Wydaje się to praktycznie niemożliwe, ale jak mówi stare powiedzenie: „jeżeli coś jest niemożliwe, to potrzebny jest ktoś kto o tym nie wie i to zrobi”. Marek Suslik najprawdopodobniej nie wiedział, że tego nie da się zrobić, bo po prostu wsiadł na motocykl i zrobił to!
Marka możecie kojarzyć z jego poprzednich wypraw zimowych, gdzie już nie jeden raz pokazał, że słowo „zimno” może być postrzegane przez każdego inaczej. Tym razem Marek i jego dzielna Elza (Honda XL) wyruszyli na wschód. W końcu mimo drobnych problemów technicznych dotarli do Jakucka – miasta uznawanego za jedno z najzimniejszych miast na świecie.
Musimy pamiętać, że obecnie największą trudnością dla motocyklisty nie jest słaba przyczepność – motocykl został do tej wyprawy specjalnie przygotowany, a temperatura, która potrafi wpłynąć na silnik pojazdu w sposób destruktywny. Na Syberii dochodzi nawet do tego, że silniki aut (głównie) nie są gaszone na noc. Oczywiście mróz działa również bardzo destruktywnie na elementy stalowe, które najzwyczajniej potrafią pęknąć w trakcie użytkowania. W trakcie podróży na wschód, Markowi pękła linka gazu. O ile wymiana samej linki jest bardzo prosta, o tyle warunki, w których może dojść do naprawy potrafią mocno utrudnić całą operację. Przypomnijmy tylko, że w temperaturze -50 stopni Celsjusza, każda operacja tego typu jest bardzo niebezpieczna i trudna. Właśnie dlatego Markowi towarzyszy samochód, który jest pewnym wyjściem niebezpiecznych z sytuacji i minimalizowaniem ryzyka.
Zmiana planu
Obecnie Marek przebywa w Jakucku, gdzie zmuszony jest zmienić plan dalszej podróży – w Ojmiakonie panują mrozy sięgające nawet -70 stopni, a to już nie jest zabawa. Dalsza jazda jest zbyt niebezpieczna i zbyt ryzykowna, tym bardziej, że auto które podąża za polskim motocyklistą nie jest przygotowane na takie warunki.
Na podsumowanie całości przyjdzie jeszcze czas. W najbliższym czasie muszę wysłać motocykl do Moskwy a Ara wraca samochodem do Orenburga. Oboje uznaliśmy że dojazd do Jakucka z Polski motocyklem to już wystarczające szaleństwo więc Ojmiakon zostawiam większym motocyklowy „świrom”.
Oczywiście to nie koniec wyjazdu bo z Moskwy Elza musi przyjechać na kołach do Polski a w międzyczasie będzie się pewnie wiele jeszcze działo. Tak jak pisałem wyżej na podsumowania i zakończenia przyjdzie jeszcze czas. Zapewniam Was że gdyby był samochód i czas to nie odpuściłbym tego ani na chwilę. ale jak to w życiu , życie samo pisze scenariusze i może tak miało być 😉 teraz pora się pakować tak żeby do dwóch dni opuścić Jakuck.” – komentuje podróżnik