Yamaha lubi co jakiś czas lekko zmodernizować MT-07 i lifting nazwać kolejną generacją motocykla. Jednak tym razem japońskiego producenta nie można posądzić o naginanie rzeczywistości, bo w nowej MT-07 znajdziemy niewiele podzespołów z modelu 2024.
Na skróty:
Być 10 lat na rynku, wprowadzać jedynie kosmetyczne zmiany, a mimo to pozostawać punktem odniesienia dla większości producentów w klasie. To jest poważne osiągnięcie, za które Yamasze należą się słowa uznania. Bo jak by nie patrzeć, MT-07 to jeden z najbardziej udanych motocykli ostatnich lat. Owszem, ma swoje wady, jak wszystko, ale w klasie nakedów w okolicach 70 KM, nie powstało nic, co oferowałoby równie ciekawy charakter, ciekawą stylistykę, niezawodność i osiągi w niewygórowanej cenie. Pierwsza MT-07 kosztowała tyle, że w 2014 nie było lepszej oferty. To pomogło bujnąć sprzedaż i sławę modelu, a później poszło z górki, mimo, że już najtaniej nie było. Dziś MT-07 wciąż jest świeża i mocna, ale już nie tak bezkonkurencyjna. Dlatego na 2025 r., inżynierowie zakasali rękawy i w końcu wprowadzili więcej zmian niż nowe owiewki i sztywniejsze sprężyny. Można by rzec, że prawdopodobnie pozbawili MT-07 wszystkich dotychczasowych wad.
Przeczytaj też: Tradycjonaliści kontra „dziennikarze”, czyli Yamaha R9 i ludzie, którzy jej nie kupią
W nowym domu stary piec
Bez dwóch zdań najmocniejszą stroną MT-07 jest silnik. Pokazał już, że jest pancerny, prosty, charakterny, mocny i dobrze brzmiący. Dlatego w nowym modelu silnik pozostał praktycznie bez zmian. Zmieniono układ dolotowy dla poprawy brzmienia podczas przyspieszania na średnich i niskich obrotach. To ostatnio konik Yamahy i trzeba przyznać, że w MT-09 przyniosło to delikatną zmianę na plus. Na tym jednak kończy się lista wspólnych rzeczy z poprzednim modelem. Silnik bowiem zamontowany jest w nowej ramie, która jest o 12-13% sztywniejsza, a przy tym zachowała taką samą wagę. Jej kąty są natomiast takie same jak poprzednio. Nowa rama była też częściowo wymuszona przez nowe wyposażenie elektroniczne. MT-07 2025 otrzymała systemy YCC-T (ride-by-wire), YRC (tryby jazdy) i Y-AMT (skrzynia zautomatyzowana), które wymagają dodatkowej przestrzeni. Ich obecność sprawiła także, że kierowca MT-07 będzie mógł wybierać między trzema trybami jazdy zmieniającymi charakterystykę przepustnicy i kontroli trakcji (dostępny także tryb personalizowany), a opcjonalnie także ze zautomatyzowanej skrzyni biegów, na wzór tej z MT-09.
Niech będzie sztywniej
Nowa rama i nadwozie, to także nowa pozycja, mająca zapewnić lepsze czucie maszyny. Kierownica jest bowiem o 18 mm szersza, 22 mm niższa i cofnięta o 9,3 mm. W połączeniu z podnóżkami obniżonymi o 10 mm, ponoć ma być też więcej miejsca. Ale najważniejsza zmiana i tak znajduje się z przodu motocykla. A jest nim nareszcie nowe zawieszenie. Nie jest tajemnicą, że MT-07 akurat nie miała być z czego dumna w tej kwestii. Teraz Yamaha zastosowała widelec USD w nowych, sztywniejszych półkach, co może sprawić, że przód nie będzie już tak gumowaty jak dotychczas. Oczywiście może, ale nie musi, zobaczymy po jazdach. Lepiej zapowiada się też kwestia hamowania, bo z przodu zastosowano radialne, czterotłoczkowe zaciski. Tylny amortyzator także jest nowy, do tego połączony z nowym zestawem kiwaczek i wahaczem. Rokowania są naprawdę niezłe, zwłaszcza, że mimo dołożenia elektroniki i widelca USD, MT-07 nie przytyła, a nawet schudła o kilogram. Inżynierowie próbowali ucinać wagę gdzie się da, także na nowych felgach, po kawałeczku, co przyniosło dobry efekt. Gdyby nie to, motocykl byłby cięższy o 4,5 kg.
Jakaś wada musi pozostać
Listę zmian uzupełniają nowy ekran TFT z łącznością Bluetooth i nawigacją Garmin, opcjonalny tempomat oraz nowe przełączniki rodem z MT-09, czyli z tym dziwnym sterowaniem kierunkowskazami, co niewykluczone, że będzie teraz największą wadą MT-07. Bo jeśli nowe zawieszenie i rama przyniesie zamierzone efekty, to ten motocykl znowu może odjechać konkurencji. Zwłaszcza, że mimo poważnych zmian, wciąż jest to znana i godna zaufania konstrukcja.