzież Malucha, wyburzenie starych pawilonów i zniżki ubezpieczeniowe mogą przyczynić się do powstania zespołu Polish Vespa Racing Team?
Na skróty:
Wszyscy chyba znają ten schemat początków motocyklowych: „Tata/brat/wujek (niepotrzebne skreślić…) miał motorynkę/WSK i woził mnie po wsi/osiedlu, a później sam zachciałem jeździć…”. Klasyczny wstęp do motocyklowej historii lwiej części motocyklistów. Jednak w każdej takiej historii mogą kryć się nietypowe wątki.
W przypadku PVRT też po części zaczęło się od WSK. Piotrek Kulesza – senior zespołu, ścigał się w zespole WSK Świdnik i sport motocyklowy naturalnie był obecny w domu. Przy każdej możliwej okazji zabierał synów na wyścigi, choćby tylko pokibicować. Oczywistym było więc, że synowie – Igor, Witek i Romek – złapią wyścigowego bakcyla.
Prawdziwym przełomem, z punktu widzenia obecnej zajawki rodzinnej, był moment, w którym tata Piotrek przez przypadek dostał… Osę. A ta historia zaczęła się od tego, że ktoś ukradł jego siostrze Malucha. Żeby zniżki ubezpieczeniowe nie poleciały na łeb na szyję, trzeba było zarejestrować coś na siostrę…
Był rok 1995 i akurat szykowano się do rozbiórki pawilonu na terenie WZM (Warszawskie Zakłady Mechaniczne). W takich miejscach zazwyczaj stoją przeróżne graty, które dla różnorakich szperaczy mogą okazać się cenne. Jednym z nich (choć gratem nie powinniśmy jej nazywać) była Osa – „sztuka nówka”, która miała iść na śmietnik. Takim to szczęśliwym zrządzeniem losu Piotrek stał się posiadaczem Osy, siostra Piotrka zachowała zniżki, a jego syn – Witek – zakochał się w Osie…
Nieco inne klocki Lego
Większość dzieciaków, mających ciągoty do zagadnień technicznych, marzy o zestawach Lego Technics. Piotrek okazał się ojcem bardziej pragmatycznym i kupił dziesięcioletniemu Witkowi dwie, niedziałające Osy, z których syn miał złożyć jedną – działającą. Wniebowzięty młodzian zaczął więc przygodę z jednośladami od nauki ich budowy, potem przyszło jeżdżenie. Razem z ojcem urządzali wycieczki i zloty, a zajawka na skutery rozwijała się. Po kilku latach Osy ustąpiły miejsca starym Vespom. Vespowa „choroba” rozniosła się też po reszcie męskiej części Kuleszów i do skuterowego ruchu dołączyli pozostali synowie.
Około roku 2006 lub 2007 Witek z Igorem zafascynowali się rozgrywanymi na Zachodzie wyścigami klasycznych Vesp. I ta fascynacja trafiła na podatny grunt – ludzi już zarażonych wyścigami i skuteryzmem.
Niedługo po tym, jak przygotowali swoje pierwsze, wyścigowe Vespy, w 2008 roku zaczęto organizować wyścigi Weteran Cup na torach kartingowych. Co prawda regulamin dopuszczał maszyny z lat 70., a skutery chłopaków były z lat 90., lecz organizator przymknął na to oko.
Przygoda z Weteran Cup nie trwała długo, bo tylko Igor i Witek startowali w nim na Vespach. Skutery mają inną budowę i specyfikę jazdy niż motocykle, więc mogli pościgać się jedynie ze sobą. Domyślacie się zatem, że była to tylko tymczasowa rozrywka i braterski duet zabrał się z Vespami z tej serii. Organizator niechętnie przyjął to do wiadomości i regularnie próbował ugadywać Kuleszów, żeby wrócili do jazdy w pucharze.
Najszybsi dostawcy pizzy
W końcu, w 2017 roku, padła propozycja, która ich zainteresowała: jeśli zbiorą 6 zawodników, to powstanie kategoria klasycznych skuterów w Pucharze Polski Motocykli Zabytkowych. Zaczęło się nawoływanie.
Społeczność miłośników klasycznych Vesp była już wtedy spora, a od 2004 roku istniał klub Classic Vespa Polska. Kuleszowie zabawili się w detektywów i wytypowali potencjalnych „podejrzanych” o chęć do ścigania. Negocjacje trudne nie były i szybko uzbierała się wymagana liczba zawodników, tworzących Polish Vespa Racing Team. Kuleszowie z kumplami wyszukiwali zapomniane Vespy, kupowali je, cięli nadwozia, wymienili wszystko, co trzeba, a nawet i więcej.
