fbpx

Kanwą niniejszego felietonu będzie sytuacja całkowicie niemotocyklowa, którą życie przewrotnie powiązało jednak z nasza branżą.

Wszystko zaczęło się od burzy na forum bardzo lokalnej grupy osiedla na którym mieszkam. Ktoś zaczął wylewać gorzkie żale, że nie podoba mu się, gdy do jedynego sklepu na naszym osiedlu przychodzą panowie w samych klapkach i gaciach. Autor wpisu nie sprecyzował dokładnie o jaki rodzaj „gaci” mu chodzi, bo przecież te bywają różne. Od krótkich eleganckich oficerskich spodni prasowanych w kancik, będących jeszcze w czasie II WŚ w sorcie mundurowym armii brytyjskiej, poprzez sportowe szorty i basenowe slipki, na wypierdzianych majtach kończąc.

Wymiana zdań na temat granic wolności i kultury zachowań rozwinęła się bardzo szybko, niemal kończąc się rezygnacją admina z moderowania grupą. Ale ja nie o tym. Następnego dnia usłyszałem od żony: widziałam dzisiaj gościa w samych klapkach i gaciach na skuterze, widać jechał do naszego sklepu… To było oczywiście żart związany z sytuacją na naszej osiedlowej grupie, ale zastanowiło mnie w tym wszystkim co innego.

Niemal na całym świecie, a zwłaszcza w krajach Europy, Afryki czy Ameryki Południowej, leżących w nieco cieplejszych strefach klimatycznych niż Polska, widok gościa w klapkach i krótkich spodenkach jadącego skuterem czy nawet motocyklem nikogo specjalnie nie dziwi. Mało tego, wydaje się być raczej powszechny. U nas roznegliżowany gość na motocyklu zawsze budzi kontrowersje, a przynajmniej zwraca na siebie uwagę, również osób nie związanych z tematem, jak przykładowo moja Magda. Mnie zasadniczo też by to dziwiło, gdyby to była wczesna wiosna, jesień czy zima. Chyba że byłby to akurat ćwiczący przed sezonem mors albo himalaista. Jednak w środku upalnego lata – to już zupełnie inna historia.Wiem, że wkładam teraz kij w mrowisko, ale co robić, skoro spora część motocyklowej ludności świata przedkłada wygodę nad bezpieczeństwo. Bo przecież bezsprzecznie lepiej i przyjemniej jest wywalić się jadąc w stroju wyposażonym w odpowiednie protektory niż sunąć gołym tyłkiem po asfalcie. Tyle tylko, że ubrania motocyklowe mają też i swoje „plusy ujemne”, które uwydatniają się wyraźnie, gdy z nieba leje się niemiłosierny żar. Po pierwsze, są ciężkie, a w dodatku jest w nich jeszcze bardziej gorąco. Po wtóre, trzeba marnować czas na ich zakładanie i zdejmowanie. Sytuacja jest zrozumiała, gdy wybieramy się w jakąś poważniejsza trasę. Mam tu na myśli coś więcej niż 10-15 kilometrów. Ale gdy musisz szybko podlecieć do nieodległego sklepu czy znajomego, by pożyczyć szklankę cukru? 

Sam często znajduję się w podobnych sytuacjach. Przedwczoraj, w upalne popołudnie, pomagając przyjacielowi odpalać maszynę po remoncie musiałem szybko podjechać do swojego garażu (dystans 4200 m) po boostera, bo zabrakło prądów. Myślicie, że chociaż przez chwilę zastanawiałem się nad założeniem motocyklowego stroju? Pognałem skuterem w kasku, rękawiczkach, upapranych dżinsach i wyświnionym T-shircie. I w dodatku wcale się tego nie wstydzę. Zapewne właśnie z takich samych założeń wychodzi większość skuterzystów w Grecji, Hiszpanii czy Chorwacji.

Pamiętam nawet taką sytuację sprzed lat, gdy wybrałem się w towarzystwie ortodoksyjnego fana ubiorów motocyklowych na zlot Ducati na tor Misano. Upał był taki, że niemal wszyscy Ducatisti jeździli półnago, a organizatorzy zmuszeni byli przełożyć  całość imprezy na godziny nocne. Wspomniany znajomy już drugiego dnia zrezygnował z turystycznego stroju na rzecz właśnie krótkich gaci (w których czuł się doskonale), zaznaczając jednak, żebym nikomu o tym nie mówił. To był właśnie przykład triumfu komfortu nad bezpieczeństwem. Od tej pory minęło ponad dziesięć lat, więc zakładam, że wybaczy mi niedyskrecję. 

Nie znaczy to, że przeszkadzają mi motocykliści, którzy nawet na krótkie dystanse w środku lata zakładają pełen rynsztunek. To ich sprawa, ale chciałbym, żeby taka relacja była zwrotna. Chcesz mieć pozdzierane kolana i łokcie – twoja decyzja, musisz się liczyć z taką ewentualnością.   

KOMENTARZE