fbpx

Jak widać 6080 m nie jest rekordem świata, ale trzeba wziąć pod uwagę, że wdrapano się na ten pułap motocyklem elektrycznym. Przy temperaturze -25-ciu stopni Celsjusza, nie dość, że zmniejsza się wydajność akumulatorów, to jeszcze człowieka. Oczywiście cała wyprawa nie odbyła się w samotności i na jednej baterii. Podczas tej ”wycieczki„ motocykliście towarzyszyła niemała ekipa, […]

Jak widać 6080 m nie jest rekordem świata, ale trzeba wziąć pod uwagę, że wdrapano się na ten pułap motocyklem elektrycznym. Przy temperaturze -25-ciu stopni Celsjusza, nie dość, że zmniejsza się wydajność akumulatorów, to jeszcze człowieka. Oczywiście cała wyprawa nie odbyła się w samotności i na jednej baterii. Podczas tej ”wycieczki„ motocykliście towarzyszyła niemała ekipa, jednak całe szczęście, przedsięwzięcie odbyło się bez większych przeszkód.

Śmiałkiem (lub szaleńcem), który podjął się tego wyzwania jest Francisco ”Chaleco„ Lopez – Wielokrotny uczestnik Rajdu Dakar (3 w 2010 roku i 4 w 2011) i zawodnik praktycznie każdej dyscypliny off-roadu motocyklowego.

Cała podróż była podzielona na etapy. Lopez wyruszył z poziomu 2000 m n.p.m, kończąc w obozie rozbitym na wysokości 4500 m n.p.m. Następny etap to już jazda najwyżej jak się da. W tym przypadku było to właśnie 6080 metrów.

Chaleco po całej ekspedycji powiedział, że jednym z głównych założeń wyprawy było sprawdzenie jak akumulatory KTM-a Freeride E zachowają się w niskiej temperaturze. Gdy dojechał na szczyt, i gdy do niego dotarło co zrobił, wiedział, że taki wysiłek się opłacił.

Zresztą patrząc na zdjęcia nie sposób w to nie uwierzyć. Wam też przypomina to jazdę po księżycu?

KOMENTARZE