KTM jednoznacznie kojarzy się z motorsportem, dziś już nie tylko terenowym. A jednak portfolio Austriaków jest puste w dziedzinie dużych, drogowych sportów już od wielu lat. Na szczęście to się zmieni za sprawą modelu 990 RC R.
KTM RC8 może i nie zawojował świata superbike, ale maślane oczy robi do niego większość z nas. Ten sprzęt był zbyt dziki by być najlepszą wyścigówką, ale też dzięki temu jest dziwnie pociągający. A i sylwetka zestarzała się dziwnie pięknie. Pomarańczowi poszli jednak w zupełnie innym kierunku jeśli chodzi o sport. Co prawda w MotoGP radzą sobie lepiej z roku na rok, a w niższych klasach też swoje zasługi mają. Jednak na ten moment najbardziej sportowy KTM, jaki może wyjechać na drogi publiczne to 1390 SuperDuke R.
Owszem, „bestia” jest piekielnie mocna i szybka nawet na torze, ale nadal nie jest to superbike. A w sumie mógłby, a przynajmniej zdaniem dużego grona motocyklistów. Pod każdą wzmianką o tym sprzęcie, a ostatnio także o Duke 990 pojawiały się komentarze błagalne o zrobienie sporta na ich bazie. Stefan Pierer uparcie jednak trzymał się swojego zdania, że miejsce motocykli sportowych jest na torze i o sporcie drogowym nie ma mowy. I wiecie co? Okazało się, że nas zbajerował.
Prawie litr, ale to nie superbike
W 2021 roku KTM zaskoczył chyba wszystkich prezentując równie wyrafinowane, co drogie RC 8C – motocykl przeznaczony wyłącznie na tor i wyłącznie dla garstki osób. Załapać się na niego nie było łatwo, bo po pierwsze jest produkowany w seriach po ok. 100 sztuk, a po drugie kosztuje ponad 190 tys. zł. To jak się okazało, był przedsmak kolejnego kroku Austriaków. A tym kolejnym krokiem jest wprowadzenie 990 RC R – czyli drogowego sporta z Mattighofen. Jak nietrudno się domyślić po nazwie, nowy model dzieli silnik z Duke 990.
KTM nie udzielił jeszcze szczegółowych informacji, jakie zmiany wprowadzono, ale w danych technicznych niektóre liczby są większe. Dwucylindrowa rzędówka nadal generuje 103 Nm, ale już 128 KM (+5 KM). W sumie trochę to dezorientujące, że sport z blisko litrowym silnikiem generuje moc i moment na poziomie dawnych „sześćsetek”, ale tu mamy dwa cylindry, inne oddawanie mocy i raczej ciężko to porównywać 1:1. Poza tym zapewne, jeśli KTM ma to w planach, regulamin FIM uzna 990 RC R jako supersporta, na podobnych zasadach jak Ducati Panigale V2. A ponoć nowy model ma mieć wszystkie kompetencje, by być wyczynową, torową maszyną. Zresztą na razie KTM pokazuje zdjęcia wyłącznie w takiej formie, model produkcyjny ma się bowiem pojawić wiosną 2025 roku.
W podwoziu KTM 990 RC R znalazły się już typowe dla Austriaków komponenty. Rama to stalowa, grzbietowa konstrukcja, ale nie przeniesiona żywcem z Duke 990. Geometria, charakterystyka twardości czy mocowania silnika są zaprojektowane od nowa, by sprostać stricte torowemu użytkowi. Zawieszenia to natomiast znane już z Duke, WP Apex z otwartym kartridżem. Ciekawą rzeczą są hamulce. Na prototypie ze zdjęć prasowych są co prawda zaciski i pompy Brembo, ale nie są to komponenty z drogowej serii. Pytanie zatem, czy produkcyjny model będzie wyhamowywany przez Brembo, ByBre czy J.Juan? Podobne pytania dotyczą elektroniki, chociaż tu można się spodziewać, że biednie nie będzie.
Ciekawie KTM podszedł do ergonomii. Producent zarzeka się, że projekt nadwozia był mocno podyktowany torową jazdą, ale to trudno na razie ocenić. Na pochwałę zasługuje jednak możliwość dopasowania pozycji. Po pierwsze w serii dostępne będą regulowane podnóżki i kierownice. Po drugie dźwignia zmiany biegów daje możliwość wybrania układu przełożeń – albo standardowy albo sportowy z jedynką do góry i pozostałymi pięcioma biegami do dołu. Nie kojarzy mi się, żeby inny seryjny sport dawał kiedykolwiek taką możliwość. Spodziewać się można zatem, że będzie ciekawie. Ale czy kiedykolwiek jakikolwiek KTM nie był ciekawy? Może i nie każdemu muszą pasować, ale chyba każdy przyzna, że te motocykle są jakieś. Więc tym bardziej jesteśmy ciekawi jaki będzie 990 RC R.