fbpx

Suzuki nie było ostatnimi czasy aktywne w segmencie crossówek. Od lat niezmieniany model, zamknięcie programów wyścigowych i brak promocji w tej dziedzinie są widoczne gołym okiem. Ale najnowsze doniesienia o nowym projekcie Suzuki, zdają się trochę tłumaczyć ten stan rzeczy.

Suzuki ostatnio rozwija się w bardzo dobrym kierunku i w świetnym tempie. Do niedawna dość okrojona oferta zyskała sporo nowych modeli jak V-Strom 800, GSX8-R/S czy GSX1000GX. Jest jednak segment, który Suzuki dość mocno zaniedbuje, a mianowicie crossówki. Zdajemy sobie sprawę, że to mocno niszowy rynek, jednak ostatnie poważne zmiany jakie Suzuki poczyniło w seri RM-Z miały miejsce w 2016, a w 2018 lekki lifting.

To szmat czasu i konkurencja pod wieloma względami im uciekła. Największym śmieszkiem z Suzuki w świecie motocrossowym jest oczywiście brak rozrusznika, ale żarty żartami, Suzuki odpuściło nie tylko rozrusznik, ale i rywalizację sportową. Od 2018 roku ani w MXGP ani w AMA Supercross nie istnieje fabryczny zespół Suzuki ani żaden z prywatnych nie ma znaczących wyników o fabrycznym wsparciu nie wspominając. Właściwie gdyby nie sentyment Kena Roczena, to Suzuki w żadnej serii nawet nie ocierałoby się o Top 10. 

Elektryczna crossówka Suzuki? Wszystko na to wskazuje

Ostatnio jednak światło dzienne ujrzała informacja, która trochę tłumaczyłaby zastój w rozwoju żółtych crossówek. Otóż okazuje się, że Suzuki pracuje nad elektryczną crossówką, a nawet zastrzegło już patenty dotyczące przekładni. Co prawda nie wiadomo na razie, czy elektryczna RM-Z (przyjmijmy roboczo tę nazwę), będzie wyposażona w skrzynię biegów i sprzęgło, ale wiadomo, że konstrukcja przeniesienia napędu powinna być kompatybilna z wahaczem i ramą spalinowych modeli. To akurat dobra informacja, bo można rozwinąć i poprawić istniejącą konstrukcję, a nie tworzyć nową, obarczoną ryzykiem chorób wieku dziecięcego. Na razie nie wiadomo kiedy powstanie ten motocykl, ale śmiemy podejrzewać, że jest to nieuniknione.

Co prawda świat motocrossu na razie nie odczuwa presji związanej z elektryfikacją, ale akurat w tej dyscyplinie elektryki spisują się znacznie lepiej niż na drogach. Przykłady już obecnych enduro, triali czy crossówek pokazują, że obecne baterie pozwalają na zrobienie treningu o podobnym czasie, co na spalinówce. Przy tym w elektryfikacji wyczynowych terenówek nie chodzi wcale o ekologię, a po prostu jest to propozycja kolejnego rodzaju napędu. Bo choć elektryk nie robi braap czy łututu, to osiągi i sposób rozwijania mocy są czasem na wyższym poziomie, a frajdy z jazdy z pewnością na nich nie brakuje. No i jest jeszcze kwestia dostępności torów, szczególnie w Europie. Coraz mniej jest miejsc, w których tory motocrossowe czy endurowe mogą bez przeszkód funkcjonować ze względu na hałas. Elektryki takie jak projektowane przez Suzuki, mogą być rozwiązaniem tego problemu.

KOMENTARZE