Gdy byli już przygotowani, przyjechali na pierwszą rundę do Radomia. Niestety, okazała się dla nich dosyć dramatycznym doświadczeniem. Vespiarze, puszczeni w jednym wyścigu z klasą Classic 175 czyli z motocyklami kierowanymi przez już doświadczonych zawodników, nie mogli się odnaleźć w obcych dla nich warunkach wyścigowych. Różnice konstrukcyjne motocykli i skuterów były tak duże, że skuterowcy byli notorycznie wyprzedzani i dublowani. Nie obeszło się bez szyderczych tekstów i sugestii, by wrócić do dostarczania pizzy…
W drugiej rundzie Vespiarze dostali już osobny wyścig. „Rozwód” z motocyklami zaowocował mniejszą presją i poprawą wyników. Okazało się, że na starych, czterobiegowych maszynach można wykręcać podobne, a nawet lepsze czasy okrążeń, niż na motocyklach!
Maszyna organizacyjna zatrybiła, a zespół Polish Vespa Racing Team zaczął się rozrastać. W zeszłym roku na pierwszej rundzie stanęło 6 zawodników, a w tym już 11! Łącznie grupa liczy 12 zawodników. Choć tylko pięciu z nich jest faktycznie rodziną (Piotrek Kulesza i czterech synów), to i trzeba przyznać, że są naprawdę zgrani i mianem „rodziny” można określić cały zespół.
Pełen profesjonalizm
Nazwanie Polish Vespa Racing Team profesjonalnym zespołem wyścigowym nie będzie wielkim nadużyciem. Komunikacja i organizacja działa genialnie, więc na każdą rundę ekipa jest przygotowana niemal jak fabryczny zespół. Każdy bierze jakieś części zapasowe, ktoś weźmie spawarkę, ktoś kompresor, ktoś inny przygotuje jedzenie, a i ekspres do kawy zmieści się jeszcze do czyjegoś bagażnika. Trzy osoby zajmują się mechaniką, jedna prowadzi sklep z częściami i do tego jest filmowcem, więc w razie czego z obsługą medialną nie ma problemu. Mało tego, w szeregach jest także lekarz, więc – co przyznają żartobliwie (czy aby na pewno?) – nie ma problemu z ewentualnym L4 w razie rundy czy treningu… To grupa absolutnie niezależna.
Jednak tym, co vespiarze cenią najbardziej, jest fakt, że nie muszą się martwić o prawidłowe przygotowanie sprzętu. A jest co przygotowywać. Medele PX i PK, z których korzystają, w wersji standardowej nie nadają się oczywiście do ścigania. Przerabia się więc niemal wszystko: usztywnia nadwozia, zwiększa pojemność silników, przerabia układ wydechowy, zmienia zasilanie, zawieszenia i wiele, wiele innych. Z dostępem do części nie ma problemu, bo w Niemczech czy Austrii wyścigi skuterów są bardzo popularne i rynek jest szeroki.
Vespy wielu członków polskiej ekipy wcale nie ustępują tym, którymi ścigają się na Zachodzie. Ba, nawet je przewyższają! Niemieckie części niemal zawsze wymagają poprawek, a maszyny, na których jeżdżą nasi zachodni sąsiedzi, bardzo często są zrobione „na odwal się”. Skutery Polish Vespa Racing Team nierzadko są dopieszczone nie tylko mechanicznie, ale i wizualnie.
Unikatowe doznania
Witek zaproponował mi przejażdżkę na jego skuterze, który jest chyba jedną z bardziej zdłubanych maszyn w zespole. Uczucie było nieporównywalne do jazdy jakimkolwiek innym jednośladem.
Dwusuw o pojemności 175 ccm generuje prawie 40 KM i napędza się zaskakująco sprawnie. Zwłaszcza, że – jak przystało na dwusuwa – na wysokich obrotach łapie drugi oddech i zaczynają się dziać naprawdę ciekawe rzeczy.
Rozrywki dostarcza też zmiana biegów w lewej manetce, do czego trudno mi było przywyknąć. W sumie to nie przywykłem… Sprzęt, z powodu lekkiego przodu i małych kółek, zachowuje się bardzo nerwowo, co jeszcze zwiększa „unikatowość” doznań.
Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Ci ludzie są tak bardzo zafascynowani ściganiem na klasycznych Vespach i to do tego stopnia, że nawet nie chcą myśleć o przesiadce na motocykl – zarówno na drodze jak i na torze. Całe szczęście, bo dzięki takim ludziom i ich zajawkom świat jednośladów nabiera barw!
Dalsze poczynania ekipy PVRT możecie oczywiście śledzić na ich stronie facebook.com/polishvesparacingteam
Zdjęcia: Tomasz „Tomazi” Parzychowski /Jacek Włodarski