fbpx

Od kilku dni nie wyściubiam praktycznie nosa z mieszkania i przychodzą mi do głowy najróżniejsze, często totalnie szalone pomysły – nagle zrozumiałem zachowania ojców moich kolegów, którzy przechodzili na emerytuję i zaczynali wymyślać najdziksze pomysły, które po prostu TRZEBA zrobić. Przestawianie płotu o 20 centymetrów, strzyżenie żywopłotu trzy razy w tygodniu, czy zmiana koloru elewacji w najmniej oczekiwanym momencie. Nie śmieję się z tego – zrozumiałem, przyjąłem i sam to przeżywam.

To jednak nie jest zbyt dobry czas na latanie do marketu po farby, czy załatwianie w betoniarni nowych przęseł do płotu. To nie jest również dobry czas na łażenie po ulicy (tuż przy żywopłocie), bo na bank po kilku minutach ktoś podejdzie i zagada – takie prawo małych miasteczek (kocham to bardzo, ale poczekam ze swoim uwielbieniem do tego jeszcze trochę, aż minie awantura związana z COVID-19).

Idę do garażu. Nie szukajcie mnie

Pomyślałem zatem, że swoją niespożytą energię spożytkuję w innym miejscu – w garażu. Od razu pomyślałem o rozkręceniu Pit bike’a, który od sierpnia stoi z wyrwanym silnikiem (nie pytajcie), potem podejdę do Wueski i ogarnę instalacje elektryczną, a jak awantura się przedłuży to wreszcie złożę silnik od Komara, który rozebrałem z dziesięć lat temu. Brzmi to wszystko fantastycznie – na samą myśl robi mi się ciepło na sercu, tylko jest jedno „ale”. Kiedyś prowadziłem serwis motocyklowy – niezbyt duży, ani popularny.

WSK Summer Trip – w poszukiwaniu przerwy na platynie!

Naprawiałem sobie motorki, bo to sprawiało mi przyjemność i pozwalało zarobić dodatkową gotówkę, ale oprócz tego pracowałem w serwisie samochodowym, więc większość napraw wykonywałem wieczorami i największym wyzwaniem zawsze było przygotowanie obsługi motocykla pod kątem zaopatrzenia. Wiesz, wystarczy, że zginie Ci jedna śrubka, popsuje się opaska, której nie masz, wykryjesz dodatkową usterkę, do której będziesz potrzebować części i klops – naprawa przedłuży się o kolejny dzień, a każdy kto „mechanikuje”, wie, że najlepiej składać (silnik, zawieszenie czy inne podzespoły etc.) w dzień, w którym się rozłożyło dany element. Jest łatwiej i ryzyko zaginięcia jakiegoś małego elementu jest znikome. Do czego zmierzam?

Dobra zabawa i odpowiedzialność

Chodzi mi o to, że na 100% zabrakłoby mi części, klucza i rozgrzebany motocykl, zostałby rozebrany na dłużej. Ciężko jest mi sobie wyobrazić sytuację, że unikam chodzenia do sklepu i minimalizuje te wyjścia, a poleciałbym do motoryzacyjnego po opaskę na przewód od chłodnicy. To tylko przykład i może się postarzałem, a dziesięć lat temu zaśmiałbym się sobie w twarz, poszedł do sklepu zbił piątki z ziomeczkami, wziął graty i robił dalej, ale cieszę się, że postarzałem się w ten sposób – nie chciałbym, aby kumpel ze sklepu poszedł do swojego taty na kawę z moim wirusem (którego mam nadzieję nie mam). No myślę, że nie przespałbym paru nocy.

Tą oto drogą doszedłem do momentu, że jednak nie będę się podejmować takich zadań, no chyba że w grę wchodzi polerka lakierów w moich motocyklach i przywrócenie mojego starego GS-a, do takiego wyglądu, że znowu zobaczę kolor lakieru – to by było! Zatem czy powinienem zamknąć garaż i iść do domu? Nie! Mam lepszy pomysł. Posprzątam!BMW GS 1100 w terenie

Mimo, że dzisiaj pracuję w Świecie Motocykli i czerpię z tej pracy ogromną satysfakcję i przyjemność, to po godzinach lubię się oderwać od pisania o motocyklach na rzecz kręcenia  śrubek przy… motocyklach. Strasznie mnie to relaksuje, ale wiążę się z tym jeden problem. Burdel w moim garażu jest nieziemski. Klucze leżą na kupie, bity nigdy nie są poukładane tak jak być powinny, a dotknięcie byle śrubokręta skutkuje tym, że natychmiast muszę iść umyć ręce (co w tych czasach w zasadzie mogłoby wyjść mi na dobre). Dlatego zadaniem moim nie będzie tym razem kręcenie śrubek, a wreszcie ogarnięcie tego, co wydaje się „nieogarnialne” i wypracowanie systemu, który spowoduje, że klucze nawet jak nie wrócą na miejsce to będą łatwiej namierzalne.

Dawno tego nie robiłem. Zrobię to teraz!

To nie jest tak, że na co dzień nie sprzątam, ale to raczej szybkie ogarnięcie warsztatu bez zbędnego wycierania kurzy, odkurzania czy mycia podłogi. Czasami posunę się do tego żeby wytrzeć klucze, ale tym razem je zwyczajnie wymyje. Posprzątanie regału z częściami zapasowymi i ułożenie ich tak, aby łatwiej było znaleźć te konkretne również wydaje się dobrym pomysłem. Na koniec coś, czego nikt nie lubi robić: segregowanie śrub, nakrętek i podkładek. Według rozmiaru, każdy do osobnej kuwetki – prosta czynność, a potrafi zaoszczędzić dużo czasu. Tyle spraw mnie denerwowało do tej pory, ale nigdy nie było kiedy tego ogarnąć – dzisiaj jest na to czas idealny. Wreszcie zrobię tablicę na płaskie klucze i wypoziomuje stół warsztatowy żeby się nie gibał. Wyniosę śmieci i umyję okna – będzie jaśniej! Przede mną tyle zadań. Szkoda tylko, że musiała wybuchnąć pandemia żeby to zrobić. Tym artykułem chyba stawiam się w najgorszym świetle. Mam jednak nadzieję, że znajdą się tutaj osoby, które podzielają moje problemy (jakkolwiek znowu to źle brzmi).

Jeszcze tylko kurze z kasków pranie ubrań motocyklowych i zasłużona lektura w czystym garażu. Przecież nie muszę lecieć do sklepu po najnowszy numer, bo mam prenumeratę i mogę poczytać co koledzy mają do powiedzenia o motocyklach, a jak już wszystko przeczytam to włączę stronę internetową i będę czytać w garażu, a co! Mogę, a w posprzątanym, wśród motocykli lektura smakuje jakoś lepiej!

 

KOMENTARZE