W dniach 22-25 września odbyła się czwarta, a pierwsza po rocznej „covidowej” przerwie edycja rajdu KTM European Adventure Rally. Miłośnicy ostrej jazdy terenowej na „pomarańczowej” maszynerii spotkali się tym razem w górzystych rejonach Grecji. Nasi też tam byli!
Na skróty:
Sloganem reklamowym KTM jest od lat „Ready to Race”. W wielkim skrócie oznacza to tyle, że praktycznie każdy motocykl opuszczający bramy austriackiej fabryki (lub jej partnerów) jest gotów do wzięcia udziału w mniejszej lub większej przygodzie o mocnym zabarwieniu sportowym. Aby właściciele tych maszyn mogli się o tym przekonać na własnych oponach (a ci mnie szczęśliwi również na własnej skórze), KTM organizuje od kilku sezonów cykliczne rajdy, w których uczestnicy mogą się offroadowo wyżyć w jednym z pięknych zakątków Europy. Tegoroczna impreza, która odbyła się w Grecji, była już czwartą z cyklu KTM European Adventure Rally. Zorganizowano ją po rocznej przerwie, a poprzednia miała miejsce w 2019 roku w Bośni. Bazą rajdu była nadmorska miejscowość Nafpaktos, z której 150 uczestników rajdu pochodzący z ponad 20 krajów wyruszali na trzy emocjonujące etapy, prowadzące nie tylko przez historyczne greckie miejscowości, ale przede wszystkim przez wspaniałe szutrowe drogi, a często również bezdroża i bardzo wymagające sekcje enduro ze stromymi podjazdami.
Przewodnikami poszczególnych grup były takie tuzy offroadowego świata jak 4-krotny zwycięzca Baja 1000 Quinn Cody czy 6-krotny mistrz świata enduro Giovanni Sala. Towarzyszyła im kompetentna i niezwykle zaangażowana ekipa pracowników KTM, z których większość to również wytrawni motocykliści.
Okiem uczestnika
Na imprezie znalazło się także siedmiu motocyklistów z Polski, w tym Michał Zoll z zarządu Liberty Corp. (na zdjęciu drugi z lewej), który opowiedział nam o swoich wrażeniach:
– Na grecki rajd KTM-a pojechałem ze sporym bagażem doświadczeń na innych tego typu imprezach. Wiedziałem więc, czego mniej więcej się spodziewać, a jednak w wielu aspektach byłem zaskoczony, na szczęście bardzo na plus! To, co uderzyło mnie najmocniej, to absolutnie niepowtarzalna atmosfera. 150 motocyklistów absolutnie zakochanych w offroadzie, do tego załoga KTM z dokładnie takim samym nastawieniem. Wszyscy, jak jedna rodzina, ucieszeni jak dzieci, że mogą brać w tym udział! –
– Zaczęliśmy w środę, od dnia przygotowawczego. Mechanicy KTM zakładali na koła naszych motocykli nowe opony, a na specjalnie przygotowanych placach treningowych weryfikowane były umiejętności uczestników. Było to bardzo ważne pod kątem podziału na grupy – mniej i bardziej zaawansowaną – gdyż przygotowane trasy były bardzo wymagające. Dodatkowo dostaliśmy do wyboru sposób ich pokonania, albo samodzielnie z trackiem GPS w nawigacji, albo z przewodnikiem. –
– Ja na własne życzenie trafiłem do grupy, która miała mieć naprawdę ciężko. Wybrałem też jazdę z przewodnikiem, którym okazał się Joachim Sauer, utytułowany zawodnik rajdowy i wieloletni menedżer w KTM. Mimo sześćdziesiątki na karku imponował na każdym metrze trasy. O tym, jak była on wymagająca, przekonaliśmy się już pierwszego dnia. Na 250-kilometrowym odcinku po ostrych kamieniach niemal całkowicie zużyłem tylną (nową!) oponę, a przednią, razem z felgą, uszkodziłem po uderzeniu w spory głaz. –
– Do pokonania mieliśmy również dwa kilkusetmetrowe, strome podjazdy, które spokojnie mogłyby się znaleźć na trasie profesjonalnych zawodów enduro. Początkowo jechałem na wyłączonych wszelkich systemach elektronicznych w moim 890 Adventure S, ale ludzie z KTM przekonali mnie, żebym przynajmniej na te podjazdy skorzystał z kontroli trakcji w trybie Rally. Rzeczywiście, to co robił motocykl, było wręcz nieprawdopodobne. Wystarczyło utrzymywać go mniej więcej w pionie, żeby skutecznie wspinał się po luźnym podłożu. Po drodze mijaliśmy dziesiątki położonych maszyn, z mojej grupy na dziewięć osób wjechały trzy, w tym ja. To dla mnie powód do nieskrywanej dumy! –
– W KTM Adventure Rally może wziąć udział każdy fan austriackiej marki, jednak odradzałbym to osobom kompletnie świeżym w temacie jazdy offroadowej. Trasy są bardzo wymagające i żeby cieszyć się nimi na 100%, trzeba mieć już trochę „fachu w ręku”. Tym niemniej warto tu być, bo jak podkreślam, atmosfera jest niesamowita. W czasie wspólnych posiłków i spędzania czasu w bazie można spotkać wiele znanych osób ze świata rajdów motocyklowych, które okazują się takimi samymi zapaleńcami jak my! –
– Przytoczę tylko przykład obecnego w Grecji Joeya Evansa, który opowiedział nam swoją historię. Gdyby nie wydarzyła się naprawdę, żaden scenarzysta filmowy nie wpadłby na taki pomysł. Joey od zawsze marzył o rajdach i Dakarze, jednak poważny wypadek na wczesnym etapie kariery spowodował u niego czterokończynowe porażenie. Gość uparł się jednak, po długiej rehabilitacji stanął na nogi (choć chwiejnie), po czym wziął udział w lokalnym rajdzie w Afryce, na którym znów miał wypadek i całą robotę musiał zaczynać od nowa. Ponownie poskładany, trafił w końcu na Rajd Dakar, na którym… tak, zgadliście, znów cudem uniknął śmierci, zniszczył motocykl, ale go odbudował i ukończył rywalizację!
–
Wypatruj informacji
Jeśli jeździsz terenową maszyną KTM, ogarniasz ją w nieco bardziej zaawansowanym zakresie i również chciałbyś posmakować tych emocji, wypatruj komunikatów odnośnie przyszłorocznej edycji European Adventure Rally. Już wkrótce powinny się one pojawić na oficjalnych kanałach medialnych austriackiego producenta. Nie jest to impreza nastawiona na wyniki i rywalizację z innymi – swoim największym rywalem będziesz ty sam. Natomiast możesz być pewien, że rajd KTM to wielka szkoła życia i źródło wspomnień, których nikt ci nie odbierze.